Wszedłem do Gdańskiej Galerii Fotografii. Gnany trochę ciekawością, bo Szymon wspominał, że te polaroidy nawet coś mają. Kuratorka zapraszała więc nie wypadało nie zobaczyć. Poza tym, w końcu to jedyne miejsce poświęcone z nazwy swojej fotografii w Gdańsku (wiem powtarzam to do znudzenia) więc poszedłem.
“Lucid Dream” – to tytuł wystawy. W sumie, to nie wystawa chyba, bo od kiedy Galeria zmieniła dyrekcję, to są tam “montowane instalacje” sztuki współczesnej, najczęściej tej tworzonej przez rodzinę feministyczną. Nie żebym użył tego określenia wartościując to, co tam zawisa, znaczy montowane jest, ale pewna ironia – będzie odczytana prawidłowo. Bo nie ma to, jak sami organizatorzy pakują do wora z napisem “feminizm” lub “geje”, lub coś temu podobne, twory swoich wystawiaczy. Po co ten zabieg? Nie wiem? Może aby od razu edukować otumanionych ew. widzów.
No więc montaż składa się z 9 Polaroidów (te małe serii 600 chyba) i dwóch (trzech?) małych LCD, w tym jeden powieszony pionowo, co wzbudziło moją ciekawość, bo to zwykły telewizor i wygląda to śmiesznie. Acha… jest jeszcze baner z fotografią taki z półtora na metr. Ciekawe jest podanie polaroidów, bo autorka zalała je tworzywem i w sumie jest to dość atrakcyjne podanie tego formatu, tak ginącego na pustej białej ścianie.
A teraz o co chodzi…?
No właśnie… nie będę się silił, na mega wymyślne analizy, bo ja jestem prosty chłopak z Żabianki i takie pitu, pitu to mnie nie bierze. A ja już od dawna uważam, że sztuka współczesna ma prawo i ma możliwość istnienia WYŁĄCZNIE dzięki opisom w ulotkach i katalogach, bo nikt kompletnie nie jest w stanie skumać o co chodzi autorom, których zdolności twórcze (te dane od boga), tzw. iskra boża – talent malarski, rzeźbiarski, fotograficzny, muzyczny czy każden inny… nie wykraczają poza średnią krajową populacji w Polsce. A przynajmniej NIE WIDAĆ tego po tym, co wisi w Galerii.
Jeśli sztuka współczesna ma nieść za sobą jakiś powód jej robienia, dzieło ma kryć jakaś niewypowiedziana wprost idee, tajemnice, myśl – to na litość nie to chociaż będzie jakieś w warstwie talentu autora!
Tymczasem odwołując się do dzieł klasycznych… tam też istniało drugie dno obrazów, symbole ukryte w światłocieniach były analizowane przez pokolenia – tak to prawda Małgosiu, ale jest jedna zasadnicza różnica między ukrytymi znaczeniami klasycznych mistrzów, a tymi niby-ukrytymi we współczesnej sztuce.
Otóż, tamte znaczenia były pięknie, cudownie, mistrzowsko pokazane ręką mistrza. Były elementem obrazów, rycin, rzeźb…. a tutaj to, co niby jest ukryte w warstwie zrozumienia nie istnieje w dziele, ale w…. opisie na ulotce reklamowej i w katalogu.
Innymi słowy – Karolina Wysocka (autorka Lucid Dream) musi mi tłumaczyć tekstem napisanym przez kuratora, co mi chce pokazać tymi 9 polaroidami i jakimiś postaciami tarzającymi się na łóżku sfilmowanymi kamera i zapętlonymi w pokazie na LCD… No okey, poczułem, że bez tego nie dałbym rady – fakt.
Same polaroidy są nawet niezłe. W sumie są naprawdę niezłe i bez tej całej otoczki – feministyczno-uduchowionej sztuki – stanowiłyby ciekawy wernisaż. I miałbym te satysfakcje, że sam odkryje fotografię.
Niemniej , zapraszam Was – popatrzeć zawsze warto. Wystawa potrwa do 30 kwietnia.
a wlasnie ostatnio widzialem jakis program w TV, w ktorym stwierdzono, ze sztuka w PL umiera, gdyz dawno temu umarla instytucja krytyka sztuki. I cholera – to najwyrazniej racja ;) Dobrze zatem, ze Twoj blogomagazyn powrocil ;)
Piotrze, i ja z nieukrywaną radością odkryłem Twój Comeback !
A teraz małe pitu, pitu … Sztuka współczesna absolutnie unikać winna pitu pitu na ulotkach czy w katalogach… Widz odbiera ją, czuje, przenika go, albo nadaje się (widz) do biedronki na kasę. serdecznie Cie pozdrawiam
Twój kolega ze słonecznego Poznania ;-)
No tak Paweł, ale tak nie jest…. cała ta papka ideologiczna jest podawana jako praktycznie warunek sine qua non wystawy. Jak cześć instalacji… a w dodatku tak napisane, że w sumie to nie podołasz inteligencją…
To mnie martwi, zwłaszcza w kontekście fotografii, która dla mnie była jedną z tych dziedzin sztuki, która dawała radę istnieć bez opisu… przez długi czas.
A czy to nie jest tak, że fotografia jest jednak zbyt ubogim jezykiem/źródłem informacji?
Weźmy np. dowolny reportaż – jak wiele treści, znaczeń i wyjaśnień niesie słowo, a jak ograniczonym jest język wizualny. Dla przykładu – czytając “Białą gorączkę” Hugo-Badera – widzę ładnie skomponowane zdjęcia, naprawdę ciekawe i treściwe, ale bez (kon)tekstu nic bym prawie nie zrozumiał, nie doszedł do istoty problemu, wszystkiego musiałbym się domyślić.
Ja wiem, że interpretacja “dzieła” jest treścią samą w sobie w kontekście estetyki/sztuki fotografii, ale w jej warstwie informacyjnej (jak reportaż ) wydaje mi się narządziem jednak zbyt ubogim. Musi/powinna tu być ona wspomagana wyjaśnieniem. Czy to umniejsza jej wartość? Czy jest fotografia która powie więcej niż przysłowiowe 1000 słów ?
No tak, odwieczny dylemat, czy fotografia może, powinna, musi (?) istnieć bez podpisu…
Ale myślę, że dotykam tutaj raczej fotografii artystycznej, nie reportażowej, której kontakt jest niejako nadany okolicznościami wykonania…
W fotografii art, sam akt tworzenia nie jest uwarunkowany praktycznie niczym poza wolą twórcy.
Czy więc musi być ona opisywana jak reportaż w katalogach z wystawy..?
czasami faktycznie jest tak, że i w tzw. art fotografii tekst jest konieczny do wypełnienia przekazu, ale…
ale czesto jest to nadużywane – to raz;
a dwa – to fak, że zazwyczaj tekst jest albo bełkotem kuratora wyuczonym na wykładach z historii,czy estetyki sztuki; albo utykajacymi zdaniami fotografika, który (jak na ten przykład Kuba Dąbrowski) mówić nie potrafi… niestety.
No tak… :) Krzysio Miller też ma problem na spotkaniach z gadaniem… :)
bo ideałem jest artysta renesansowy; taki co to obraz stworzy i poemat napisze, a w wolnych chwilach muzykuje… i damy uwodzi z lekkością i wdziękiem :)
były czasy, że młoda sztuka miała coś do powiedzenia, ale świat był wtedy prostszy, a treści ważne łatwiejsze do odkrycia, co może dzisiaj mieć do przekazania światu 25 letni absolwent asp? który wiedzę o świecie czerpie z tv i pogawędek w mcdonaldzie :) może kuratorzy jeszcze tej zmiany nie zauważyli. I stąd te dziwne ‘kreatywne’ wypociny młodziaków w galeriach :) ale wrócą czasy mistrzów, którzy zęby stracili na twórczości i badaniu świata. jak to przedszkole się przetoczy przez galerie. i wtedy warto będzie wybrać się do galerii.:) jakoś tak jasno i przestronnie w tym salonie.
Ja dochodzę do wniosku, że jest całkowicie osobna grupa “artystów” – wystawiacze galeryjni, a właściwie “monterzy instalacji galeryjnych”. Być może nie odkrywam ameryki i już ktoś zdefiniował to zjawisko, ale chodzi mi o to, że wystawy w galeriach zajmujących się sztuką współczesną są takie same!
Zawsze ta sama stylistyka i metoda… jakieś coś plus ekran, plus rzutnik… tzw. : multimedia.
A za tym stoi wyspecjalizowana grupa twórców, którzy idealnie wpisują się w oczekiwania galerii tychże i robią wszystko na zasadzie schematu. 2+2+1 = wejście do galerii i możliwość wystawienia byle czego.
Byle się trzymało schematu.
I ci ludzie mają w swoich dorobkach dziesiątki takich samych wystaw, które kompletnie nic nie wnoszą w obraz kultury.
o!