Czy aby na pewno?:)
Zastanawiam się często, kiedy moi rodzice zabrali mnie pierwszy raz do muzeum i czy ja to pamiętam. No nie pamiętam, bo ustaliłem z mama, że zabrali mnie w wieku kilku lat. W mej pamięci nie zostało nic z tamtej wizyty. Na co rodzicielka ma spokojnie, acz z tym cudownym doświadczeniem życiowym odparła:
– Nie chodzi o Twoją pamięć. Chodzi o Twoją wrażliwość… To był nasz cel.
Wrażliwość. Się ją ma lub się jej nie ma ponoć. Czy można ją wykształcić w dzieciach. No pewnie! – odpowie każdy. Im więcej napompujesz w dziecko sztuki w postaci tego, co ludzie mogą wymyślić i czego dziecko za boga chińskiego nie ma prawa zrozumieć, tym lepiej. Im większa doza abstrakcji w obcowaniu z dzieckiem, tym bardziej otwierasz mu szare komóry na inność, oryginalność, niesztampowość… po prostu na świat skomplikowany w swych wymiarach.
Od lat panuje w Polsce istny wyścig na dogonienie świata w dziedzinie “sztuka i jej pokazywanie dla dzieci”. Po wszystkich latach chudych, przyszedł czas aby dzieciom zapewnić dostęp do sztuki na poziomach i w formach, które od 100 lat panują na Zachodzie. Interaktywność, animowanie, dotykalność… wszystko to powoduje, że powstają wspaniałe miejsca, gdzie dzieci dotykają, macają, wyrywają, urywają… wszystko by lepiej przyswoiły trudne zagadnienia. I dobrze. Tak zapewne powinno być. Ja jednak znowu jestem w rozkroku. Z jednej strony bardzo podoba mi się nauka przez zabawę i poznawanie przez aktywne uczestnictwo. Jednak, mam straszliwą ciągotę ku starym metodom. Ku pokazywaniu sztuki tak jak ja ją poznawałem. W pewnej aurze tajemniczości. W szeleście filcowych kapci po kamiennej podłodze, w zapachu pasty do podłóg marki Buwi lub Woskol unoszącym się w muzeach, w okularach pań strzegących zbiorów przed samymi sobą. Takie muzea nadal są. Dziękuję, że są. Wybrałem się do muzeum takowego. Sprawdzić możliwość percepcji 4-latki.
Jest ograniczona. To wiedziałem. Czy jednak obraz gada do niezainteresowanego dziecka. Trochę tak. Sztuką jest choć na moment zogniskować rozbiegane myśli pacholęcia na czymkolwiek z obrazu. Efektów nie dojrzycie od razu. Wręcz byłoby to dziwne. Efekt przyszedł dwa tygodnie później.
– A pamiętasz te panią co karmiła w tej sali dużej i te diabły na złych ludzi?
Cóż… pytanie padło nie z gruchy, ni z pietruchy, ale jak miło się zrobiło :)
Nie zrażajcie się więc, jeśli dziecko nie wykazuje zainteresowania sztuką w chwili jej oglądania :)
Zabierajcie dzieciaki do muzeów, na wystawy. Warto. Oddadzą Wam to z nawiązką, fotografując samodzielnie i znając zasady kompozycji bez nauki tychże. Naprawdę! Byle tylko zaufania Wam starczyło.