Pamiętacie ten nieśmiertelny wśród fotografów tekst – “zrobiłbym tak samo”. Ma on różne odmiany, co bardziej zachowawczy piszą zazwyczaj w dyskusjach, że ktoś inny zrobiłby tak samo, argumentując jakieś zdjęcie, za które ktoś zapłacił milion, dwa lub po prostu powiesił w galerii. No przyznajcie się, czy choć raz w Waszym fotograficznym życiu nie powiedzieliście w duchu sami do siebie, stojąc przed jakąś wystawą galeryjną odtrąbioną we wszystkich elektronicznych mediach fotograficznych – sam zrobiłbym takie foto! Pewnie każdy to przeszedł.
Nie ma w sumie w tym nic złego. Dostrzeganie własnych talentów i krytyka wszczepiona każdemu z twórców, sprawia że wartościujemy i przyrównujemy wszystkie zdjęcia do nas samych lub naszych wyobrażeń “jak to powinno być zrobione” :)
Ostatnio głośno o najdrożej sprzedanym zdjęciu Andreasa Gursky’ego. Tu i ówdzie toczą się polemiki, że wydanie takiej kasy (coś koło 4mln dolarów – kto by to liczył) to zupełny obłęd. Ale czy sztukę, dzieło twór można przeliczać na pieniądze?! Nie chcę wchodzić w polemikę, czy TO zdjęcie jest tego warte. Zupełnie nie o to mi chodzi, bo to nie ja za nie płacę, ale zastanawiam się ino, czy to wszędobylskie “zrobię tak samo” nie jest jakąś kolejną cechą szaleństwa ilości i mnogości, którego doświadczamy obecnie?
Łatwo jest nam szafować tym stwierdzeniem, bo przecież mamy aparat. Nie dość tego, w Polsce osiedla willowe zaczynają wyglądać jak te z Ameryki z lat 60- 70-80. Co za problem więc zrobić takie zdjęcie:
W sumie nic prostszego. Ba! Zapewne wielu z Nas ma “takie” zdjęcie już gotowe na dysku, a nawet lepsze, bo niebo pewnie mniej przewalone. Dlaczego więc to Eggleston jest uznawanym za kolejny krok w rozwoju fotografii światowej, a nie ja lub nie Ty?
Częstą odpowiedzią jest przypominanie, że Ci uznani robią coś przemyślanie, że ich praca to wynik wielu lat systematycznego podejścia, że oni mieli pomysł i przez lat 12 go realizowali, że dzięki temu, zwykłe obrazki urastają do rangi wieloznacznych tworów wizualnych, które jedynie w kontekście tytanicznej pracy autora mogą być odbierane właściwie. Jest to niewątpliwie jedna z prób wyjaśnienia faktu, że za zdjęcie morza czy za fotografię dziecinnego rowerka ktoś trafia do historii sztuki lub nie. Ale czy to prawda?
Nie staram się rozwikłać pokrętnych dróg sztuki, bom nie jest sztukmistrzem. Wiem jedno, najbardziej cieszy mnie, gdy wysoką cenę uzyskują zdjęcia, które JA uważam za arcydzieła. W dodatku nie są wcale efektem tytanicznej, przemyślanej pracy, ale zwykłym łutem szczęścia, podlanym umiejętnościa patrzenia fotografa i zwykłym wyczuciem estetyki i kompozycji. Stąd też ogromna radość, że zdjęcie Chrisa Niedenthala “Czas Apokalipsy” zostało wylicytowane za 23.000 PLN na aukcji radiowej Trójki na rzecz Domów Dziecka. To jest coś!
napisałem na ten temat felieton do DCP na luty a to zdjęcie jest ikona i przedstawia zdarzenie czyli jest wypelnione merytorycznie nie tylko wizualnie i estetycznie wiec ma olbrzymia wartosc, zdjecie rzeki Ren jest jakby powiedzial poeta – “o niczym”
Foto Gursky’ego jest niby “o niczym”, choć z drugiej strony jeśli zwróci się uwagę na to, że ładnie poshiftował swoim linhofem 8×10, a później pracował nad nim ponad pół roku na komputerze, to trochę zmienia postać rzeczy.
Tego oczywiście na “reprodukcji” internetowej szerokości 300 pikseli nikt nie zauważy.
Aczkolwiek nadal 4 bańki za to foto to taka bańka… mydlana myślę.
A co Wy wiecie o Renie? Do biblioteki!
:)
Wszyscy grają w piłkę, ale wiadomo – na końcu i tak wygrywają Niemcy.
http://www.youtube.com/watch?v=S1KiV1Tl-tU&feature=related
a poważnie, to co by nie gadać i jak nie zrzędzić, to nie dorobimy się tak łatwo Gursky’ ego. ( przykład z “Czasem Apokalipsy” sympatyczny, ale to jednak nie te rejony )
Kamiokande jak Wyspa Umarłych Boecklina, 99 centów – kto jest lepszym fotografem Weltgeistu?