Etyka w fotografii dzikich zwierząt, dla mnie szczególnie ptaków, jest prawie tak stara, jak sam wynalazek fotografii. Czy jako fotograf mam prawo ingerować w życie dzikiej przyrody? Czy usprawiedliwia mnie chęć zrobienia jak najlepszego zdjęcie? Czy przepisy prawa, w tym ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt , ustawa z dnia 16 kwietnia 2004 o ochronie przyrody oraz rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 16 grudnia 2016 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt wystarczają do etycznego fotografowania?
Może postarajmy się trochę poukładać te kwestie. Ten wpis będzie bazował na moim doświadczeniu i pewnej praktyce z ponad 20 już lat fotografowania. Nie spotkacie tutaj wykładni prawa, bo ja nie jestem prawnikiem. Skupię się bardziej na tym, jak istniejące przepisy mają się do praktyki fotograficznej i jak ja widze etykę fotografa dzikich zwierząt ze szczególnym naciskiem na ptaki.
Ptak dziki czy ptak wolno ŻYJĄCY?
Zacznijmy zatem od podstaw. Kiedy uznajemy, że fotografujemy dziko żyjące zwierzęta, ptaki? Wbrew pozorom, to jest bardzo zasadne pytanie. Na jednym z kilku forów poświęconych fotografii ptaków znajduję bowiem często takie oto opisy wykonanych zdjęć: “zimorodek w Parku Oliwskim“, “bączek w trzcinach przy stawie retencyjnym pod moim blokiem”, “sikorka modra na tyłach mojego domu przy karmniku” itd..
Czy Waszym zdaniem, w takich okolicznościach wykonywanie zdjęcia mówimy nadal o fotografii dzikiej przyrody? Oczywiście podchodząc do tematu literalnie, każde zwierzę żyjące na wolności można uznać za dzikie. Jeśli nie jest to zwierzę udomowione, gospodarcze czy po prostu oswojone i trzymane w klatce (zoo, cyrk, dom, ogród) możemy powiedzieć, że jest dzikie. Tutaj jednak warto zastanowić się czym jest zwierzę wolno żyjące a czym zwierzę dzikie? Czujecie różnicę? Dla fotografa, dla mnie różnica jest gigantyczna.
Wróćmy do wspomnianego stawu lub parku. Sfotografowanie kaczki mandarynki w Łazienkach w Warszawie nie stanowi żadnego problemu, bo są tam one zadomowione. Nie boją się ludzi, nie uciekają, można fotografować do woli. Na jednym ze stawów retencyjnych w Gdańsku, które leży w samym środku wielkiego, wielotysięcznego osiedla zadomowiły się bączki. Ptaki bardzo skryte i rzadkie w sumie. Nie boją się ludzi. Trzymają dystans, a ten staw jest ich “dzikim” domem. Żyją tam z otaczającymi je setkami przechodniów, rowerzystów, drących się dzieci… ich instynkt podpowiada im, że ludzie Ci nie są groźni. To po prostu kolejne zwierze, ale niegroźne.
No i mamy fotografów, którzy robią zdjęcia tym ptakom w miejscach publicznych, parkach, stawach, gdzie dzikość natury jest sprowadzona do “dzikości miasta”. Nie wymaga to żadnej wielkiej wprawy, wysiłku, po prostu w tłumie ludzi jesteś kimś, kto ma aparat i robi zdjęcie. I nie musisz tłumaczyć się nikomu, jak je wykonałeś. Masz rzadkiego ptaka, a że on jest praktycznie “udomowiony” przebywając w takim otoczeniu to… ważne czy nieważne?
Dla mnie cholernie ważne! Nie umiem i nie chcę fotografować w takich miejscach. Dla mnie nie ma to nic wspólnego fotografią dzikiej przyrody. Nie jest to wyłącznie kwestia etyki, ale chyba przede wszystkim osobistych odczuć. Nie ma nic gorszego niż zwycięstwo w prostej walce. W której od początku wiem, że wygram.
Fotografia ptaków w miejscach publicznych jest jak wyścigi Formuły 1 na komputerze. Niby to samo… a jednak.
Praca z dziką przyrodą to dla mnie intymne przeżycie. Metafizyczne i nacechowane szacunkiem dla “przeciwnika”, którego staram się przechytrzyć i uwiecznić na cyfrowej kliszy.
Taka właśnie odarta z tajemnicy i przyjemności oraz z osobistego piękna jest fotografia wolnych zwierząt w miejscach publicznych. Podchodziłem do tematu wiele razy. Czasami goniony rządzą posiadania w kolekcji kolejnego gatunku, ale efekty były zawsze takie same. Rezygnowałem. Moja ostatnia próba dopełniła przekonania, że to nie dla mnie. Gdy nad stawem miejskim w otoczeniu pijaków, wędkarzy, rodzin z dziećmi drącymi się, paradował naprawde rzadki ptak. Nie umiałem zrobić zdjęcia. To nie dla mnie. Moja etyka jest taka. Gdybym potem chciał pochwalić się tym zdjęciem na jakiejś grupie kolegów, to musiałbym opisać, że nie wytropiłem tego ptaka, ale że zrobiłem go między spacerującym tłumem.
dzikie ptaki na publicznych plażach
Ptaki brodzące, szczególnie w pobliżu rezerwatów, nie boją się żerować pośród plażowiczów latem. Szczególnie, że to my wdzieramy się na ich tereny, a nie one na nasze. I tutaj też mam problem, gdy ubrany w siatkę maskującą leżę od 3.00 rano w lipcu na plaży, by od 9.00 znaleźć się między golasami łaknacymi morskiej fali. Ptaki nadal żerują, chodzą między ręcznikami, ale robienie fotografii w takich warunkach to jest jak… no nawet trudno mi znaleźć słowa. Te ptaki są dzikie, zachowują się tak, bo nie mają innego wyjścia. Zajęliśmy ich tereny lęgowe, żerowiska, noclegowiska. Dostosowały się.
Staram się unikać takich sytuacji. Szukam miejsc odosobnionych, nawet kosztem mniejszej ilości ptaków, a co za tym idzie kosztem mniejszej szansy na zrobienia dobrego zdjęcia. Chcę jednak przebywać z nimi sam na sam. I zalecam wszystkim, by Wasza etyka fotografa ptaków szła w tym kierunku. Nie bójcie się… nie musicie sfotografować 10 nowych gatunków każdego roku. Uda się Wam za rok!
Znam jednak fotografów, którzy robią wręcz odwrotnie. Wykorzystując fakt niepłochliwości niektórych gatunków w obcowaniu z ludźmi, wykorzystują tę “ochronę” jaką jest tłum i publikują potem zdjęcia wykadrowane z ludzi i ręczników, jako dzikie zdjęcie. To jest oszukiwanie samego siebie i całego środowiska. Nie widzę sensu tak działać.
Czatownie – zło konieczne czy ludzka chciwość?
Pisząc w śródtytule o chciwości mam na myśli dwie jej formy: finansową i tę drugą związaną z żądzą posiadania zdjęcia określonego gatunku. Szczególnie takiego, do którego nie ma się szans nigdy samodzielnie podejść.
Usłyszałem kiedyś takie zdanie w jednym z podcastów o przyrodzie na Spotify, które czasami słucham: “Zawsze byłem przeciwnikiem czatowni i takiego sposobu podglądania zwierząt, ale niedźwiedzia w Finlandii musiałem zobaczyć i… zapłaciłem.”
No właśnie. Temat związny z czatowniami jest strasznie skomoplikowany i tylu ilu znam fotografów ptaków, tyle podejść oni reprezentują. Warto jednak trochę roztrząsnąć ten temat i podsumować z czym mierzymy się obecnie, gdy dzika przyroda musi wycofywać się pod naporem cywilizacji homo sapiens.
Kilka lat temu na fejsie skomentowałem post znanego fotografa przyrody (doskonale prosperuje do dzisiaj), który postanowił iść w komercje i, jak to się teraz pięknie mówi, zmonetyzować swoje doświadczenie i wiedzę o ptakach w formie czatowni-wypożyczalni. Wszystko zostało oczywiście ubrane w cały ten anturaż idei ochrony przyrody, edukacji, przybliżania życia przyrody itd, itp… pierdolety dla lepszego pozyskania pieniędzy z jakiegoś grantu lub z urzędów przyznających dofinansowanie i naganianie klienta, który uważa, że jego obserwacja ptaków w tej przemysłowej czatowni to jest wspieranie ochrony środowiska!
Czatownia owa (teraz to już chyba co najmniej 3 lub 4 różne lokalizacje ma ten fotograf) to nie miało być byle co. Miała on awyglądac na wzór tych skandynawskich czy niemieckich, gdzie masz zbudowany wielki dom z kilkoma lub kilkunastoma (!) stanowiskami do fotografowania wraz z zapleczem socjalnym i kibelkiem nawet! Wyraziłem swoją dezaprobatę dla tego typu uprawiania fotografii dzikiej przyrody. Zostałem w większości skrytykowany, że nie rozumiem idei. Że to bezpieczniejsze dla ptaków, że to gwarantuje poszanowanie natury i kontrolę nad pseudo fotografami-amatorami.
Oczywiście wszystko w tym projekcie było komercyjne. Płaciło się za miejsce, za czas i za poszczególne zwierzę. Każdy uczestnik robił dokładnie takie same zdjęcia podczas jednej sesji. Różniły się one o jakieś 2-3 stopnie kąta ujęcia, bo 8 osób siedzących obok ma szansę zrobić zdjęcia różniące się tylko tym – kątem ujęcia. Reszta jest identyczna. Przez kilka lat funkcjonowania takich czatowni, wszyscy fotografowali dokładnie tego samego osobnika z rodzaju drapoli i tego samego byka jelenia. Instagram był i jest zalewany widokiem tego samego ptaszora przez wiele lat.
Widziałem na YT program reklamujący jeden z rezerwatów w Holandii, na terenie którego zbudowano dla profesjonalnych fotografów przyrody podobne rozwiązanie, jeden z punktów regulaminu mówił, że jeśli nie uda Ci się sfotografować gatunku, który oferujemy, za rok masz wejście darmowe! Potem kopie tego zapisu widywałem w polskich ofertach czatowni. Dla mnie to jest istne komercyjne szaleństwo. Nie kupuję tych uzasadnień o bezpieczeństwie przyrody. Nie kupuję argumentów o walorach edukacyjnych tych komercyjnych bud-stodół. Dla mnie, i powiem to z bólem, przypomina to “burdel”, w którym za udawaną przyjemność każą Ci zapłacić.
Oczywiście, zaraz podniosą się głosy, że nie każdy może lub umie samemu sobie stworzyć warunki do czatowni, że nie ma sił na podchodzenie i siedzenie w zimnej wodzie, że nie ma pieniędzy na profesjonalny kamuflaż. Niestety nic z tego mnie nie przekona… uważam bowiem, że samym sednem mojej pasji, jego trzewiami jest DOJŚCIE do możliwości sfotografowania ptaka. Nie sam fakt naciśnięcia spustu migawki, ale wykonanie całej tej tytanicznej czasem pracy, by w ogóle do takiej szansy zdjęcia doszło. Tutaj nie ma dla mnie dróg na skróty, a już szczególnie w tak komercyjnym wymiarze…
Absolutnie moja etyka fotografa akceptuje samodzielne czatownie wykonywane na własny użytek w celu bezpiecznego i prostszego fotografowania dzikich ptaków. Jestem za tym, by każdy sam spróbował zainwestować w namiot, kilka tyczek, parę siatek maskujących i na terenie, na którym wolno to robić skonstruować własną czatownię. Gdy jednak wchodzi w to aspekt zarabiania kasy na dzikiej przyrodzie w aurze ochrony środowiska, to jest to dla mnie bardzo dyskusyjne.
Naturalnie, nie mam nić przeciwko obserwowaniu zwierząt w ten sposób, ale publikowanie potem zdjęć z czatowni, gdzie obok mnie siedziało 15 osób i pisanie o dzikiej przyrodzie i sukcesie fotograficznym… to trochę trąci żenadą.
Szanuj fotografów fotografie – dzika przyroda na social media
To jest chyba najtrudniejszy obszar działania fotografów. Wzajemny szacunek i szacunek do czyjejś pracy. Mam wrażenie, że od dłuższego już czasu bardzo spada u nas zapotrzebowanie na etyczne zachowania względem koleżanek i kolegów fotografów. Strasznie w tym obszarze nabruździł nam internet i portale socialowe typu Instagram.
Zaczęliśmy bitwę o lajki. Straszna to jest walka. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo ambicje fotografów zostaną podkręcone przez to dzielenie się swoją fotografią w Internecie. Tymczasem, okazało się, że dla lajków, polubień i followów jesteśmy w stanie podkładać świnie, krytykować pod anonimowymi kontami, obrażać i deprecjonować cudze osiągnięcia.
NAsze zachowanie w sieci i brak hamulców w krytykowaniu, jaki złudnie daje nam pseudo-anonimowość przekłada się na relacje w prawdziwym życiu. Moje doświadczenia opisałem w poście poprzednim o “Fotografie chamie” i trudno mi coś w sumie tutaj dodać. Istnieje wprawdzie coś takiego jak Kodeks Etyki fotografa dzikiej przyrody utworzony w Związku Polskich Fotografów Przyrody, ale nie wszyscy doń należą, a poza tym, to tylko wskazówki. Pozostaje mi tylko wierzyć i ufać, że edukacja młodzieży, edukacja wszystkich fotografujących i przykłady płynące z naszego własnego zachowania będą w przyszłości skutkować. Nie widzę tutaj żądnej innej drogi do tego, aby każdy z nas zbudował własną etykę i gdy widzi kogoś zajmującego dobre miejsce fotograficzne, nie deptał po nim, ale wycofał się, przyszedł innym razem i z szacunkiem pozwolił innym pracować.
fotografia dzikiej przyrody – przepisy prawne
No i tutaj docieramy do sedna. Czy polskie prawo w wystarczającym stopniu reguluje kwestie fotografowania dzikiej przyrody. Czy jest restrykcyjne, czy wręcz odwrotnie zbyt mało precyzyjne? Na wstępie przytoczyłem linki do dwóch podstawowych i w zasadzie jedynych przepisów prawnych, które starają się regulować kwestie jak i gdzie można fotografować dziką przyrodę. W odniesieniu do dzikich zwierząt mam jednak pewien niedosyt, a właściwie to dysonans.
Wydaje mi się bowiem, że traktując literalnie przepisy Ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 o ochronie przyrody oraz Rozporządzenie w sprawie dziko żyjących zwierząt, większość moich zdjęć wykonana została nielegalnie lub niezgodnie z tym zaleceniami. Brzmi dziwnie? No to sprawdźmy.
Ustawa w art. 52. 1. pkt 14 stanowi:
“W stosunku do dziko występujących zwierząt gatunków objętych ochroną gatunkową mogą być wprowadzone następujące zakazy:
14) fotografowania, filmowania lub obserwacji, mogących powodować ich płoszenie lub niepokojenie;”
I w tym cały jest ambaras, że Ustawodawca nie określił co oznaczają oba te sformułowania: “płoszenie lub niepokojenie”! Oczywiście każdy z nas instynktownie rozumie co one oznaczają, ale w prawie nie opieramy się na domysłach, czy instynkcie. Dodatkowo, listę zwierząt objętą ochroną gatunkową, a więc podlegającą tym przepisom reguluje dopiero rozporządzenie z 16 grudnia 2016 roku.
W par. 6.1, pkt 4 rozporządzenia sprecyzowane jest, co nastepuje:
“4. W stosunku do dziko występujących zwierząt, oznaczonych symbolem (3) w załączniku nr 1 do rozporządzenia, wprowadza się dodatkowo zakaz fotografowania, filmowania lub obserwacji, mogących powodować ich płoszenie lub niepokojenie.“
Jeśli przejrzycie sobie załącznik nr 1 do tego aktu wykonawczego, to okaże się, że nie wszystkie gatunki chronione są objęte przywołanym zakazem. To jednak nie jest najważniejszym elementem, który może nas fotografów dotyczyć. Tym ważnym jest nadal pytanie: co oznacza dla ustawodawcy płoszenie lub niepokojenie?
Popracujmy na przykładach.
Zacznijmy od banalnego przykładu z mekki krajowych fotografów: plaża Mikoszewo, która znajduje się także częściowo w rezerwacie Mewia Łacha.
We wspomnianym załączniku nr 1 do rozporządzenia mamy cyfrę 3 postawioną przy popularnym na tym terenie gatunku: sieweczka obrożna. Czy fotograf podkradają się do spacerującej i żerującej sieweczki obrożnej płosząc ją swoją sylwetką (zbyt krótki dystans) łamie przepisy ustawy? Jest to widok nagminny tam. Nie ma innej metody sfotografowania tego ptaka, jak podejście w miejsce żerowania lub czekanie na zbliżenie się ptaka i po skończonym zdjęciu ponowne jego niepokojenie poprzez ruch aparatu lub ciała. Tak wygląda codzienność w Mikoszewie. Nie tylko zresztą w wykonaniu fotografów, ale także ornitologów. Nie ulega wątpliwości, że ptak jest niepokojony i płoszony przez samą obecność fotografów. A jeśli ktoś uważa, że to nie jest płoszenie, to jak ma to udowodnić? Fotografia więc, wykonana w tych warunkach jest złamaniem rozporządzenia, a w związku z ustawą, czyn taki jest wykroczeniem.
Przykład następny.
W tym lub zeszłym roku na terenie jednej z plaż koło Gdańska zlokalizowano sieweczkę morską. Ten gatunek jest oznaczony także cyfrą 3 w załączniku nr 1 do rozporządzenia. Podlega zakazowi płoszenia i niepokojenia. Wieść o tym gatunku rozeszła się natychmiast pośród nie tylko fotografów, ale przede wszystkim ornitologów. Następnego dnia, w miejscu żerowania było już kilkanaście osób, które chciały “zaliczyć” gatunek i szybko wrzucić to appki zbierającej obserwacje. Zresztą widok był porażający. Trochę jak w Warszawie ludzie napierający na jedyną aksamitkę w Centrum. Dla mnie, takie zachowanie ornitologów i fotografów w 100% wypełnia pojęcie niepokojenia i płoszenia.
Przykład z żołnami w okolicach rezerwatu Beka
To chyba jeden z najbardziej znanych przykładów, jak nieprecyzyjne prawo i brak samokontroli fotografów potrafi doprowadzić to istnego szaleństwa na punkcie danego gatunku. Stanowisko żołn obserwowane jest tam od lat. Każdego roku rzesza (trudno to inaczej nazwać) fotografów ciśnie w każdy weekend i nie tylko, aby sfotografować te ptaki. Wokół miejsc odpoczynku ptaków jest czasami po kilku jednocześnie fotografujących. Żołna również posiada cyfrę 3 w załączniku i podlega zakazowi płoszenia i niepokojenia. A czym jak niepokojeniem jest 3-5 fotografów sterczących pod jedną gałązką, na której przysiada ptak znoszący do gniazda pokarm!?
Podsumujmy
Czy prawo w Polsce wystarczająco chroni dzikie zwierzęta przed fotografami?
Czy dzikie zwierzeta w Polsce powinny być w ogóle chronione przed fotografami?
Dla mnie sprawa jest niestety bardzo problematyczna. Nie jestem zwolennikiem zamykania lasów, tworzenia dziesiątek rezerwatów, do których dostęp mają tylko naukowcy lub fundacje, które żyją z grantów UE. Dla mnie, jako obywatela i fotografa amatora ważne jest dobro przyrody, ale nie kosztem ograniczania wszystkim dostępuu do terenów przyrodniczo unikalnych.
W ramach przepisów dotyczących fotografowania wymagane są bardziej precyzyjne określenia. Nie po to, by karać fotografów za każdym razem, ale by wyznaczyć bardziej precyzyjne granice ingerencji fotografa w środowisko i życie dzikich gatunków. Obecna sytuacja jest w mojej opinii całkowicie pozbawiona realnych regulacji. Nieprecyzyjność i wieloznaczność ustanowionych zapisów w zakresie fotografowania i wpływu na dzikie zwierzęta jest zaniedbaniem ze strony ustawodawcy. Nie mam na myśli stworzenia jakiś bardzo restrykcyjnych przepisów, które w konsekwencji ograniczą mi możliwość amatorskiej fotografii zwierząt dziko żyjących, ale doprecyzowanie pojęć to minimum czego powinniśmy, jako fotografowie oczekiwać. Nie tylko jednak ustawodawca ma tutaj za uszami.
W zakresie działalności organizacji pozarządowych, np. takich jak Związek Polskich Fotografów Przyrody, mam bardzo krytyczne zdanie o ich “niedziałaniu”. Należę do ZPFP od kilkunastu już lat. Niestety w działaniach związku nie dostrzegam żadnych istotnych korzyści dla fotografów, dla przyrody, a jedynym przedsięwzięciem, które pochłania całą energię związku jest organizacja raz do roku festiwalu fotografii dla jej członków. Nie tak wyobrażam sobie działanie związku, który powinien być motorem zmian w przepisach, prowodyrem i prekursorem edukacji fotografów w kraju i kierunkowskazem w kwestiach etycznych. To jednak temat na osobny wpis.
Mam nadzieję, że tych kilka słów w kwestii etyki fotografa przyrody będzie dla wielu osób po prostu wstępem do samodzielnego zgłębienia tematu. Z wieloma rzeczami możecie się nie zgadzać i widzieć je zgoła inaczej. Rozumiem to. Zachęcam jednak do trzymania się najpiękniejszej zasady: przede wszystkim, nie szkodzić przyrodzie i dzikim zwierzętom!
Wystarczy wprowadzić zakaz fotografowania obiektywami dłuższymi niż 50 mm (w tym zoom cyfrowy) oraz obiektywami makro (w tym pierścieniami pośrednimi i mieszkami), a problem z nieetyczną fotografią przyrody powinien się rozwiązać niejako sam.
To chyba jednak niczego nie rozwiązuje. Wbrew przeciwnie, jestem pewien, ze fotograf ze szkłem 50mm po prostu podejdzie bliżej i wlezie do gniazda ptaka :)
Nie zajmuję się fotografią dziko żyjących zwierząt, ale się wypowiem. Osobiście nie mam problemu z tymi czatowniami na godziny itd. Co prawda jeszcze chwilę temu nie wiedziałem, że coś takiego funkcjonuje, ale mam pewne przeczucie graniczące z pewnością, że dla dzikiej przyrody lepiej jest, że klientela tych czatowni płaci za zrobienie zdjęcia tego samego ptaka czy jelenia i wraca zadowolona do domu, zamiast dewastować i zaśmiecać lasy. To ten sam typ, który opisałeś w swoim poprzednim poście. Dla takich fotografów nie liczy się to jak uzyskali swoje zdjęcie, ale efekt końcowy. A rzeczony efekt końcowy dla takich osób może być i po trupach. W końcu lajki najważniejsze. Może część z czasem dojrzeje i zacznie uprawiać tę nazwijmy to bardziej wysublimowaną formę fotografii przyrody (wiem, trochę zalatuje to tyi znawcami z pasty o torbie do chodzenia po bułki do sklepu), ale dla nas wszystkich lepiej będzie jak te formy spełnienia się dla fotografów będą na rynku.
Ludzie ogółem nie mają za grosz szacunku dla środowiska naturalnego (ani dla siebie nawzajem). Ile razy jestem w lesie na grzybach lub na biwaku to wychodzę z workiem pełnym cudzych śmieci. Wszędzie są ślady po ogniskach, butelki i plastik porozrzucane nawet wiele kilometrów od najbliższej drogi. Więc z mojej perspektywy, im więcej łowców lajków będzie zdobywać swoje trofea w kontrolowanych warunkach, tym lepiej dla tej dzikiej przyrody.
Dzięki za komentarz!