Odpowiedź na to pytanie pojawi się od razu, aby Ci, którzy mają jakieś nadzieje, nie musieli nawet tego czytać. Otóż fotograf nie musi nic umieć, by robić zdjęcia.
Fotografia jest jedną z tych dziedzin sztuki (nadal to dla mnie sztuka, chociaż z roku na rok coraz mniej), która obecnie nie wymaga od twórcy – operatora aparatu – żadnej umiejętności, czy zdolności manualnej. W odróżnieniu od np. rzeźbiarza, malarza czy absolutnie wymagającego rzemiosła jakim jest ceramika – fotograf nie musi posiadać żadnych manualnych, wrodzonych lub wyuczonych zdolności artystycznych. O ile rzeźbiarz po prostu musi mieć w rękach fach, a malarz musi potrafić łączyć kolory i komponować przestrzennie swoje kolejne obrazy i tematy, nie wspominając o ceramiku, który do momentu wypalenia nie wie jaki będzie efekt końcowy jego pracy, o tyle fotograf nie musi umieć nic! Absolutnie nic.
Jeszcze 50 czy 20 lat temu coś tak musieliśmy, jako fotografowie umieć. Musieliśmy znać podstawowe zasady rządzące prawidłowym naświetleniem, jak przysłona, czas i czułość. Niektórzy nawet wiedzieli, jak zliczyć kontrasty w studio używając kilku lamp, a ci najlepsi znali się na składzie wywoływacza, utrwalacza i rodzajach papieru, który testowali przed zrobieniem odbitki finalnej. Żadna z tych umiejętności już od dobrych 10-15 lat nie jest potrzebna, aby móc nazywać się fotografem. Zastanawiam się czy istnieje nadal formalnie cech fotograficzny, jako nauka rzemiosła?
Dzisiaj, fotograf jest absolutnie zależny od narzędzia, z którym pracuje – aparatu i obiektywów. W wypadku rzeźbiarza, ceramika, czy malarza trzeba przyznać, że niewiele się zmieniło od 500 lat – proces, zasady, narzędzia są praktycznie niezmienne. A dzieło tworzone jest pracą rąk, głowy i wyobraźni. Przywołana tutaj ceramika jest najlepszym dowodem na to, że ona szczególnie podkreśla umiejętności techniczne twórcy, bo znajomość materiałów, chemiii, reakcji fizycznych i chemicznych przed finalnym wypaleniem w kruszywie jest esencją tego procesu. Byłem jakiś czas temu w Zachęcie na wystawie prac ceramika Henryka Luli (to ten, który odrestaurował najwyższy w Europie piec kaflowy w Dworze Artusa w Gdańsku) i tam znalazłem piękne zdanie, ze ceramika tym różni się od innych sztuk, że do samego momentu wyjęcia z pieca, artysta nie wie jak będzie efekt końcowy.
Tymczasem cóż Wy fotografowie możecie wiedzieć o tworzeniu? Wszystko, co tworzycie powstaje od razu w wizjerze Waszych bezlusterkowców wraz z imitacją finalnych kolorów, naświetlenia, rozmycia tła itd. Możecie nawet zasymulować, co będziecie mieli, gdy zmienić przysłonę itd, itp… Gdzie tutaj miejsce na artyzm lub własną inicjatywę twórczą? Zawsze lubiłem fotografów, do których staram się sam zaliczać, którzy realnie podchodzą do swojego hobby… którzy nie starają się tworzyć nimbu tajemniczości wokół fotografii i zdają sobie sprawę, że nie ma bardziej technicznie uzależnionego procesu tworzenia niż fotografia.
Wszystko zależy od sprzętu, którym fotografujecie! On za Was myśli, liczy, przelicza, kadruje, sugeruje, poprawia wasze błędy w trybie real time, a na koniec nawet za Was poprawia już naświetloną klatkę, abyście mieli idealne… coś. Znaczy – zdjęcie. Często słyszę, że przecież proces twórczy zachodzi w głowie nadal. Ale jaki proces? Macie na myśli to, gdzie skieruje cię obiektyw? O jakiej godzinie to zrobicie? Przecież to jest zwykłe podjęcie decyzji, ale czy to jest naprawdę proces twórczy?
Mój kolega Kacper Kowalski, najlepszy fotograf wśród operatorów wiatrakowców, jakich znam i paralotniarz z krwi i kości – wyjaśniał mi wiele razy, że proces twórczy u fotografa jest super ważny i nawet mi udowadniał, że można go chronić prawnie, jako autorskie dzieło. No, ale jak określić procesem twórczym leżenie na plaży w towarzystwie innych 5 maniaków o świecie i czekanie, aż sieweczka rzeczna wejdzie przed obiektyw?
Albo jak określić dziełem sztuki lub procesem twórczym złapanie w kadry szybko przeskakującej z trzciny na trzcinę wąsatki? Czy to jest nadal dzieło fotografa, czy tylko i wyłącznie zasługa super szybkiego AF, idealnego dopracowania czułości matrycy oraz wspaniałego obiektywu w cenie dobrego samochodu!?
Przyznam się Wam, że w kwestii sztuki w odniesieniu do fotografii, mam ostatnio wielki kryzys! Uważam, że nic nie musimy umieć już obecnie. Młody człowiek wchodzący w obszar fotografii ma podane na tacy absolutnie wszystko, co jeszcze kilkanaście lat temu stanowiło pewną tajemnicę fotografa. Było pewnym manualnym misterium. I nie mówcie mi, że każdy aparat ma tryb manual, bo nie o tym mowa… ja wiem, jak go używać, ale dobrodziejstwo technologii rozleniwia nawet najtwardszych protagonistów świata analogowego, który odszedł.
Czuję się wykorzystany przez technologię. Z jednej strony zachwyca mnie otworzenie przede mną możliwości, których nie miałem wcześniej, ale z drugiej odebrano mi wiele z samodzielnego odkrywania medium fotografii, jako dziedziny sztuki, która wymaga od twórcy zaangażowania na poziomie fizyki, chemii, manualnych czynności. I wcale nie zmierzam do tego, że jutro kupię sobie Graflexa 4×5 czy chociażby Hasselblada 501… po prostu mi trochę szkoda.
Wszystko już się za mnie robi… nawet aparat mi mówi, co mam robić. Nic nie muszę umieć…. jeśli nie chcę :)
Mam nadzieję, że będa nadal tacy, co chcą umieć robić zdjęcia. Nie rejestrować tylko.
Aparat to jednak cały czas narzędzie. Fakt, że robi za Ciebie znacznie więcej niż kiedyś, ale z mojej perspektywy hobbysty amatora, jedyna różnica to, że więcej zdjęć jest ostrych. O wiele łatwiej było mi na slajdach. Pstryk, lab, efekt. Emulsja od Fuji, Kodaka, Agfy, robiła kolory za mnie, o ile dobrze naświetliłem, a umówmy się, każdy aparat z lat 90/00 naświetlał wystarczająco dobrze, przynajmniej na tyle na ile rozumiałeś koncepcję 16% szarości. To nie jest bardziej skomplikowane niż prowadzenie samochodu. Dzisiaj jest mi trudniej, bo zrzucam rawa i już mi się odechciewa od tej klęski urodzaju. Mogę zrobić wszystko z tym zdjęciem, ale to kolejna decyzja. Mam dość decyzji w pracy. Fotografia była zawsze prosta jak cep. Jacques Henri Lartigue zrobił ikoniczne zdjęcia pierwszej połowy XX wieku Kodakiem Brownie, który miał tylko spust. Stała przysłona i czas ustawiona na sunny 16 + 1 EV i fixed focus. Jego wkład twórczy ograniczał się do wyboru tego prostokąta 6×4.5 z rzeczywistości. Czym się różnimy od nastoletniego Henryka? Ten prostokąt to cały czas ta sama magia. Ostatnio co prawda częściej w orientacji pionowej, ale co zrobisz :-)
Dzięki Jarek za komentarz. Zgadzam sie, ze jako medium forografia jest prosta jak metr sznurka w kieszeni, jak świński ogon. Dlatego nie lubie jak robi sie wokół niej tyle patosu. Slucham rózne podkasty z setkami fotografów i rzadko zdarza mi sie usłuszeć proste podejscie do fotografii. Bez zadecia. Im młodszy fotograf, za ktorego wszystko robi aparat, tym większą filozofie „artu” wrzuca w to wszystko :)
Jakby chcieli sami sobie udowodnić jak wiele zależy od nich, a nie technologii :)
„Dokumentuję kondycję ludzką” brzmi na instagramie zdecydowanie lepiej od „robię zdjęcia bo lubię”. Ludzie lubią się nadymać, więc brak warsztatu (wymaganego w innych dziedzinach twórczości) nadrabiają komunałami o artyźmie.
Pieknie napisane Kolouker! Dokladnie tak to widze :)
Dodałbym Piotrze,że im gorsze ( nic nie prezentujące zdj) tym większy artyzm i artysta a potem,ile to trzeba się na tłumaczyć jaką historię wymyślić co to niby , niby artysta miał na myśli naciskając spust migawki i ile pracował przepraszam tworzył owe dzieło Ale ty przecież wiesz,widziałem cię kilka razy na YouTube w trakcie dyskusji o fotografii. Ja na ten przykład fotografuję może lepiej rejestruje obrazy bo sprawia mi to ogromną przyjemność Już samo trzymanie mojego aparatu(fotograficznego) to cudowne przeżycie Nie wiem czy dobrze ale ocenami innych się nie przejmuje choć fajnie jest czasem usłyszeć pozytywną opinię.
W temacie: musi coś umieć.
O to to Arek. To ostatnie jest zawsze najmilsze, bo nawet jak trzymasz te drogie zabawki w reku, to na końcu dobre słowo i wyłapanie przez widza, że może jednak coś pomyślał ten fotograf, jest najmilsze :)
No gdyby to było takie proste, to każdy z dobrym aparatem tworzyłby seryjnie znakomite zdjęcia, a tak jednak nie jest, chociaż topowy sprzęt oczywiście cholernie pomaga, gdy fotografujesz ptaki (i nie tylko). Zauważ, że Twój kolega Kacper wykorzystuje umiejętność pilotażu, a Ty swoją wiedzę ornitologiczną i doświadczenie w terenie (chociaż ostatnio trochę Cię zawiodło ;-)). Obaj musicie też wykazać determinację, by znaleźć się we właściwym miejscu i czasie w plenerze – to wszystko są składowe waszego warsztatu i procesu twórczego. Według mnie uczciwie zapracowaliście na piękne kadry :-)
Poza tym bardzo wielu fotografów nie poprzestaje na łapaniu fotonów, bo potem przychodzi czas na świadomą edycję / obróbkę i ewentualny wydruk, co pozwala uzyskać bardzo różne efekty (vide komentarz Jarosława Orłowskiego). Owszem, tu też wiele osób idzie na skróty nakładając po prostu gotowe presety, ale bardziej ambitni traktują każde zdjęcie indywidualnie, nieraz ślęcząc godzinami, by uzyskać zadowalający efekt. Jak mówił Ansel Adams, negatyw (obecnie RAW-y) to partytura, a wydruk (obecnie często tylko publikacja w Necie) to finalne wykonanie.