Cień jest jedyna bronią w walce z dyktaturą słońca.
Cień w fotografii jest drugim poziomem odniesienia. Pierwszym jest światło i jego nasycenie. Zarówno w barwach, jak i w samym natężeniu. Każdy szanujący się fotograf zna zasadę, zgodnie z którą: “naświetlaj na cienie, wywołuj na światła.” To pozwoli Ci poprawnie zarejestrować szczegóły w na obu poziomach tych dwóch światów.
Pamiętam, że pojąłem czym jest cień wiele lat temu oglądając wielokrotnie już wspominany przeze mnie album Marcina Kydryńskiego “Pod słońce”. Tam walka tych dwóch światów i przenoszenie się pomiędzy władzą jednego nad drugim było idealnie pokazane. Pięknie.
Od kiedy zrozumiałem, że w kadrze powinno być zapisane zarówno coś w cieniach, coś w światłach i jeszcze dodatkowo coś pomiędzy nimi, moja fotografia stała się jeszcze trudniejsza do zrobienia. Potrzebowałem coraz więcej czasu na ocenę poprawną procesu. Może to był powód, dla którego street photography tak szybko mnie pokonał…? Ja musiałem poświęcić dużo czasu na zbadanie i rozłożenie tego, co chciałem mieć w kadrze. O ile chciałem to zrobić dobrze…
Ja wiem, że teraz w każdej cyfrowej puszcze ukryty jest cały kombinat, cały kołchoz małych, sprawnych ludzików, którzy analizują zapisane w pamięci tych aparatów układy i możliwe konfiguracje cieni i światła i potem w mozole, w ułamku ułamka sekundy, te ludziki ciosają a pikselach poprawną ekspozycję. Na dodatek, masz szansę ją poprawić potem… w domu.
– No na litość boską! Miejcie ludziska litość nad tymi kołchozami i czasami pomyślcie sami :) – chciałoby się zawołać…
Zdjęcie powyżej, to jedno z najważniejszych miejsc dla buddystów na Sri Lance. Mekka wszystkich wycieczek. W Kandy mieści się “Tooth Temple” i zgodnie z zasadami wszystkich chyba monoteistycznych religii na świecie, jest to miejsce przetrzymywania relikwii. Swoją drogą, samo pojęcie relikwii jest naprawdę nieprawdopodobnym zjawiskiem – warto się temu przyjrzeć…:)
Samo miasto jest miastem cieni i słońca. Jedynym naprawdę interesującym obiektem jest stojące w samym centrum więzienie. Piękne. Takie jakieś malowniczo gorące i nieocienione. Cień zdecydowanie przegrywa tutaj z dyktaturą słońca. A mur wystawia swój nagi tors od setek lat na jego promienie, najcieplejsze po 13:00, gdy od strony stadionu piłkarskiego grzeje na najdłuższy fragment muru.
Warto przycupnąć czasem w cieniu i poczekać na linii demarkacyjnej między f:5,6 a f:16. Zobaczyć jak pięknym lukiem obchodzi światło cień. Jak tańczą. Wyjmijcie aparat i po prostu poczekajcie.
Piotrze, oczekiwanie i obserwacje, które wspominasz to kwintesencja fotografowania w podróży … Może więc jeszcze kiedyś, na moment, opuścisz swoje słoneczne studio ;)
Paweł K
Może więc kiedyś, może możę, ździebeŁko, ale bujną mam wyobraźnię ćmy