Pisałem niedawno o moich rozterkach w kwestii tego, że wszystko już zostało zrobione i w myśl teorii Fukuyamy nastąpił “Koniec historii“. Wszystko już było. A ja mam wrażenie, że wszystko co robię, robili inni.
Od dłuższego czasu śledzę stronę i fotografię Davida Eustace’a. Parę lat temu rozpoczął projekt “American Character”, który zaprowadził go w najodleglejsze części Ameryki w poszukiwaniu pewnego “standardu” amerykańskości. Oczywiście takiego standardu nie ma i zdjęcia, które zrobił dobitnie to pokazują. Projekt wspierany przez Aparture Fundation zakładał, że 12 fotografów pojedzie szukać jak wyglądają Amerykanie. Przypominam prace Eustace (pisałem już o tym), który wybrał drogę nr 50 i nią podążał. Efektem są portrety Davida do zobaczenia TUTAJ. Lubię takie. Dyptyki, które dają oddech i pokazują detal. Zawsze jest to dylemat w fotografii portretowej. Skupiamy się na człowieku samym w sobie, czy na otoczeniu człowieka. Podejście fotografa determinuje całość projektu. Albo mamy główki, albo mamy socjologiczny aspekt. Robienie dyptyków rozwiązuje ten problem.
Polecam Wam całą serię. A potem…
A potem wracamy do mojego powątpiewania i wiarę w to, że Francis Fukuyama miał jednak rację. Oto bowiem, David zajął się człowiekiem pracy. I zrobił to świetnie.
Zacytowane powyżej zdjęcie jest tak malarsko dopracowane oświetleniem, że aż mnie skręca z zazdrości. Piękne światło. Maluje ten portret. Cała seria zresztą przedniej marki. Czyż to kolejne nie cudowne?
czy też to:
Gdzie tutaj nawiązanie do teorii końca historii?
Ano poniżej znane mi zdjęcia zrobione przez rodzimego fotografa w Gdańsku. Lat temu wiele. Jedynym aparatem cyfrowym, który do tego fotografa kiedyś przemówił, ze stałym szkiełkiem 50mm. Zastane światło. I jakoś tak podobnie bardzo. Wręcz mocno podobnie :)
Niby to samo, a jednak nie to samo. Tak sobie myślę, że chyba się jednak myliłem. Może wcale nie robimy kopii z kopii? Może każdy jednak wkłada pierwiastek czego innego?
A na koniec ta część fotografii Davida, która mnie powala na kolana. Uwielbiam.
Ja wychodzę z założenia, że gdyby dziesięciu fotografów tak samo skadrowało i oświetliło dziesięciu spawaczy to jednak każdy z tych portretów byłby inny. Dzięki potretowanym i dzięki portretującym. Portretowi “koniec historii” nie grozi.
Ale już na przykład spece od landszaftów mają chyba z tym bardzo realny problem.
A David powala!
Nie oglądać dobrych zdjęć jest źle, ale nie należy widzieć ich zbyt wiele.