W świecie fotograficznym, tak jak i w całym świecie artystycznym, miarą zdolności danego autora mogą być różne czynniki. Pieniądze…, które w sposób nienormalny potrafią wywlec (dosłownie!) autora na wyżyny (nie mają często związku z talentem). Ilość wystaw…, które najczęściej odwiedzane są przez najbliższe grono rodziny i kolegów, ale w CV lista 100 wystaw wygląda imponująco i pomaga zdobyć np. granty czy stypendia. No i wreszcie… udział i nagrody w konkursach…., te z kolei świadczą zazwyczaj o wielkiej odwadze autora i determinacji w wysyłaniu tych prac na wszelakie konkursy, zazwyczaj kompletnie nie związane z codzienną pracą autora. Właściwie to zaczyna mi się wydawać, że im konkurs mniej odpowiada tematyce zgłoszonych prac, tym większa szansa, że się go wygra.
Wysyłając zdjęcia na konkurs o tematyce portret, zazwyczaj zakładam, że wysyłam tam portrety. Ale pojęcie portret jest coraz bardziej pojemne. Piszę ‘coraz bardziej’, bo kiedyś wszystkie definicje słów były jakieś węższe. Czasy się zmieniają i słowa znaczone są nowymi zakresami. Nowe techniki otwierają nowe obszary interpretacji, a że słów nowych brakuje, to wkładamy to w utarte genealogie słów. Tak i w fotografii. Kiedyś zdjęcie to była wierna kopia rzeczywistości (była to jej immanentna cecha), a teraz…. hulaj dusza piekła nie ma!
Ale do rzeczy…
Śledzę ja różne konkursy fotograficzne. Te najbardziej znane, te mniej i te kompletnie niszowe. Lokalność niektórych z nich, nie pozwala mi na bliższy ogląd, bo dzieje się naprawdę dużo i czasami konkurs gminy “xxx” może być bardziej wartościowy niż udział w plebiscycie na fotkę ogłoszony w poczytnym tygodniku, gdzie głosują internauci na reportaż roku :)
Jednym z takich trochę schowanych konkursów jest “The Terry O’Neill Award”. To świeży konkurs. Pierwsza edycja w roku 2008. Nazwę swą wziął od znanego fotografa londyńskiego, który w latach 60 dokumentował i portretował życie angielskich celebrities. Wiele z jego prac wisi w National Portrait Gallery.
Jakiś czas temu ogłoszono wyniki edycji za rok 2010 i zachęcam Was do oglądnięcia. Mam wrażenie, że wszyscy oponenci “wizji Getta 2010” znajdą coś dla siebie :)
Bardzo podobają mi się wszystkie trzy nagrodzone cykle. Każdy z innych powodów. A przekrój nagród jest jednocześnie przekrojem współczesnego podejścia do reportażu, eseju, pleneru… próba jakiegoś połączenia tych jakże różnych styli.
Zwracam też uwagę na shorlist i prace Teri Havens… takie ciut Diane Arbus… Więcej o konkursie przeczytacie na blogu “art:21”.
Poniżej wybrane trzy ze zwycięskiego cyklu Sebastiana Liste:
PS
A na koniec zagadka.
Zwycięski reportaż jest zrobiony zgodnie z zasadami klasycznego reportażu. Taki jak lubią go widzieć oponenci w poprzedniej dyskusji. No to może powiecie mi o czym on jest? Bez zaglądania w “statement” autora… ! Ciekawe… Będziecie musieli uruchomić wyobraźnie… o przepraszam… logikę :)
Nie wczytywałem się w rozbudowane dossier pana Sebastiana, ale podłóg mnie cykl jest również o gettcie, tyle, że mentalnym (tak to odbieram receptorami). Ale bardziej do mnie gadają portrety Laury Pannack (3 nagroda) i Jamesa Morgana (shortlist).
Czy pojedyncza fotografia powinna bronić się sama, bez tekstu? Jak widać – ta współczesna nie daje rady. 3-4 ułożone w temat dają jakieś skojarzenia, konteksty, punkty odniesienia. Ale historia zamknięta w jednym kadrze? To chyba przeszłość. Dziś trzeba zagadać. To taki paradoks w kulturze obrazkowej rozwiniętej jak nigdy dotąd w historii ludzkości.