Było już mnóstwo dyskusji na temat tego, gdzie jest granica wykonywania zdjęć. Co powinno się pokazać, a co powinno zostać tabu. Ten sam problem występował na wielu polach fotografii. Na wojnie – czy pokazywać trupy żołnierzy, podczas kataklizmów, podczas pogrzebów itd… Ostatnimi czasy, fotografia weszła jednak bardzo mocno w prywatne życie ludzi, za sprawą swej powszechnej dostepności i zatrważającej łatwości publikowania wszystkiego w sieci, że temat stał się podstawą do dyskusji na temat istoty ludzkiej.
Ludzie publikują zdjęcia swojego śniadania, obiadu i kolacji. Przed jedzeniem, po jedzeniu, w trakcie wymiotowania tego jedzenia.
Publikują zdjęcia spod prysznica swoje, swojej żony, kota, psa i dzieci.
Zosia ubiera trampki – fiu zdjęcie na twitter, Zosia płacze w szatni przedszkola przed pierwszym dniem – fiu na fejsa, zjadłem obiad z koleżanką z pracy – bęc na blogu, przymierzyłem nowe spodnie w sklepie – już zdjęcie z przebieralni ląduje w sieci. Koszmar.
Cóż zatem się dziwić, że i tematy dotychczas najbardziej intymne też są publikowane bez żadnej żenady. Nie dziwię się wiec Teremu Richardson, że zrobił zdjęcia umierającej w szpitalu matki i umieścił na swoim blogu. Akurat w jego wypadku, można doszukać się chociaż jakiejś generalnej filozofii robienia tego typu zdjęć, bo nigdy nie ubierał ich jakoś w cudze szaty.
Być może przeszkadza nam właśnie ta bezpośredniość zdjęć Terrego, która jest tak odmienna od wszak tego samego tematy autorstwa Phillipa Toledano. Ja zachwycałem się tymi zdjęciami, ich poetyką, plastyką. W zdjęciach Terrego raczej tego nie zobaczymy. Zobaczymy umieranie. Obrzydliwie dosłowne i obdarte z tej wspaniałomyślnej otoczki poetyckiej.
Czy Terry przesadził? Czy zarzut mu czyniony iż obok swoich gołych modelek umieszcza umierającą matkę jest słuszny? Czy posypanie sobie dłoni popiołem ze skremowanej matki nadaje się na publikację na blogu?
Dziwna ta fotografia, bo pokazuje rzeczy jakimi są. Pokazuje też rzeczy jakimi my je chcemy widzieć. Tego, czego nie chcemy widzieć, czasami trudno nam zaakceptować.
Jest więc granica tego czego nie sfotografujcie lub inaczej…. to co sfotografowaliście, a nie pokażecie?
Jest.
1. zdjęcie cyganki z nagim cyganiątkiem pluskającym się pod pompą na rynku miasta. Zdjęcie jest moim zdaniem dobre, sympatyczne, ale mimo to mam bardzo duże opory przed “pokazaniem ptaszka” obcego mi dzieciaka.
2. wszystkie zdjęcia, o których osoby na nich uwiecznione uważają, że źle wyszły :-)
3. Ostatnie zdjęcie, jakie zrobiłem swojej mamie. Była chora, źle się czuła, ale naciskając spust migawki nawet nie przypuszczałem, że niedługo potem umrze. Czytała artykuł w gazecie, gdzie ogromnymi, czerwonymi literami napisano tytuł: “BÓL”. Już w momencie robienia zdawałem sobie sprawę z symbolizmu tej fotografii, ale nie spodziewałem się, że tak szybko ów symbolizm stanie się jeszcze bardziej bolesny.
Wydaje mi się, że decyzja o publikacji takich zdjęć powinna należeć tylko i wyłącznie do fotografa i jego bliskich. Takie fotografie od innych wykonanych jako dokument-pamiętnik, różni tylko to, że mamy świadomość, że osoba na nich uwieczniona umierała i umarła. Czasem śmierć nie ma w sobie nic z poezji.
Trudno jest ocenic co kierowalo Terry’m, jednak nie da sie ukryc, ze posrod zdjec cyckow, spotkan ze znajomymi na kilku z nich umiera jego Mama. Nie bede sie rozwodzic i powiem, ze taka forma mi nie odpowiada.