fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Ania z Zielonego Wzgórza…

Annie Leibovitz (American, b. 1949) Mikhail Baryshnikov and Rob Besserer,
Cumberland Island, Georgia, 1990


Anna-Lou “Annie” Leibovitz ostatnio oddająca się fotografowaniu żony prezydenta Francji wydaje w grudniu książkę pod tytułem “Annie Leibovitz at Work”.


Zapewne znajdzie wielu chętnych, ja sam się do nich zaliczam i polecam już teraz bookowanie pierwszych egzemplarzy. Warto to mieć.

Jakkolwiek nie oceniamy prac Ani, to coraz częściej spotykam jednak opinie, że jej prace zaczynają popadać w kałużę kiczu i bylejakości pomysłowej i opierają się na twarzach celebrities. Cóż… takie zdjęcia jak Whoopi w wannie z mlekiem czy Demi Moore w ciąży robi się raz w życiu… potem czasami nie wystarcza już weny…

Choć i tak etap Rolling Stones i zdjęć muzyków uważam za najlepszy w jej życiu.

A tutaj zobaczcie jak Anka pracowała z Królową Elżbietą :)

Jakie środki angażuje się w największe produkcje sesyjne dla Vogue !? Spójrzcie :)

4 komentarze

  • Zawodowcy zawsze walą tyle klatek na sekundę (scena z pierwszego filmu, gdy Annie idzie do parku)?
    Czy to tak na potrzeby filmu?
    Co później robić z taką ilością zdjęć? :)

  • Ale nudna ta sesja z królową – i przekłada się na to zapewne nuda i otoczenia, i obiektu, i fotografa. :/
    Naprawdę, nie wziąłbym się za zrobienie takiej sesji. :)

  • Ale bzdury – że niby jak się ma dużo kasy to nie można zrobić oryginalnych zdjęć? Brednie do kwadratu. Uważnie czytając, widać, że przeczysz sam sobie. Troche wcześniej – kilka postów temu – sam twierdziłeś, że gdybyś miał nieograniczone możliwości finansowe, to robiłbyś lepsze fotografie. Yeti – taki mityczny stwór mi się przypomina. I wychodzi na to, że ganiasz za nim raz w tę, raz w drugą stronę. To nie kasa czy ilość asystentów ma znaczenie a wyobraźnia fotografa. Absolutne mistrzostwo w minimalizmie podczas sesji osiągnał “pornograf” z małego księstwa. Kawałek starego flesza, byle jaki hasselblad i zdjęcia powstawały magiczne. Magia pisana dużą literą. Albo wspomniany przy okazji niedawnej dyskusji o formie, francuski fotograf. Magia. Fantazja. Arcydzieło. Jakoś nie przypominam sobie, żeby owi fotografowie potrzebowali tłumu pomocników podczas robienia zdjęć. Nawet wiecej – dzięki samotności, sam na sam z modelką tworzyli niepowtarzalny klimat, co dało się zauważyć na ich fotografiach. Ech… chciałbym mieć choć cząstkę ich geniuszu.

  • Tak sobie myślę, ile już razy przerabiałem takie argumenty… ale nadal miło, że są tacy jak Ty…:) Trwaj! Trzymam kciuki za te Twoje “byle jakie hasselblady” :)

fotopropaganda blog o dobrej fotografii