Nie wiem czy jeszcze komuś, kto czyta ten blog muszę przypominać, że fotografia to nie tylko pstrykanie fajnych fotek, ale pewien sposób na życie. A w życiu ważnych jest kilka spraw, w tym niewątpliwie jedną z bardziej istotnych jest zaufanie.
Warto chyba to czasami przypomnieć, szczególnie w kwestii portretu i pracy z ludźmi na ulicy. Wielu z Was robi tzw. dokument uliczny. Nie chcę tego świadomie nazywać fotografią street, bo mam wrażenie, że rożni się to zasadniczo. Mianowicie tym, że w dokumencie bardzo często nasz bohater jest w pełni świadomy naszych zamiarów i często tez pozuje nam. Oddaje się wiec fotografowi i jego zamierzeniom. Czymś jeszcze innym jest fotografia portretowa intencjonalna – wiem, żałosna nazwa :)
Kiedy wyruszamy w miasto z jakimś pomysłem i chcemy w nim skorzystać z ludzi spotkanych, to zaufanie do nas jako fotografów jest dla mnie naprawdę niesamowite. Wiele razy zadaję sobie pytanie, czy na prośbę obcego człowieka zapozowałbym na ulicy? Czy stanąłbym i słysząc tylko mgliste wyjaśnienia zrobił to, co on chce !? Ciekawe…
Jakież zaufanie musieli mieć do Grega Millera bohaterowie jego cyklu portretów ulicznych “Ash Wednesday” (Środa Popielcowa), który to projekt trwa już 13 lat. W każda Środę Popielcową, Greg idzie na ulice i fotografuje ludzi ze znakiem krzyża czynionym w kościele tego dnia. Oni pozują. Ufają mu. Kurcze… nawet sobie czasami nie zdaję sprawy, że zapytany przeze mnie bohater ma milion historii tego dnia, kiedy ja proszę go aby stanął, popatrzał. I tyle…
Projekt Grega Millera w skrócie poniżej, a całość na jego stronie i blogu.
PS
Tak, tak.. wiem, że miałem nie pisać na wakacjach… :)
Zaufanie Piotrze to podstawa . Miales byc na wakacjach, tak? :)