Fotografia to pewien rytm. Drgania naszej jaźni przełożone na obraz. Jak drgania cząsteczek powietrza przenoszących fale dźwiękowe. Coś wprawia w drżenie rzecz obok, a ta przewodzi to drganie rytmicznie na kolejną cząstkę. Napędzają się jedna od drugiej. Tak samo w fotografii napędzają nas rymy i rytmy. Powtórzenia i synkopy. Wstrzymania rytmu i złamania linii.
Do tego dochodzi kolor. Jakby werbel podkreślający rytmiczność spojrzenia. Zaburzony jedynie sposobem kadrowania i dobraniem tematu przez fotografa. Uspokojenie w jednym fragmencie zdjęcia, natężenie i akcenty w drugiej części kadru. Jak w utworze muzycznym. A wszystko razem ma składać się w zamkniętą całość. Uzupełniać się. Smyki leniwie uspokoiły wodę, a niebo jakby z oddali waltorniami zaszumiały. W tym wszystkim nierówny element synkopy w postaci starego falochronu z powybijanymi już zębami.
I akcent na pierwszym planie. Jakby solista wstał zza pulpitu i odegrał partię solową.
Polecam Wam muzykę podczas fotografowania. Uspakaja, ale i drażni. Uwrażliwia. Potem, patrzy się na scenę zupełnie inaczej.“Rytm synkopowany”, Fuji X-pro2, 10-24/4, Hitech 10-stops, .9 Lee GH
Proponuję zrobić doświadczenie: odwrócić ten obraz do góry nogami. Jak spojrzałem, to była to moja pierwsza reakcja.
Otrzymujemy przerażające zjawisko na niebie ;-)
Ileż to można o nim napisać. Albo może to tylko ja tak odczuwam?
@Piryt: w tej formie również wygląda dośc niepokojąco, zwłaszcza to zestawienie jasnych i ciemnych kolorów :)
Piotr, to jednak Fiudzi? :)
Mam kilka systemow obecnie. Szukam Zlotego Graala. I go nie znajde :)
czyli ty po prostu kryzys wieku sredniego masz i aparaty zbierasz? :P