Są dziedziny fotografii, które z racji swojej specyfiki wymagają zdecydowanie większego zaangażowania czasu, wiedzy, a przede wszystkim pieniędzy, aby wejść na poważnie w dany obszar fotograficzny. Jedną z takich dziedzin jest z pewnością fotografia ptaków, czy ogólnie dzikiej przyrody.
Tutaj nie wystarczy bowiem chcieć, a powiedzenie “chcieć, to móc” powinno się zmieniać na “mieć, to móc”. Aby uprawiać fotografię dzikiej przyrody, ptaków na najwyższym poziomie musisz mieć: nieograniczoną ilość czasu, nieograniczony portfel oraz nieustającą chęć nauki zwyczajów zwierząt. A nawet jak masz te trzy podstawowe rzeczy, to może okazać się, że po prostu nie masz szczęścia.
Kiedy słyszę, że fotografować ptaki można w sumie byle czym, bo teraz są świetne matryce i zoomy o ogniskowych od 28 do 400mm, to zawsze korci mnie, aby wybrać się z takim amatorem ptaków w pole i zobaczyć, jak udaje mu się tym sprzętem wykonać idealnie techniczne zdjęcie przed wschodem słońca lub będąc zanurzonym po pachy w błocie skadrować lecącego tuż nad wodą gągoła (kaczka).
Elitarność fotografii można mierzyć na różne sposoby. Jednym z nich jest liczba osób uprawiających dany rodzaj fotografii. Jeszcze w latach 90, gdy zaczynałem przygodę z przyrodą, fotografów ptaków w Polsce można było policzyć na palcach jednej ręki – tych najlepszych. To była elita. Takie nazwiska, jak Artur Tabor (ś.p.) znane były tylko nielicznym i to w środowisku. Minione 20 lat przyniosło w tym zakresie dużą zmianę. Dostępność najwyższej jakości sprzętu, który kiedyś przywoziło się od znajomych z USA, coraz przystępniejsze ceny i zamożniejsze społeczeństwo, ale przede wszystkim cyfrowa rewolucja spowodowała, że obecnie naprawdę stosunkowo niedużym kosztem można kupić najwyższej klasy “ptasiarski sprzęt”. Ostatnie obiektywy Nikona z serii PF (600mm oraz 800mm) przełamały granice finansową, za którą stać na te zabawki było tylko najbogatszych. Używany przeze mnie jakiś czas temu (do momentu utopienia) Nikon Z 800mm f/6.3 to obiektyw, który kosztuje połowę ceny swojego poprzednika ze światłem f/5.6, a jego właściwości, lekkość i poręczność są po prostu niebywałe!
Elitarność a etyka
Czy wraz z dostępnością sprzętu, pomału zaczęło brakować miejsca dla coraz większej rzeszy fotografów, którzy chcą z bliska podglądać ptaki i je fotografować. Brzmi cokolwiek idiotycznie, ale niestety tereny najłatwiej dostępne, które jeszcze 10 lat temu przyciągały, co najwyżej zapalonych ornitologów, stały się obecnie mekką dla fotografów, którzy wreszcie mogą nacieszyć się swoim sprzętem i uzyskiwać rezultaty na najwyższym poziomie. Świetnym przykładem tego, czym jest obecna “elita” fotografii ptaków miałem okazję odczuć na swoich plecach (dosłownie) na jednym z najbardziej chyba znanych ptasich terenów w Polsce Północnej – Ujściu Wisły. Pisałem o tym na swoim blogu kilka miesięcy temu.
W najwyższym sezonie wiosennym i jesiennym (migracje) możecie tam spotkać po kilkunastu fotografów leżących i chodzących wokół ptaków, które brodzą przy brzegu wzdłuż plaży. I nie ma z tym żadnego problemu do czasu, gdy niektórzy z nich postanawiają obrać lepszą pozycję i skaczą przez leżących obok kolegów, jak kangury, Kładą się przed obiektywem i wyrażają zdziwienie, że ptaki się spłoszyły! Elita z dobrymi obiektywami i szybkimi aparatami. Zresztą nie jest to jedyne miejsce na mapie polskich spotów ptasich, bo dobrym przykładem może być Biebrza i słynne już miejscówki na bataliony. Sznur samochodów ustawionych przed zalanymi terenami zwiastuje, że zaraz przyjdzie Ci leżeć w trawie pomiędzy kilkunastoma innymi fotografami.
Czy to źle, że ludzie chcą fotografować dziką przyrodę? Nie, to nie jest złe. Każdy ma prawo fotografować, o ile nie robi tego bez pozwolenia na terenie rezerwatów, ale przede wszystkim nie przeszkadza innym i szanuje swoich kolegów. Etyka w fotografii ptaków (dzikiej natury) jest bardzo ważnym elementem odpowiedzialnego podejścia do swoich bohaterów. Można chronić przyrodę pokazując jej piękno, można promować jej walory, ale łatwo popaść w chęć wykorzystania ptaków na swoje własne, ludzkie, małe potrzeby. Pogoń za kolejnymi lajkami na Instagramie czy followami na portalach fotograficznych sprawiają, że konkurujemy z każdym, byle nasze zdjęcie ukazało się szybciej, częściej je oglądano i miało więcej reakcji i zasięgów niż konkurenci, którzy leżeli obok mnie na plaży. Etyka etyką, ale lajk musi być na moim “łolu” lub w moim streamie najnowszych wpisów.
To zabija w nas poczucie odpowiedzialności za nasze fotografowanie. To zabija w nas Etykę Fotografa Dzikiej Przyrody. Są w wprawdzie organizacje, które mają za zadanie uświadamianie nas – jedną z nich jest ZPFP (Związek Polskich Fotografów Przyrody), ale niestety mam bardzo mieszane odczucia, co do sposobu działania ZPFP przez ostatnie lata (jestem członkiem od lat kilkunastu). Nie widzę żadnej proaktywnej działalności tego gremium i całkowicie mnie to zdumiewa. Poza organizowaniem wewnętrznych konkursów foto, plenerów okręgowych (przez członków dla członków) nie odczuwam i nie widzę żadnego wkładu w rozwój samej fotografii i edukowanie młodego pokolenia. Zresztą jak wejdziecie na stronę związku, to gro ostatnich informacji to linki do sponsorów najważniejszego wydarzenia, czyli wewn. konkursu foto. Na próżno szukać tam jakiejkolwiek informacji o działaniach, które związek wykonał w minionych latach (żadnych sprawozdań!) na rzecz fotografii, edukacji, czy chociażby uregulowania statusu zasad fotografowania przyrody w przepisach prawnych obecnych (są one kompletnie nieżyciowe i niejasne).
Wracając do social mediów, przychodzi mi do głowy taka konstatacja:
Naszą etykę fotografów ptaków sprzedaliśmy za lajki i rozmieniliśmy na zasięgi.
A to stoi całkowicie w sprzeczności z naturą, której cykl życia toczy się w wolnym, powtarzalnym tempie. Nie dostrzegamy tego jednak i czasami mam wrażenie, że fotografowie biegają za ujęciami z tymi, jakby to było ostatnie zdjęcie w ich życiu. I tylko zdziwione dzioby biegusów zmiennych wyrażają całkowita dezaprobatę dla takego podejścia.
Sprzęt sam robi zdjęcia
Gdy w roku 2005 załadowałem Provię 400F do swojego wówczas Canona EOS 5 (wyjaśniam młodym, że nie mówię o R5, ale o analogowym body Canona sprzed 20 lat) i usiadłem w trzcinach koło mostu w Sobieszewie (okolice Gdańska), to wystrzelałem ponad 3 rolki (36 klatek każda), aby wybrać z tego może 5-10 ostrych zdjęć. Poprawnych technicznie. Mam te slajdy do dzisiaj z moim archiwum. Zrobiłem krwawodzioba oraz łęczaka, które wówczas miały na tych łąkach używanie (teraz stoją na tych siedliskach bloki i hotel). Nigdy nie pomyślałabym, że ówczesne pojęcie “ostrego zdjęcia” zmieni się o 180 stopni, a skany, które przechowuję na płycie CD trudno nazwać ostrymi patrząc na obecne standardy.
Od lat już twierdzę, że obecnie zdjęcia dzikiej przyrody nie są wykonywane przez fotografa, ale przez sprzęt. Sprzęt, który za nas myśli (ostatnia rewolucja AI), naświetla, wybiera kolory, przelicza w procesorze kolejne kadry i ostrzy za nas z szybkością 30 kl/s, a czasami 120 kl/s (migawka globalna). Dzisiejsza fotografia ptaków robi się sama w warstwie technicznej i potem w warstwie edycyjnej (remove generative AI). Ja po prostu odpalam mojego Canona R3 i kieruję obiektyw w stronę ptaka. Naciskam tylny przycisk AF, ten pod kciukiem i aparat w mig ostrzy na każdy wybrany punkt – na oko ptaka, oko bobra czy bielika w locie. AF przylepia się do niego i nie puszcza. Ja tylko prowadzę zestaw na statywie i naciskam spust elektronicznej migawki. Ponad 95% zdjęć jest ostrych w punkt. Stabilizacja w obiektywach, wsparta stabilizacją matrycy w body pozwala mi zapomnieć o złotej zasadzie: “dobieraj czas do dwukrotności ogniskowej obiektywu”. Nie muszę tego robić… wykonuję obecnie ostre zdjęcia przy czasach 1/125 czy 1/80 z ogniskową 800mm!
To nie są już czasy Włodzimierza Puchalskiego i sprzętu ściąganego z NRD czy ZSRR, w którym pojęcie ostrości było czymś całkowicie różnym od tego, co oferuje nam dzisiejsza technologia. W dodatku, technologią, na którą stać coraz większe grono fotografujących.
Czy jestem więc nadal fotografem elitarnym? Przecież te same aparaty mają i inni. Te same funkcje śledzenia oczu ma chyba już każda marka. Stabilizacja w obiektywie to standard, a nie wyróżnik. Czym więc stała się elitarność fotografii dzikiej przyrody? A może wcale już nie ma czegoś takiego, jak elita fotografów? Może nigdy nie było?
No więc jednak nadal są dziedziny fotografii, które są elitarne, ale nie tylko dlatego, że na obiektyw musimy wydać dziesiątki tysięcy złotych, ale z racji poświęcenia, które jest bezcenne. Z racji zainwestowania czegoś innego niż pieniądze – zainwestowania siebie, czasu, swojej pasji, ale przede wszystkim… z racji szacunku! W tym konkretnym wypadku, szacunku do przyrody, którą najgłupsze zwierze, jakie pojawiło się na planecie, czyli my – już prawie unicestwiliśmy!
W całej tej zabawie chodzi przede wszystkim o szacunek. Rzecz, której nie można kupić. Szacunek do ptaków, do natury, ale przede wszystkim do koleżanek i kolegów fotografów dzielących z nami te samą pasję. Bądźmy elitarni w swoich zachowaniach, jako ptasiarze i jako fotografowie. Po prostu. A lajki na social media, na których nam tak bardzo zależy… same przyjdą. A jeśli nie przyjdą, to pamiętaj, że jedną z rzeczy, które nie zabierzesz do grobu będzie Twoje konto na Instagramie. Za to szacunek zostanie z Tobą na wieki. Amen ;)
Sprzęt jest coraz lepszy, to prawda. Myślę jednak, że cały czas pomysł na kadr i łut szczęścia rozumiany jako bycie we właściwym miejscu i czasie to rzeczy, których żaden aparat czy obiektyw nie zapewni. Widać to szczególnie na dużych i uznanych konkursach. Wygrywają tam przede wszystkim kadry niezwykłe i nietypowe. Wykonanie poprawnie naświetlonego, ostrego zdjęcia ptaka siedzącego na gałęzi z rozmytym tłem już nie wystarczy, aby znaleźć się w gronie wyróżnionych. Trzeba wyobraźni fotografa i umiejętności wykorzystania sprzętu i warunków. Od razu na myśl przychodzi mi Mateusz Piesiak i jego malarskie ujęcia, których nie wykreował żaden automat w aparacie.
Co do etyki i elitarności, pełna zgoda. Jest z tym problem. Szukając w internecie informacji o fotografii dzikiej przyrody, zazwyczaj zostajemy zarzuceni reklamami, (tak zwanymi) recenzjami sprzętu, mającymi podsycić nasz apetyt na zakupy. Zdecydowanie mniej jest treści edukacyjnych (lub są mniej promowane) i uczących szacunku do innych i do otaczającego świata.
Ja również odnoszę wrażenie, że ZPFP stał się głównie organizatorem konkursów i plakatów reklamowych producentów szeroko pojętego sprzętu optycznego i wszelkich akcesoriów. Można by powiedzieć, że brakuje tam prawdziwej Wizji Natury.