Tłumaczenie jest takie sobie, ale idealnie pasuje do takiego sobie tematu :)
Proszę popatrzcie – oto okładka magazynu z roku 1981:
Następny przykład, to magazyn opublikowany dokładnie 10 lat później:
I trzeci strzał (strzały), tym razem z roku 1968:
Co łączy te okładki poza faktem, że pokazują bohaterów kultury, popkultury? Ano rzecz jasna, są to zdjęcia. Fotografie. Co w tym takiego dziwnego? Otóż, te trzy okładki zostały uznane w 2005 roku za najlepsze okładki magazynów 40-lecia przez Amerykańskie Stowarzyszenie Wydawców Magazynów . Wybrano 20 okładek, te zajęły pierwsze trzy miejsca.
Czyli jednak zdjęcia przemawiają bardziej do wyobraźni niż ilustracje? No nie tak do końca, bo jak zapoznać się z całą listą, to mamy tam 12 zdjęć i 8 ilustracji. Czyli lekka przewaga jedynie.
Niestety, ranking przeprowadzony był ponad 6 lat temu, a kontynuacji nie widzę i zastanawiam się, w którą stronę szala by się przechyliła. Czy wraz z rosnącą ilością aparatów (czytaj: fotografów!) na świecie wzrosłaby ilość fotek, czy może wraz z upowszechnieniem Photoshopa i Illustratora pojawiło by się więcej grafik :) Nie wiem.
Jedno wiem na pewno, zarówno fotografie, jak i grafiki stosowane na okładkach rządzą się własnymi prawami. Jedne przechodzą bez echa, a inne stają się ikonami. Każdy z nas ma w głowie taką fotograficzną ikonę jakiejś gazety lub magazynu. Może się pochwalicie co tam Wam w głowie siedzi?
Mnie urzekła, o dziwo, nie fotografia, ale ilustracja właśnie. Znajduje się ona na 6. miejscu wspomnianego rankingu i wygląda tak:
Czasami chciałbym aby fotografia była tak prosta i operowała tak ascetycznymi środkami wyrazu. Gdzieniegdzie jeszcze taką spotykam i to mnie cieszy.
Niby aż 6 lat minęło, ale jak tak się zastanawiam to nie wiem czy jakieś równie dobre okładki ukazały się od tamtego czasu.
Wydaje mi się też, że szala nie przechyliła by się w żadną stronę. O tym co widnieje na okładce decyduje przede wszystkim tradycja pisma – NewYorker nie wrzuca zdjęć, a Vanity Fair ilustracji.