Wszystkim gorąco polecam wystawę fotograficzną w Zielonej Bramie w Gdańskiej Galerii Fotografii. Do 4 grudnia możecie tam zobaczyć prace Stanisława Szalaya, bardzo znanego i świetnie przygotowanego technicznie fotografa warszawskiego. Stanisław Szalay pod koniec XIX wieku otwiera w Warszawie sklep fotograficzny, chociaż chyba wówczas nazywało się to pewnie “skład materiałów do fotografii”. Jako chemik posiadał bogatą wiedzę o technikach fotograficznych, a swoje zainteresowania szybko skierował w stronę wykonywania fotografii, a nie tylko jej obróbki. Wkrótce, około roku 1989 publikuje swoje pierwsze prace, a wraz z teściem (wymienię go tutaj, bo nazwisko Wam znane) – Władysławem Skłodowskim – tłumaczą znany podręcznik fotograficzny G. Pizzighelliego “Wstęp do fotografii”. Skojarzyliście nazwisko teścia? :) Tak, otóż żoną Stanisława Szalay zostaje Helena Skłodowska, siostra Marii Skłodowskiej, później Curie. Nasz fotograf jest więc szwagrem naszej cudownej noblistki. Więcej szczegółów z bogatego życiorysu artysty możecie znaleźć na stronach MNG oraz TPNH. Wystawa “Krajobraz Polski”, pod takim tytułem pierwszy raz wystawiona w 1912 roku, pokazana w części obecnie w Gdańsku, to jedynie fragment spuścizny po Szalayu – niestety z tego, co wyczytałem wiele z materiałów rozproszyło się po świecie i trudno je zlokalizować, ale spora cześć jest w posiadaniu kolekcji Witolda Zahorskiego (po II WŚ zamieszkał w Paryżu), którego syn, również Witold jest z-cą dyrektora Biblioteki Polskiej w Paryżu. Napisał on zresztą wstęp do broszury wystawienniczej wraz z kuratorką Mariolą Balińską.
Jaką fotografię uprawia Stanisław Szalay?
Cudowną! Jest to fantastyczny kawał historii naszego kraju, społeczeństwa i pokaz kunsztu oraz wyobraźni fotograficznej. I pisząc to, nie mam na myśli wirtuozerii w operowaniu światłem, czy tanich popisów zachodów słońca. Stanisław jest doskonałym rzemieślnikiem i wie, że zapis fotograficzny stanowić będzie przez kolejne 100-200 lat podstawę do zachowania kultury danego regionu i zapewne szerzej – świata. Widać, że on to czuł. Ktoś powie, że to pewnego rodzaju typologie, próby jakiegoś socjologicznego zatrzymania tego, co minie. Zawsze zastanawiam się, czy wówczas fotografowie zdawali sobie sprawę, jak ważną rzecz robią. Czy wyprzedzali wyobraźnią swoją epokę i zakładali, jak potrzebne jest takie fotografowanie? Sam nie wiem. Niemniej, mamy teraz dzięki niemu wspaniałe portrety i sceny z życia różnych regionów Polski. Także miasta. I tutaj się zatrzymam, bo na wystawie jest zdjęcie Długiego Targu z Ratuszem Głównego Miasta zrobione dokładnie z narożnika Zielonej Bramy lub z najwyższego okna kamienicy gdzieś przy ul. Powroźniczej. Całą swoją uwagę skupiłem na jednej rzeczy. Wszystkie, ale to wszystkie zdjęcia architektury na wystawie mają… zachowaną perspektywę i budynki mają ściany proste! Jakie to normalne dla ówczesnych fotografów. To po prostu tak być musi wykonane. Nie inaczej. Elementarne zasady, których obecnie nikt nie rozumie lub nie przestrzega. Proste ściany. Wyjrzałem przez okno galerii i widziałem dokładnie ten sam widok, tylko 100 lat później.
Portrety to osobny temat. Są zwykłe. Pozowane lub inscenizowane zazwyczaj, bo technika fotografii na płytkach szklanych miała swoje ograniczenia. Ale chyba właśnie dzięki temu są tak mocno pracujące na zmysły. Wyobrażam sobie jak aranżował scenę fotograf, jak miejscowi chłopi, szwaczki czy rzemieślnicy słuchali “pana fotografa” z Warszawy i ustawiali się do zdjęci. Czegoś niecodziennego. Tutaj wypada wspomnieć o świetnym portrecie Rybaka. Szperając w bezkresnych zasobach Internetu przygotowując się do tego wpisu znalazłem rewelacyjny artykuł Izoldy Wysieckiej w Magazynie Kaszubskim na temat tego zdjęcia. Klasyczne dochodzenie na podstawie fotografii staje się wspaniałą opowieścią o historii miejsca, polecam gorąco – Magazyn Kaszubski.
Zdjęcia dobre. Mnie najbardziej podoba się Prząśniczka. Spostrzeżenie o zachowaniu odpowiedniej perspektywy w architekturze celne (pomijając warsztat zastanawiam się, jak wiele upływający czas przysłużył się tym pracom. W myśl zasady “chcesz mieć ciekawe zdjęcia, zrób je teraz i włóż do szuflady na …dziesiąt lat”.)
I jak już sobie tak rozmawiamy o podstawach, to zdanie “Ale chyba właśnie dzięki temu są tak mocno pracujące na zmysły” w powyższym tekście mi wyjątkowo nie odpowiada. Drogi autorze, nie można napisać: “Ale chyba właśnie dzięki temu tak mocno działają na zmysły”?
Pozdrawiam :)
Tylko zacytuję:
Fotografia staje się więc dla mnie dziwacznym medium, nową formą halucynacji: fałszywą na poziomie postrzegania, prawdziwą na poziomie czasu.
Halucynacją umiarkowaną, w pewnym sensie skromną, podzieloną
(z jednej strony „nie ma tego tutaj”, z drugiej „ale to naprawdę było”):
szalony obraz, ocierający się o rzeczywistość.
Roland Barthes
Po przeczytaniu Twojego postu pojechałem do Gdańska na wystawę – faktycznie kawał solidnej, a momentami też i pięknej fotografii. Dzięki za polecenie! A w zdaniu o tym, kto został żoną fotografa, odmieniłbym jego nazwisko – Szalaya. Przepraszam za wtręt, taki redaktorski nawyk.
Krzysztof. Dzieki za uwagi :)