Bywają rzeczy i sytuacje w historii społeczeństw, które powodują, że następuje jedna epoka po drugiej.
Czasami nie mają one wyraźnej granicy, wyraźnego akcentu w historii. Czasami są po prostu ewolucyjnym rozwojem. Powolną droga ku czemuś, co następcy określa mianem przełomu.
W fotografii jest kilka takich przełomów. Najczęściej, ze względu na techniczny charakter pierwszych fotografii, wiązał się on z rozwojem określonej techniki. Potem, po ustabilizowaniu pewnych technik i zwycięstwie jednych nad innymi, przełomami “zajęli się” ludzie – fotografowie.
Dla każdego, kto inny jest przełomowym fotografem. Każdy z nas w różnym etapie swojego rozwoju odkrywa przełomowych twórców sztuki fotograficznej. Dla jednych znaną postacią jest Sieff, a nie znaną Recuenco, dla innych z kolei Tomaszewski jest ikoną polskiego reportażu społecznego, a nie odkryli jeszcze Dziworskiego.
W każdym jednak z tych przypadków, ludzie otwierający, kończący i pozostający symbolem danej epoki są autorytetami.
Są odniesieniem, które pozwala nam zdefiniować siebie samych w tym całym fotograficznym uwiecznianiu chwil.
Posiadanie autorytetów jest ważne. Nie za bardzo wyobrażam sobie mój świat, mój światopogląd bez takich ludzi, jak: Jan Nowak-Jeziorański, Karol Wojtyła, Stanisław Lem, Stefan Kisielewski, Jerzy Waldorff… i spora cześć tych, którzy już odeszli.
Jak widać, wymieniłem samych nieboszczyków – moja ciotka mawiała mi, że nikt nie jest tak dobrym autorytetem jak nieboszczyk. Czarny humor, ale coś w tym jest.
Bo może po prostu niewiele tych autorytetów już nam zostało.
W fotografii też więc są autorytety. I też, większość z nich to nieboszczycy.
Do znamienitego grona dołączył 7 października Irving Penn.
Mnie, kogoś kto chce być postrzegany jako portrecista (wiem, wymarłe plemię), ktoś taki jak Penn ukształtował. A przynajmniej był jednym z budowniczych kręgosłupa mego fotograficznego.
Jego podejście do pracy, do robienia zdjęcia, to czysto fizyczne celebrowanie i aranżowanie – to było to, co mnie pociągało. Czystość formy i brak przesady w kadrze. Schludna poprawność podana jak rękawiczki podawane damie przez jej adoratora. Creme de la creme!
I odszedł. I maila dostałem od Niej, że odszedł i że dzieli się tą wieścią.
I tez jakoś tak smutno, bo odchodzi ktoś, kto może już nie tworzył, nie prawił jakiś wielkich słów, ale zostawił po sobie coś, co każdy z nas chciałby choć w połowie zrozumieć – nie mówiąc już że stworzyć.
Trudno napisać coś więcej o kimś takim.
Autorytety nas opuszczają. Zalewa nas “takosamość” i bylejkość. Zalewa nas efekt rozwoju cywilizacyjnego. Trzymajmy się autorytetów. Ich myśli. Ich piętna odciśniętego gdzieś w nas, w mózgu naszym.
Patetycznie. I dobrze!
Zaledwie kilka dni temu, 2 października zmarł Marek Edelman… zawsze, gdy ktoś taki odchodzi pojawia się smutek pomieszany z pewną nicością. W dzisiejszych czasach „wielkość” człowieka jest zwykle rzeczą względną. O wielkości dzisiejszych „wielkich” można dyskutować bez końca. Tym bardziej żal, że kurczy się grono Tych bezsprzecznie Wielkich.
Przykro, jak za każdym razem, gdy odchodzi ktoś Taki, bądź taki..
Penn był kimś, kogo zdjęcia ogląda się godzinami przypatrując, rozpatrując, szukając tego kluczyka, który wpadnie i już się będzie wiedziało.
Przykro..
To chyba jakaś obsesja z tymi "wielkimi". Czemu ludziom tak zależy na tym, żeby sfotografować się na tle pomnika i to najlepiej dużego?
Tomasz Pawłowski
Tomasz, jak to czemu? Żeby przez zapis fotograficzny nieodwracalnie "nabyć" część splendoru, przypisać do siebie. To działanie magii sympatycznej, prymitywne, zakorzenione w psychice, atawizm poniekąd. Sposób podparcia ego.
Poruszyła mnie wiadomość o śmierci Penna wyczytana na jakimś forum. Sam nie wiem czemu. Ludzie umierają. Ten człowiek miał 92 lata. To błogosławieństwo bardziej niż tragedia. Zapisał się w historii na zawsze. Nie ma co żałować moim zdaniem. Żałować jest sens młodych, którzy nie zdąrzyli.
Mój autorytet (fotograficzny) żyje i ma się całkiem dobrze. Nie jest on bytem istniejącym jedynie poprzez swoje fotografie, tylko takim namacalnym, z którym mogę pogadać od czasu do czasu:)
Wiem, szczęściarz ze mnie:-]
Pozdrawiam