fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Blow-up

Tytułem ględzeniowego wprowadzenia

Małe jest piękne…. mawiają ci, którzy nie mają pojęcia jak używać dużego i małego. To, że coś jest piękne będąc małym, nie oznacza wcale, że w powiększeniu nie uzyskamy lepszego efektu. Jak w tytułowym  “Blow-up” powiększenie dało nam możliwość zobaczyć szczegół nieosiągalny dla małego obrazka wielkości dłoni. Zasada ta idzie jednak w dwie strony… z dużego czasami warto zrobić małe.

…dobra, starczy tego bełkotu. Do rzeczy…

Niestety przechodząc przez bramkę “Internet” zmuszeni jesteśmy oglądać rzeczy takimi jak podadzą go nam właściciele praw autorskich, czyli Ci tzw. twórcy. A wśród twórców również są osoby, które nie zdają sobie sprawy, jak wiele mogą stracić nieumiejętnie prezentując swoją twórczość. Dlatego też nadal istnieje spora grupa fotografów, którzy w ogóle lub szczątkowo publikują (zgadzają się na publikację) swoich prac w “międzynarodowym śmietniku bylejakości”. Jest to w pewnym sensie wyłącznie bunt materii. Bunt bezzasadny i z samego założenia skazany na przegraną. Niestety muszę to napisać, ale nie da się obecnie praktycznie funkcjonować w świecie sztuki bez odzwierciedlenia tego w Internecie. W jakiejkolwiek formie, ale każdy musi być zapisany w jakimś tam spisie. Nawet jeśli nie z własnej woli, to organizator wystawy w realu, umieści miniaturki naszych prac w informacji prasowej, którą to z szybkością światła przekażą dalej wszelkie agencje newsowe i gazety i zanim się obejrzymy, informacja o naszej wystawie w Gdańsku, dotrze w ułamku sekundy do iPhona kolesia jadącego metrem z Bronxu na Manhattan… Nie unikniesz.

Pozostaje jednak strefa własnego wyboru. Własnych decyzji. Tego co Ty wymyślisz by dobrze i w dobrym rozmiarze podać swoje zdjęcia. No, ale nie ma to jak konkretny przykład. A więc proszę bardzo dzisiaj będziemy się pastwili nad zdjęciem Mojego Partnera Nieseksualnego (MPN). Od razu uprzedzam, że posiadam wszelkie formalne zgody na zarówno publikację, jak i pastwienie się…

Miniatura a Powiększenie

Oto mamy publikację na blogu: LINKA We wpisie jest umieszczone zdjęcie, a że autor konsekwentnie publikuje tylko zdjęcia, wiec nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Mnie jednak z początku trochę zdumiała miniaturka tego zdjęcia. Znam możliwości MPN i ta miniaturka jakoś mnie zdziwiła negatywnie. Oto corpus delicti:

Jakoś tak bez wyrazu. Wiele wszystkiego, jakiś taki bałagan straszny. Linie się przecinają pozornie bez ładu i składu, coś wjeżdża, coś wyjeżdża. No generalnie patrząc na ikonkę 400×400 pikseli – kichowato. Myślę, spadek formy. Zdarza się. Myślę, zbyt gęsto wywołane. Zbyt gęsto również w warstwie kompozycyjnej. Po prostu zaćpane to zdjęcie detalami.

Nie wiedząc, że można kliknąć zdjęcie, przeszedłem nad porażką MPN do porządku dziennego, trochę poprawiając sobie tym samym humor, że inni też potrafią mieć gorsze dni (ja takie mam od tygodni). Jednak zdjęcie mnie intrygowało i wracałem w końcu przez przypadek klikając na owe. I tutaj się z lekka zdumiałem. Jakbym wszedł w zupełnie inną rzeczywistość, a przecież fotka jest TA SAMA, TYLKO większa :) I to TYLKO robi różnicę. Nagle okazało się, że po kliknięciu zdjęcie może wyglądać tak:

I nagle te bałaganiarskie na ikonie linie zaczynają nabierać rytmu. Kadr rozmawia już z nami innym językiem. To co w miniaturze jest bałaganem, tutaj zyskuje rangę pewnego wątku, linie prowadzą nas zgodnie z logiką od lewej do prawej, budynki z tyłu mają szarą, przyjemną dla tła kolorystykę, wzrok wracający z ich dachów napotyka autobus, który wywozi nas z kadru i zamyka zdjęcie. Można? Można, wystarczy powiększyć. Cóż za niebywale banalny zabieg, dający tyle wartości… Pogratulowałem MPN. Podoba mnie się.

Ale zacząłem intensywnie myśleć o sposobach prezentacji zdjęć. Znowu. Już nad tym wielokrotnie myślałem. Sam mam strony, sam miewam obawy o sposób pokazywania zdjęć. Kiedyś już polecałem stronę Erwina Olafa, który umieszcza duże jpg z opcją “Save as…”. Ogląda się to wyśmienicie. Cóż… pozostaje nam jedynie uwierzyć, że duże jest równie piękne co małe. A czasami nawet ładniejsze.

Zachęcam do przemyśleń nad tym, jak pokazujecie swoje zdjęcia w sieci.

2 komentarze

  • Też mnie coś podobnego ostatnio spotkało. Siedziałem sobie w pabie i popijając pyfko, ujrzałem pocztówkę z widokiem z okna kardynała Dziwisza autorstwa Konrada Pustoły:

    http://www.viewsofpower.com/files/gimgs/1_dziwisz.jpg

    Na pocztówce turyści w prawym dolnym rogu są ucięci, a wieżę zjadła biała ramka… Już nie pamiętam, czy to dobre piwo spotęgowało moje wrażenie bylejakości, bezładu i miałkości tego, na co patrzyłem, czy to słabe oświetlenie… Pamiętam jedynie, że podczas rozmowy z kolegą nt rzeczonej pocztówki wyartykułowałem moje świadectwo odbioru w bardzo niewyszukanej formie (“patrz, k***, co to za pstryki w galeriach pokazują”). No a później zobaczyłem wspomniane zdjęcie w formacie ok. 130 cm dłuższy bok… I to już był inny kadr (firma pocztówkowa spartoliła oryginalne proporcje, przycinając do 3:2), z mnogością historii (np. zakonnik łapiący się za głowę, czy robotnicy w kolejce do nieba, przechodząca pod nimi pani i inne niuanse, niuansiki), z naturalnymi kolorami i szczegółami, których jako użytkownik małego aparatu aż nawet zazdrościłem przez chwilę (dłuższą)… Pomyślałem sobie nawet wtedy “kurde, jak ja mogłem sobie tak w tym pabie pomyśleć?”. Ale miałem powody. Nota bene obejrzałem potem także i inne fotografie z tego cyklu i teraz już chyba wiem, dlaczego tylko “Widok z okna Dziwisza” reklamuje ten cykl ;) Podejrzewam jednak, że gdybym zobaczył “Widok z okna prof. Zolla”, a może i nawet Gowina, to też bardziej by mi się podobały… ;)

    Inna kwestia to tak pozornie bagatelna sprawa jak profile kolorystyczne:

    http://www.viewsofpower.com/files/gimgs/1_dziwisz.jpg
    http://www.stylemiasta.pl/kulturalnie/wydarzenia/single/widoki-wladzy

    Na moim monitorze widzę kolosalną różnicę.

  • PS Oczywiście miałem na myśli powiększenia ww. “prac widokowych”, bo na stronie to… ;)

fotopropaganda blog o dobrej fotografii