Trochę poza fotograficznie na koniec roku…
Parę dni temu wyczytałem krótką notkę w GW – zmarła Eartha Kitt.
Niewielu zapewne z Was (tak młodych, jak i starych) wie kto to był i jaki dar miała od Boga.
Była połowa lat ’80 chyba kiedy w dużym pokoju (nie było kiedyś salonów) moich rodziców w M4 z wielkiej płyty otwierając szafkę w poszukiwaniu cukierków znalazłem poustawiane tytułami płyty winylowe mojego ojca. Adapter Fiszer pozwalał je uruchomić… :)
Między płytami była piękna okładka z czarną kobietą… piosenka nr 1 to “C’est Si Bon”. Włączyłem.
Usiadłem. Szelest dźwigni i skrzek rysującej po płycie igły już odprężał i nagle…
Dzwon w głowie. Piskliwy i ostry dźwięk wpisany w aranżacje orkiestrową… i ten głos. Ten dar od boga!
Zakochałem się. Eartha Kitt była wielka. Jej wykonanie tej piosenki przeszło do legendy. Polecam Wam tę wokalistkę. Szkoda, ze już odeszła.
Miłego Nowego 2009!!
A to jest przesłodkie!:)
PS
A Youtube uwielbiam za to, że są tam wariaci zgrywający muzę z adapterów :)
Tutaj więcej o samej boskiej Ercie…
Znamy, znamy i lubimy bardzo. Szkoda, ze odeszla ale tak to juz jest. Co dobre tez sie kiedys konczy. Wszystkiego najlepszego na ten Nowy Rok 2009!