Pisałem niedawno o Sopocie i mojej relacja z tym miastem, a właściwie o braku tej relacji. Dzisiaj spróbowałem ponownie. I wiecie co, odkryłem coś, co chyba tkwiło we mnie całkowicie nieuświadomione. Otóż ja w Sopocie bywam w złych godzinach!
Nie wiem skąd wzięło się u mnie przeświadczenie, że ludzie zaczynają dzień tak wcześnie jak ja. Tym bardziej w kurorcie plażowym. Przecież tam dzień zaczyna się po 11:00. I dlatego właśnie moje relacje z Sopotem są skazane na porażkę. Ja nie zrozumiem Sopotu, bo bywam w nim albo zaraz po 8.00 rano, jak dzisiaj, albo jestem po 18.00, gdy wszyscy odpoczywają przed wieczornymi szaleństwami w niezliczonych lokalach.
Oj ja bezmyślny.
Tymczasem koło 9.00 Sopot wyglądał dzisiejszego słoneczno poranka jak z innej planety. Wypalony.
Ładne i świetliste.