Wpadł mi w ręce grudniowy numer brytyjskiego GQ. Generalnie wziąłem go, bo na okładce była Nicole Kidman – bosko śnieżnocera kobita – a gdy już zobaczyłem, że zdjęcia robił Peter Lindbergh to szybko wertowałem strony.
Już widząc okładkę, zapaliła mi się pomarańczowa lampka, że coś jest nie tak z tym autorem zdjęć. Nieufnie zajrzałem na następne zdjęcia i…. no i… i foty jak foty.
A stwierdzenie – foty jak foty – w stosunku do zdjęć Lindbergha, to trąci lekko bluźnierstwem. Ale faktów się nie da oszukać. Te zdjęcia (których nie mogę w sieci namierzyć) są po prostu takie sobie mocno. Wręcz bardzo takie sobie i gdyby nie twarz Nicole, to nie wiem czy zauważyłbym w ogóle tę sesję.
I powróciło do mnie odwieczne stwierdzenie/pytanie stawiane zwłaszcza przez niektórych życzliwych kolegów po kolejnym opublikowanym zdjeciu (tak Miłosz) – no i nie przeskoczyłeś siebie iczek (lub wersja: i jak teraz przeskoczysz siebie?).
Czym jesteś wyżej, tym więcej wymagają. Tak mnie uczyli w szkole. Tak chyba i też jest w świecie tworzenia. Zrobiłeś coś raz dobrze, każdy oczekuje, że teraz skaczesz na nowy rekord. A ile w życiu można pobić rekordów…>? Chyba jest jakaś granica bycia dobrym, najlepszym itd…?
W naszym grajdołku, świetne, wybitne i rewelacyjne sesje w magazynach zdarzają się niezmiernie rzadko. Najczęściej dlatego, że nasze krajowe tuzy co jakiś czas muszą połasić się na szybki szmal i zrobić byle co dla byle jakiej gazety – byle fakturę wystawić. Ale są tacy autorzy, którzy nie muszą się silić na kasę i robić rzemiosła. Taki Recuenco, taki Olaf, taki Meisel… nie widziałem ich sesji, które nie byłyby rewelacyjne.
To jak to jest z tym przeskakiwaniem samego siebie. Obowiązek to mój,Wasz li tylko kolejna fanaberia odbiorców, klientów?
Pytanie jest z gruntu złe. Może posłużyć za kanwę skeczu a'la Monty Python: drużynowe zawody fotografów w skoku wzwyż. Razem z towarzyszacą ekipą. A ci co przegrają, nie mają prawa do wystawienia faktury.
hehe, no nie przesadzajmy z tymi zyczliwymi kolegami :D Koledzy najczesciej za niezyczliwi i zazdroszcza sukcesow ;)
A tak serio, to nie wiem, ja tam czuje presje, nie tyle do przeskakiwania czegokolwiek, ale przynajmniej do utrzymywania poprzeczki na pewnym poziomie. A poniewaz poziom nie odpowiada temu, ktoremu bym chcial, wiec poprzeczke musze podnosic, a co za tym idzie – musze wciaz cos przeskakiwac. Taki lajf, co poradzic ;) Ale to sie ponoc nazywa "motywacja" ;)
Natomiast odnosnie przytoczonego przykladu – to jest przynajmniej kilka aspektow zjawiska. Wazna sprawa, ze poziom jednak dobrze utrzymywac. Ale nie zawsze sie da, nie zawsze pozwola nam na to inni. Nie zawsze jest budzet, nie zawsze dobra modelka, etc. etc… Ale tez sadze, ze juz na pewnym pulapie poziom wystarczy trzymac, przeskakiwanie samego siebie mija sie z celem. Pytanie, czy sie zawiodles z powodu "nie przeskoczenia", czy tez "niedoskoczenia" ;)
pozwolisz, że zapytam, o jakiego Miłosza się rozchodzi? :)
a poważnie, wiele racji ma wujek db, choć uważam, że w większości przypadków ustawiamy sobie poprzeczkę, ale patrząc na efekty, zdajemy sobie sprawę, że nie dosięgnęliśmy jej. Bo ileż razy jesteśmy naprawdę w pełni zadowoleni ze swoich fotografii? Może i Peter nie był, ale skoro się podjął, a termin gonił, a Nicole nie miała czasu, by powtórzyć, to poszło :)
Nie zapominajmy o tym, że są zdjęcia i są też miejsca w których są drukowane. Nie każdy magazyn chce takich zdjęć jakie dany fotograf może dostarczyć. Inaczej mówiąc – Go british to jest jakiś bullshit a nie ustanawiający trendy włoski Vogue. Gdyby Pani domu albo cosmopolitan zatrudniły Newtona a zdjęcia byłby takie sobie to coś znaczy? Chyba nie, trzeba trochę dopasować materiał do odbiorcy i do (prawdopodobnie) kwoty za jaką się pracuje.
Poza tym każdemu może się nie udać :-)
Gerilla@ "trzeba trochę dopasować materiał do odbiorcy i do (prawdopodobnie) kwoty za jaką się pracuje".
tak chyba jest. Ikonografia większosci magazynów to zazwyczaj recykling stereotypów.
Tomek Pawłowski
według mnie Lindbergh 'odwalił robotę', nie wysilając się wcale. miał naprawdę ciekawą osobę przed obiektywem, piękną kobietę, a sesję zrobił nijaką.
trochę mnie to dziwi.
ale może po prostu musiał się trzymać wytycznych z redakcji GQ?
i tak go to nie usprawiedliwia.
a co do stawiania sobie coraz wyżej poprzeczki. jeśli masz wiele zleceń to starasz się je wykonać dobrze albo tak jak chce klient i nie myślisz by przeskoczyć samego siebie, bo nie taki jest cel twego zadania ani nie ma na to czasu.
a co do naszych magazynów. nawet jeśli to recykling idei i obrazów, to może warto było by sesji zagranicznych podglądać częściej i więcej jednak, bo wiele z polskich sesji jest marnych i totalnie bez inwencji.