Właśnie wróciłem z ciekawego wernisażu fotograficznego, którego autorem nie był fotograf. Świadom tego, że nie jest fotografem – zrobił wernisaż swojego pomysłu, który realizował przez cztery lata.
Sopot, Zatoka Sztuki. “My beds are everywhere”. Leszek Bzdyl. Jeden z wybitniejszych tancerzy i choreografów. Zrobił zdjęcia łóżek, w których spał w hotelach, salach, wszędzie tam, gdzie przebywał w nocy. 150 łóżek.
Zanim o zdjęciach słów parę, to przyznam, że możliwość przespania się z autorem podczas wernisażu była naprawdę ciekawym pomysłem :) Zwłaszcza, gdy obok przygrywa Olo Walicki w pidżamie :) Wielkie łoże, które po kolei “zaliczali” goście w towarzystwie Leszka dawało do myślenia.
Co do zdjęć. Jak pisze sam Leszek – ten Dziennik zaistniał z dwóch powodów, w tym jednym był bon towarowy, które zrealizował w sklepie EuroAGD gdzie kupił swój pierwszy i ostatni aparat fotograficzny Sony-DSC-W170.
I chyba tak też należy czytać wernisaż i fotografię Leszka. Należy, ale niekoniecznie. 150 fotografii łóżek rozbabranych może wydawać się po prostu nudne. Bezsensowne. Zwykłe. Proste. Ale przy tej ilości zaczyna to nabierać jakiegoś głębszego dna. I pomimo, że drugim powodem była integracja osobowości Leszka z Facebookiem, na którym umieszczał każdą fotkę łóżka zaraz po zrobieniu, to całość zebrana w wystawę gadała do mnie. Tak po prostu. Chyba to kwestia ilości. A może braku zadęcia w tym wszystkim. Ot był, zrobił, zamknął. Cieszy mnie to. Zwłaszcza, że Leszka fotografowałem.