Zwróciliście uwagę, że wszystkie te, tak obecnie modne, instalacje sztuki charakteryzują się jednym małym, acz dość znaczącym detalem. Oto wszedłem ostatnio do galerii w Gdańsku, która nazywając się fotograficzną aspiruje do rangi wystawiania wszystkiego związanego z mediami. Najczęściej są to oczywiście video-instalacje. Nudne to zazwyczaj jak flaki z olejem, bo samo video jest techniką nudną. Zwłaszcza to wystawiane w muzeach i galeriach. W sieci, można znaleźć jeszcze coś naprawdę na poziomie – i edytorskim i montażowym i techniczny. To, co wisi w galeriach to zazwyczaj wypadkowa nieudolności artysty do posługiwania się medium, które wybrał (rzadko który artysta jest jednocześnie bardzo dobrym grafikiem komputerowym czy montażystą) i żenujących wprost warunków prezentacji w samej galerii.
Wracając jednak do tego detalu. Otóż tym detalem jest tytułowy – kabel. Jedyna rzecz, którą zapamiętałem z odwiedzin wspomnianej galerii, to masa kabli łącząca różne rodzaje ekranów i LCD (wiszących, stojących, lezących), których organizator nie był w stanie ukryć. Tak więc mogłem podziwiać złączki i przedłużacze białe, czarne, z lampkami kontrolnymi. Mniej lub bardziej brudne, Na 5 gniazdek z uziemieniem lub wąskie wtyki bez uziemienia. Jednym słowem… galeria kabli i połączeń między nimi. Wspaniale! Na wszelki wypadek wspomnę, że układ kabli i ich plątanina, nie była (tym razem!) przedmiotem wystawy pod (o zgrozo!) tytułem: “Portret”. Brr…. :(
Nasunęła mi się jednak pewna konkluzja związana z tymi kablami.
Kabel stał się w ostatniej dekadzie jednym z najważniejszych aspektów fotografii cyfrowej. A tak dokładnie, to od początku jej pojawienia się, kabel jest nieodzowną jej częścią. Nie da się zrobić zdjęcia aparatem cyfrowym, nie posiadając kabla. Zazwyczaj jest to kabel zasilający, ale także kabel do zrywarki plików, kabel do dysku przenośnego. Fotograf cyfrowy, to fotograf, który musi się znać na wszystkich rodzajach złączek, wejść USB i innych pierdół.
Mój pierwszy aparat DRUH, na film 120mm, nie posiadał żadnego kabla. Potem pojawił się kabel, ale wyzwalający i nazywał się wężyk. I przez długi czas nie był elektryczny. Zresztą w życiu nie używałem elektrycznego, choć się pojawiły potem. Pierwszy kabel, który musiałem użyć, został mi sprzedany w komplecie z cyfrówką i się zaczęło…
“Kablologia stosowana”, to jedna z tych umiejętności, które, szczęśliwy, szybko zapomniałem wraz z porzuceniem aparatu cyfrowego. Kabla nie mam do aparatu i nie jest mi potrzebny do wykonania zdjęcia. I błogosławię fakt ten. Zwróćcie uwagę, jakie dziwne rzeczy przychodzą nam do głowy podczas odwiedzania galerii. Może to ich zaleta :)?
Ja też nie znoszę kabli, w związku z tym myślę o przejściu na oświetlenie naftowe. I tankowania też nie lubię, może więc koń….. :-)
Druh to był na 60 mm film (czyli typ 120)… to też był mój pierwszy. I mimo, że nie wykonałem nim żadnego zdjęcia to dokładnie zapoznałem się z jego konstrukcją, co nie było trudne, biorąc pod uwagę fakt, że składał się z trzech części na krzyż ;-)
Rafał – to się nazywa skrót myślowy dla speców foto :)
Z tych wszystkich “instalacji” w GGF, ta jest zdecydowanie najlepsza – ciekawa wizualnie i sklaniajaca do myslenia na kilku plaszczyznach. Tez zauwazylem kable (nawet sie zastanawialem po co cinch audio jest podlaczony – ot to płaszczyzna do myślenia), ale przede wszystkim ten pomysł jednoznacznie dyskutuje z fotografią, jest porządnie zrealizowany, a użycie video ma uzasadnienie w trzewiach tego projektu.
Mam cyfrówkę i nie mam kabla. Wsuwam kartę do komputera jak film do koreksu :-P
a kabel od powiększalnika?
No właśnie czytając od razu mi się nasunęło.. Ciemnia to miejsce wybitnie pozbawione kabli :-P Kabel do powiększalnika, kabel do zegara, kabel do lampy jednej, drugiej i trzeciej, czasami kabel do suszarki, kabel do radia. Czy faktycznie tak mniej tych kabli było? ;-)
No widzisz Iczku, zapewne nie byłeś na wernisażu i nie słyszałeś historii o kablach ;-)
Miało być ich znacznie więcej…
Pozdrawiam
Prędzej czy później i tak trafiasz na kabel, jakoś te zdjęcia jednak skanujesz ;-)