Przypadek, jak zwykle zresztą, sprawił, że nagle ni stąd ni zowąd znalazłem dwie godziny czasu na Starym Mieście w Gdańsku w środku tygodnia.
Cóż… kroki swe skierowałem najpierw do Gdańskiej Galerii Fotografii gdzie czekała na mnie zaległa wystawa Gierałtowskiego “Indywidualności Polskie”. Zestaw najgłośniejszych portretów znanych polaków, a może lepiej i od razu z pewną oceną powinienem napisać: “zestaw znanych Polaków na nagłośnionych zdjęciach”. Różnice językowe i wynikające z nich zmiany znaczeń są cudowną bronią w ocenianiu kogoś, nie uważacie…?
Mam problem z Gierałtowskim. Zaczął się on parę lat temu, gdy spotkałem się z nim w ramach spotkań z Mistrzami w Sopocie. Przyznam, że jego sposób narracji o własnych zdjęciach, swada z jaką opowiada przeróżne historie, ale przede wszystkim zdjęcia, które nie do końca do mnie przemawiają – nastawiły mnie od tamtego momentu “na jeżowo”. Czyli włosy mi się jeżą, gdy słyszę o Gierałtowskim. Nie dlatego, że go nie cenię, chyba raczej dlatego, że ja nie umiem dostrzec tego, co wmawiają mi autorytety na Jego temat. Że jest Wielki. Że jego portrety są Mistrzowskie. Że jest niepowtarzany.
No cóż… trochę mi niezręcznie to pisać, bo Gierałtowski był w jury, które kilka tygodni temu przyznało mi wyróżnienie w konkursie portretowym w Kole, ale może głosował na ‘nie’ :)
W każdym razie, to co zwisło w GGF jest dla mnie trudne do pochylenia głowy. Nie mówiąc już o czapkowaniu. Nie przemawia do mnie ani estetyka zastosowana w tych zbieranych przez lata fotografiach, ani pomysły na oddania charakteru postaci, ani w końcu sama strona techniczna odbitek – znaczy druków, bo to są wydruki.
Kiedy jednak czytam biografie autora i jego spis wystaw i to, gdzie wiszą owe portrety, to przestaje analizować i uznaję, że ja się po prostu nie znam na portrecie. Znaczy na tym artystycznym. Uznawanym. Chwalonym. A może po prostu jedynie uzupełniam szeroki zakres tego, co można zdefiniować jako portret. W każdym razie oglądnąć warto i nawet trzeba, bo to tzw. klasyka. Zachęcam. GGF na Grobla w Gdańsku.
Trochę przekornie, jako ilustrację do tego opisu używam fotografii nie Gierałtowskiego. To zdjęcie Wojciecha Druszcza zamieszczone na wystawie “Twarze ZAiKSu”, która niedawno zakończyła się w Łazienkach Królewskich. Jakże ten portret jest inny od tych ‘gierałtowskich’, taki mi bliższy znacznie…
Mistrz wystawia się na Głównym Mieście z widokiem na kościół Mariacki, tymczasem też na Głównym Mieście, ale przy Powroźników z widokiem na Motławę i spichlerze wystawiła się Magda. Magda Hueckel.
Znam jej różne projekty. Chociażby z sentymentu, bo Magda kończyła gdańskie ASP. Różnie też odnoszę się do jej prac. Najczęściej z kompletnym niezrozumieniem. Kiedyś chyba pisałem o jej projekcie ‘Autoportrety wyciszone’. Do dzisiaj nie chwytam. Ale to akurat da się łatwo wyjaśnić… ja nie kumam artystów :) Natomiast to, co pokazuje Magda w nowej (kolejnej już, bo trzeciej chyba) lokalizacji Gdańskiej Galerii Miejskiej, to proste zdjęcia. I pomimo prób zagmatwania ich odbioru przez towarzyszące katalogowi opisy kuratora i krytyka sztuki, wystarczy wejść i popatrzeć. I jest miło. Cykl ‘Lód’ jest prosty. Jest estetyczny. Jest jakiś i prezentuje się prosto i jakoś. Naprawdę dawno nie odpocząłem tak patrząc na te kilka zdjęć. W sumie podobnych. W sumie usypiających (nie wiem czemu krytyk napisał, że są groźne!?).
Jestem na tzw. tak. Całość możecie oglądnąć na stronie autorki >> TUTAJ, ale ma się to nijak do powiększeń powieszonych w dawnym lumpeksie.
A tak swoją drogą, cieszę się, że GGM ma coraz to nowe miejsca otrzymane od miasta, ale szkoda, że pieniędzy na ich przystosowanie jakoś brakuje, bo mnie nie rusza już spartański sposób prezentowania prac z dyktami w oknach, z obdrapanym wejściem i framugami okiennymi sprzed 40 lat. Skoro już robimy galerię, to najpierw zróbmy remont…! Przecież Gdańsk chce być stolicą Europy w 2016 roku!?
Tak wiec trójmieszczanie (?) mają dwie wystawy do zobaczenia. Polecam!
Subiektywizm o tym decyduje Piotrze. Mi podobają się zarówno Twoje portrety jak i portrety Gierałtowskiego. Fakt, zupełnie inne podejście ale cieżko mi powiedzieć, które lepsze a które gorsze. Schonberga też cieżko porównać dajmy na to z Brahmsem a lubie obu :) BTW dobrze, że przypomniałeś o Gierałtowskim bo będę niebawem w trójmieście to zobaczę od razu także tą polecaną przez Ciebie. Bardzo lubie ogładać wystawy, monitor już mi działa na nerwy :( Co odbitka to odbitka!
Barwa głosu to jedno, a fotografie to drugie. Gierałtowski może krzyczeć, piszczeć, a nawet pierdzieć, co nie zmienia faktu, że w swoim dorobku ma prace wybitne, dobre i niedobre. Sporo zależy od widza i jego widzenia – kwestia odbioru. Jeżeli chodzi o odbitki-printy-odbitki, to oglądając jego wystawę nie dopatrzyłem się wpadek. W sumie to coraz bardziej bawi mnie to wytykanie komuś stosowania technologii cyfrowej. Wszystko jest printem. “Platinium print”, “silver gelatin print”, “c-print”, “Giclee print”, nawet “print screen” ;) Warto pamiętać, że w j. polskim odbitka (która w j. angielskim jest printem) w określonym kontekście także może mieć znaczenie pejoratywne, podobnie jak “zdjęcie”.
No to pora wyciszyć sie już. Przy okazji obejrzę sobie zatem bdb. “Autoportrety wyciszone” Magdy Hueckel, a potem może pooglądam i pozdejmuję widoki górskie…
no i byłem na tych wystawach :) Zupełnie różne ale podobały mi się obie. Z czego Magda powiększała? Bardzo minimalistyczne to, zwłaszcza w takim wnętrzu.