O kwestii cykli w fotografii pisałem już nie raz. Coś, co uznać możemy za zamknięty projekt jest zdecydowanie lepiej przyjmowane przez wszelakie krytyczne środowiska, niż pojedyncze zdjęcie. W sumie to do dzisiaj nie rozwiązałem tej zagadki. Czemu!? Mądrzy odpowiadają mi jednym tchem: bo cykl świadczy o świadomości fotografa, o jego zdolności do analitycznego pojmowania swojej fotografii, o przemyślanym podejściu do twórczości.
Ble… jak słyszę coś takiego.
A jednak. To cykle wygrywają konkursy, to cykle są wystawiane łatwiej niż pojedyncze, nie powiązane ze sobą prace.
A ja z przekorą nie mam cykli. Nie umiem zamknąć totalnie żadnego prawie projektu fotograficznego. Skaczę z tematów i rozpulchniam pomysły kompostem kolejnych przebłysków mózgu. Kiedyś zrobiłem cykl portretów gdyńskich rugbistek:
Niestety okazało się, że to nieciekawe. Pewnie i racja. Moje “cykle” są nudne jak flaki z olejem, bo po prostu nie umiem ich robić :)
Cieszy mnie więc, że czasami ktoś dostrzeże moje pojedyncze cyki. Dlatego tez miło mi podrzucić Wam info, że zdjęcie “Jaki ojciec…” dostało wyróżnienie na konkursie “Portret” w Kole. Doskonale pamiętam te sesję i naprawdę dziękuje modelom za poświęcony czas :)
PS
Ciekawostka. Zdjęcie wykonane zostało na HP5, który po wywołaniu okazał się zadymiony przez skanery X-Ray na lotnisku. Na tym samym zaświetlonym materiale robiłem zdjęcia na Sri Lance. Wkrótce podrzucę parę efektów. Mimowolnie więc mam efektowy film. Chętnie zresztą zakupiłbym znowu zaświetlone pudełko HP5 w formacie 4×5 :)
Rugbystki fajne… Może warto ująć je w jeszcze kilka ujęć?
Skoro nie cykle, to może sekwencje? Coś jak np. “Sequentially Yours” Erwitta? :)
HP – to nie przypadkiem Ci od drukarek :o) ??
Tak odnosnie seri i projektow.
http://marklaita.com/ce.html
Znamy, znamy :)
http://iczek.blogspot.com/2009/01/polecane-mark-laita.html
Ha, juz zapomnialem o starym Iczku :)