fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Za dużo, za mało

berlin036x

Wspominałem już, że z powodów czysto praktyczno-rodzinno-zawodowo-zarobkowo-finansowych zdecydowałem się sięgnąć po lustrzankę cyfrową. Ponownie. Generalnie, to bardzo cenię sobie akurat ten model, który odkupiłem od bądź co bądź słynnego fotografa (Miłosz ukłony!). Jak to zazwyczaj bywa na początku musiałem przypomnieć sobie o co biega w tych wszystkich pokrętłach, a że kolega używał ‘kastomów’ więc trochę pogrzebać musiałem i… pojawił się problem. O ile guzikologia poszła sprawnie, o tyle próba ustawienia czegokolwiek w tzw. menu podręcznym okazała się porażka. Ileż tego tam jest!

Lubię śledzić akademicko-forumowe dyskusje na temat fotografii i jej roli w życiu dyskutantów. Pomny tego, iż sam takie dyskusję toczyłem nie raz, a nawet je inicjowałem, to spoglądanie na coraz to dalej brnące wywody i teorie dostosowane już do obecnego świata, czynią mi dobrze. Ja po prostu to lubię.

Idąc tropem ilości “watości dodanej” (added value) do każdego aparatu, zwracam uwagę coraz mniej na ten czynnik. Manualne aparaty zazwyczaj kończyły swoje zaawansowane funkcje na pomiarze A (to już był wypas!) i M. W którą stronę poszedł świat i czy wszystko co pakują nam producenci do aparatów jest potrzebne do robienia zdjęć niech unaoczni takie małe porównanie:

Oba urządzenia służyły lub służą do rejestracji obrazu. Po prostu. Do robienia zdjęć :) I teraz w sumie rodzi się pytanie, którego poszukując odpowiedzi nie waham się zadać: czy to ma kres!? Nie, zupełnie nie mam zamiaru po raz kolejny wywoływać wojny analo-cyfrowej, po prostu stwierdzam fakt, że ilość funkcji w aparacie dawno przerosła jakąkolwiek rozsądną granice absurdu (o ile absurd ma rozsądne granice!). Po jaką cholerę te wszystkie kombinacje. Czy naprawdę ktoś z Was przeczytał od deski do deski taką instrukcję współczesnej lustrzanki? I proszę mi tutaj, nie dawać w tym miejscu za przykład nowoczesnych samochodów, których zawartości też nie znamy w 99.99%, ale jeździmy, bo czemuś to służy i postęp to wymusza. A gówno prawda!

Dość znany reporter powiedział mi ostatnio, że dostrzega różnicę między Canon Mark I a Canona Mark II. W obrazie. Ja się tak zastanawiałem długo,gdzie on widzi te różnice, skoro 90% Jego zdjęć ukazuje się w Internecie w rozmiarze 600px. Nawet mnie korciło zrobić taki prosty test i porównać te dwa aparaty. W sumie to już trzy, bo jak znam życie jest też różnica między Mark I, MarkII a Mark III :)! Jaka różnica ja się pytam!?

Oglądnąłem wczoraj odcinek “Było sobie życie”, ten o ludzkim oku. Na początku filmu jest wyjaśnienie dlaczego widzimy przedmioty. Foton w kształcie pszczółki Mai opowiada, jak szybko lata i jak odbija się od przedmiotów. Cała ta fotografia sprowadza się w zasadzie do dość prostej zależności. Światło / brak światła. Światło / cień. I tyle.

Może to wynik przeziębienia sporego, które powoduje, że zaciągam się powietrzem jak gruźlik, ale cholernie ciężko mi ostatnio oderwać się od wrażenie, że gdy ustawienie ostrości w aparacie wykonać można po zrobieniu zdjęcia w domu, to już jednak nie jest fotografia. Technologiczne bełkoty o postępie mnie nie przekonują. Czy jest granica wartości dodanej?

 

 

9 komentarzy

  • mam tą samą od lat i nie zamierzam zmieniać póki co bo wystarcza do moich zastosowań :) ale nie mogę dojść o jakiej Ty ilości funkcji mówisz? Wszystko tam proste i logiczne, nie ma żadnych wodotrysków czy zbędnych bzdur. Albo ja o nich nie wiem :D ale raczej wszystko tam dokładnie poprzeglądałem. Chyba ;)

  • Za Ludowe Chiny nie moglem dojśc do ładu z tymi CFn. Poza tym, ja już po prostu nie ogarniam technikaliów. Jak coś nie działa jak się przyzwyczaiłem, to dupa blada… :) A Miłosz nagrzebał w tych ustawieniach jak cholera, Miłosz! :)
    Strach mnie pierwszy wziąl i pamietam to do dzisiaj, jak w Fuji x100 chciałem cokolwiek ustawić. Potem mi ktoś wyjasnił, że akurat w tym aparacie menu to koszmar :) Dla mnie koszmary są w każdym z tych “aparatów” :)
    PS
    Choć przynam, że zjdęcia x100 robił wysmienite! Znaczy obraz był fajny :)

  • Z tego właśnie powodu nie mogę się przyzwyczaić do cyfrówki.
    W samochodach przejście z silnika z gaźnikami na multiwtrysk dla użytkownika było bezbolesne. Tymczasem ciężko kupić aparat, który miałby wygodnie wszystkie kontrolki w pokrętłach, bez klikania po jakimś menu na ekraniku LCD. Taki Contax 139Q, tylko że z cyfrowymi bebechami.

  • Iczek, trzeba bylo tego nie ruszac, tylko zdjecia robic :D

  • Eeee tam, gadanie – mam d7000 i wszystko, co potrzebne można bez wchodzenia w ekran zrobić. Ma możliwość ustawienia 2 “ustawień osobistych” dostępnych “zewnętrznie”, z czego właściwie potrzebne jest mi 1 – szybkie przestawienie na BW z automatyką czasu.

    A do menu wchodze, jak zapomnę skasować karte w komputerze. I tak już od 2 lat…

  • D7000 to prawie 3 tys. zł. Może przy tej cenie aparaty są wygodniejsze. Szukałem aparatu dla amatora, zamiast 139Q i w jego cenie nic ciekawego nie było.

  • Z cyfrowego sprzętu też obecnie mam D7K (i D200). Miałem D2h i D50. W przypadku każdego z tych aparatów w menu wszedłem raz, na początku, w celu ustawienia preferowanego sposobu obsługi z przycisków i kółek. Potem korzystam tylko z PSAM, sposobu pomiaru, korekty EV, wyboru pola ostrzenia i trybu działania autofokusa. Czyli z grubsza z tego czego użyłbym i w miarę współczesnym korpusie analogowym. Może jest to tylko wynik tego, że robię tylko w RAW i nie potrzebuje całego zaplecza efektowego, nie korzystam też z programów, bo po co mi one skoro przeczytałem te kilka książek o technice fotografowania i “programy” mam niejako w głowie ;-)

fotopropaganda blog o dobrej fotografii