fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Donat[or]

Dobry pomysł to jest towar deficytowy. Czasami dobry pomysł fotograficzny jest na wagę złota. Czasami udaje się zarobić na pomyśle fotograficznym.

Na sąsiednim blogu trwa zażarta dyskusja prowadzona między występującym w “Dwójcy Jedynym” autorem Rudolfem a Roderykiem na temat zarabianiu na fotografii już gotowej. Wykonanej.

Ja natomiast zwróciłem uwagę na fakt, że by doszło do sprzedaży zdjęcia, trzeba je zrobić. A by je zrobić, często trzeba zarobić na to zrobienie. Innymi słowy, trzeba znaleźć kasę. Poza sponsorami, z którymi krucho, liczyć można na tzw. donatorów. Są jeszcze mecenasi sztuki, ale to już tak niebywałe, że praktycznie niemożliwe u nas :)

No wiec donatorzy. Często rekrutuje się ich z środowisk zapaleńców, których łączy wspólna pasja (np. utrzymanie serwera z nielegalnymi filmami, zrzuty okresowe są standardem). Cel jednoczy siły, a jeśli donatorzy mają z tego dodatkową korzyść, to tym łatwiej zaskarbić sobie ich cykliczne dotowanie (ang. donate – nie mylić z donatami). Jeszcze inną kategorią donatorów są donatorzy ideowi. Ci są najbardziej poszukiwani. Oni bowiem dają kasę na cel, na ideę. Nie oczekują zysku. Oni po prostu doceniają pomysł, projekt i chcą uczestniczyć w tym w wymiarze organizacyjnym, ekonomicznym. Po prostu uważają, że warto wydać parę złotych na coś szczytnego.

To coś szczytnego często niestety okazuje się zwykła grą pod publiczkę. Przykłady takich wydarzeń w branży foto otwiera, kompletnie moim zdaniem zdemoralizowany już projekt, Impossible Project. Z wielkich słów, wielkich idei została czysta komercha obtoczona w panierce z nieudolnych materiałów podlana sosem artyzmu. Donatorzy dostali produkt niepewny, niestabilny, przesiąknięty ideałami, a nie świeżą i gwarantująca cokolwiek chemią. To moja opinia.

Dzisiaj spotkałem się z nowym ewenementem. Nazywa się on Gerd Ludwig. Jego pomysł jest tak banalny i tak nieprawdopodobnie pod publiczkę, że aż musiał się powieść. Znaczy wiedzie się nadal (strona czynna od powiódł się to “widzie się -sic!?), bo Gerd znajduje coraz to nowych donatorów. Jak sam triumfalnie ogłasza w pierwszym dniu kampanii jego wyprawa do Czarnobyla spodobała się donatorom, którzy wpłacili już 1700usd !:) A na jego stronie jest jakiś automat, który informuje, ze zebrał już 10.000usd…! Czapka z głowy!

O co chodzi?

Ano Gerd postanowił wybrać się do elektrowni, której opary spotkały mnie 25 lat temu podczas powrotu z wycieczki do NRD. Pamiętam jak dzisiaj, jak cieszyła się moja rodzinka, że sobie jedziemy w aucie i pył nam nie zaszkodzi. Potem piłem to świństwo w szkole na korytarzu… brrr.

Jak pisze sam pomysłodawca, minęło 25 lat.. ble, ble… on chce sam naocznie to sprawdzić… jak tam jest….zrobić fotki… ble, ble….i zebrać w sumie 50.000usd!

Czy ja śnię, czy to jest wyciąganie z naiwniaków kasy na coś, co od wielu lat nazywa się “turystyką radioaktywną”? Sam mam kolegów, którzy już parę lat temu jeździli tam i po prostu robili foty. Chyba nawet są jakieś wyspecjalizowane biura podróży zajmujące się tym regionem. I te widoki pozostawionych lalek, poduszek itp…

Oświećcie mnie… co Gerd zrobi innego niż te parę tysięcy ludzi, którzy regularnie tam jeżdżą i robią zdjęcia..? O co chodzi? Kto dał mu te 1700usd…?

Czy zrobienie kogoś w donata jest aż tak banalnie proste?

12 komentarzy

  • Ten gość to bohater. I samobójca. Wszyscy to wiedzą. Życiem ryzykuje. ludzi to kręci. Płacą. Ale nazywają się inaczej. To denatorzy…

    :-)

  • Pewnie nie jest az tak proste. Zobacz sobie http://www.kickstarter.com/ – pojedyncze projekty koncza sie spektakularnymi sukcesami finansowymi, ale dramatycznie wiecej konczy swoj zywot na stanie 0. Marketing, marketing, marketing. Czasem marketing sie sam robi, tak jak w przypadku Viviane, ktora w osobia Johna Maloofa przebila juz trzykrotnie zalozone minimum -> http://www.kickstarter.com/projects/800508197/finding-vivian-maier-a-feature-length-documentary ale czasem pewnie trzeba sie naklikac, nie wspominajac o niezbedniku w postaci statusu lokalnej gwiazdy internetowej. Ciekawym pomyslem, jest idea “Tysiąca prawdziwych fanów” -> http://www.kk.org/thetechnium/archives/2008/03/1000_true_fans.php Jej rozwiniecie takze na blogu Mike’a -> http://theonlinephotographer.typepad.com/the_online_photographer/2009/03/1000-photographic-fansmaybe.html To tylko pierwszy post z serii artykulow Cteina – warto wyszukac i przeczytac kolejne.

  • Obejrzalem i doczytalem. Zapomniales dodac, ze to uznany fotograf, ktory juz dwukrotnie robil zdjecia w strefie zero – tam raczej nie docieraja pstrykacze radioaktywni. Gerd zbiera kase na zamkniety i spojny projekt, a nie fotki zrujnowanego przedszkola pociagniete HDRem. NIe chce dyskutowac o jego motywacji, bo wg mnie te skutki zdrowotne i srodowiskowe to jedna wielka ukrainsko-bialrouska sciema, ale chyba jednak nieslusznie trywializujesz ten projekt.

  • Jarek, ja też przewaliłem sieć o nim i nie odbieram mu zdolności i nie ujmuje talentu. Mnie chodzi i ten owczy pęd. Mechanizm, na który ludzie się nabierają. Uważasz, że powstaną lepsze, inne fotki niż te z lalkami tylko dlatego że wejdzie bliżej reaktora ? To ja już donowałbym lepiej Kacpra, co by tam poleciał na paralotni :)

  • Wiesz ile byś zdobył nagród, gdybyś cyknął ten sarkofag z ta wrodzoną sobie umiejętnością łapania kompozycji w locie… ?:)

  • Piotrze, ale skąd pewność, że nie powstanie najlepszy zestaw fotografii z Czarnobyla? Idąc twoim tropem, możemy negować próby fotografowania Afganistanu, bo przecież tyle już tam sfotografowano czy wysiłki portrecistów, bo najlepsze już powstały….
    Czy nie wyziera spośród linijek jakaś taka polska zawiść? Czy nie powinniśmy się po prostu cieszyć, że jakiemuś fotografowi się chce mierzyć z trudnym tematem oraz, że szuka i znajduje na to środki? Dla mnie to budujący przykład, że ktoś zamiast biadolić i utyskiwać próbuje po prostu działać. Nie żałujmy, że mu się udaje.
    A jak zrobi zdjęcia i je pokaże, to podyskutujemy o nich :-)

    PS Wiem, że intencją tekstu jest nazwanie jego donatorów frajerami wyrzucającymi kasę w czarnobylskie błoto, ale to ich kasa :-)

  • Sławek – ale ja nie mam zastrzeżeń do fotografii, które powstaną. To byloby przesuniecie czasowe :)
    Ja pisze o sposobie realizacji tego zadania od strony finansowej.
    Dla mnie to jest niezrozumiałe….

    To tak troche jakby krajowy reporter założył blog i napisał, że zamierza zrobić reportaz z kolejnego meczu Asseco Prokom o Mistrzostwo Polski i szuka sponsorów na sprzęt.

    Takich fot był już setki i tysiące, temat jest ograny, a inni robią to od lat.

    To mam na mysli.

    Ja nie wiem czy powstaną dobre zdjecia…. może powstaną

    A to, że kasa jest ich… no jasne. Wolna wola.

  • Czuje jakies dramatyczne zaburzenia komunikacji – kompletnie nie wiem o co ci chodzi :-) Czernobyl i post radzieckie kraje to konik tego fotografa. W Czernobylu byl po raz pierwszy juz w latach 80’tych, przez 10 lat zbieral material na ksiazke o rozpodzie ZSRR. Facet chce po prostu domknac ten temat i potrzebuje pieniedzy. Kurna, w czym problem? Postanowil, ze znajdzie je na Kickstarterze, ktory przezywa swoje 5 minut, a ludzie zdobywaja tam pieniadze na najrozniejsze projekty. Jeden zwraca sie o stypendium do Ministerstwa Kultury, drugi do MoMA, a trzeci do spolecznosci Kickstartera. W czym problem?

  • @jarek
    Problem w tym, że gdyby to iczek na Kickstarterze zdobył kasę na fajny projekt, dajmy na to postrzelanie sobie 24×24 do ludzi, to opisałby to jako fenomenalny portal, na którym ludzie doceniają czyjąś pasję i są pozytywnymi szaleńcami wydając na nią swoje pieniądze:)

  • @Jarek – dramatyczny to jest pomysł na wyciskanie kasy na taki projekt od ogłupiałych na punkcie Czarnobyla zachodnich bojowników o prawdę… :)
    Ech…. Ty lepiej rozumiesz co ja am na myśli niż udajesz… :)

  • @Kamil, uważaj sobie, jak będziesz zbyt celne komentarze pisał, to Ci się wcześniej czy później dostanie po głowie ;)))

fotopropaganda blog o dobrej fotografii