Napisałem kiedyś post pt.: “Must be the cycek“. Pamiętam jak dzisiaj, że płodząc go w umyśle, chciałem napisać zupełnie o czym innym niż wyszedł w rzeczywistości. Więc teraz wrócę na chwilę do tematu.
Musi być cycek. To prawda znana od lat. Jak jest, to jest fajnie. Klikanie rośnie, czytelnictwo też. Fakt, że cycek w świecie fotografii fashion (mody) jest nierozłącznym elementem sesji – nie jest już jednak tak oczywiste.
Zastanówmy się przez chwilę, czym jest i po co powstała fotografia fashion.
Niewątpliwie na początku istniała ona z jednego wyłącznie powodu – utylitarnego. Miała reklamować, pokazywać towar do kupienia. Służyła wyłącznie sprzedaży produktu, jakim były ciuchy. Oczywiście nie do końca jest to prawda, bo nazywana pierwszą modelką Virginia Oldoini (znana jako La Castiglione) robiła sobie całe sesje w różnych strojach za pośrednictwem dagerotypisty Pierre-Louis Pierson już w XIX wieku, tak dla siebie.
Jednak fashion, które znamy do teraz rozwijało się zdecydowanie później. Zarówno ze względów technicznych (kamery wielkoformatowe, światło żarowe), była on bardzo statyczna i modelki pełniły rolę wieszaków. I tylko wieszaków. Zdjęcia były aranżowane jak wystawa sklepowa. Potem świat ogarnęła magia wielkiego świata mody i zmieniło się tez podejście do fotografii fashion i pracy modelki. Najlepiej pokazuje to oczywiście klasyk “Blow-up” Antonioniego.
Fascynacja ciałem, mini, mini, mini… fotograf zaczął pokazywać nie tylko ciuch, ale przede wszystkim klimat. Seksapil. I tutaj dochodzimy. Dochodzimy do miejsca, w którym fashion przekształciło modelki w gwiazdy, w TOP modelki.
Fotografia fashion weszła kilka szczebli wyżej. Już nie służyła wyłącznie sprzedaży, prezentacji ciuchów, gadżetów modowych. Stała się odrębną dziedziną fotografii. Stała się najpopularniejszą dziedziną fotografii wraz z boomem na prasę kolorowa, na lifestyle jako taki, na kolorowe zdjęcia… jednym słowem eksplozja erotyzmu w fashion.
No i wreszcie cycki… Oto, ten erotyzm nadal był w sumie dość oszczędny. Modelki odsłaniały co nieco, czasami rzadziej, czasami częściej, ale klasyczna fotografia fashion w takich ikonach jak Vogue, zawsze była z lekka zachowawcza. Szczególnie w kwestii golizny całkowitej. I proszę mi tutaj nie przywoływać takich tuzów z historii jak Helmi Newton, który robił same gołe baby dla YSL – on to Sztuka, nie fashion :)!
Niestety trendy panujące od kilku lat w sposobie pokazywania (fotografowania) fashion mnie niesmaczą. Wczoraj dla przykładu. Oglądam najlepsza światowa edycję Vogue’a (najlepsza pod kątem fotograficznym) czyli włoski Vogue, a tam nie ma sesji, na której modelki (które mają reklamować modę, pokazywać ją) są wszystkie nago. W sumie to ja nawet nie wiem co one reklamują i gdzie tutaj fashion, bo one po prostu są nago. Jasne… że akt mi ktoś powie, ale przecież to magazyn modowy!? Tymczasem, ja widzę tylko gołe cycki. Wszędzie. Nie tylko w V. Po prostu wszędzie. I to bez artyzmu… po prostu naga baba.
W każdym razie… jakoś mnie to martwi. Bo co dalej? Cycki są. Tyłki są. Zmierzamy do czystego porno w fashion? Bo dalej już nie za wiele zostaje..? Trochę to przykre. Przykre, bo takie to proste. Jak znane powiedzenie fotografa do modelki podczas marnej sesji: “Nic już nie uratuje tych zdjęć…. – zdejmij bluzkę”. Jakoś mi to nie gra. Chyba wolę ciuchy na kobiecie, niż pod nią :)
Żeby nie było jednak tak słono na weekend, to proponuje fotografa, który też robi cycki i przywołałem go w tamtym materiale: Nicolas Guerin. Tym razem proponuje jego portrety. Wiem, że wielu z Was uważa, że zrobienie portretu osobie znanej jest proste. Nic bardziej mylnego. Nicolas robi to fajnie. I ma w folio mojego guru: Paolo Roversi.
Panie, ale Guerin w dziale fashion to swieci cyckami az milo ;)
Moda damska końca lat 60-tych epatowała krótkimi sukienkami i uwydatnionymi krągłościami. Nawet w Polsce, co widać na filmach z epoki. Potem nastały siermiężne, wstrzemięźliwe lata 70-te i 80-te. Nie widzę powodów, żeby po okresie golizny nie miał nastąpić okres purytanizmu. Cywilizacja rozwija się cyklicznie.