Niezapomniany dialog z “Piłkarskiego pokera” pasuje tutaj jak ulał. Praktycznie w każdej wiosce, sołectwie, czy gminie znajduje się lepsze już gorsze boisko.
Tutaj zaczynają czasami najwięksi piłkarze, bo przecież każdy z nas gdzieś zaczynał. Chodzi za mną ten temat od wielu lat. Za każdym razem, gdy mijam po drodze te lokalne boiska, zwłaszcza po sezonie rozgrywek, z sentymentem zerkam na wynurzające się z błota, rozoranej ziemi czy zimowego śniegu polery słupków bramek. “Murawa”, która jest zazwyczaj ugorem z trenującymi umiejętności stawiania wyższych kopców kretami, dopełniają dość szczególnego obrazu.
Każde boisko ma swój unikalny klimat, chociaż charakter otoczenia zachowany jest zazwyczaj ten sam. Czasami mam wrażenie, że te gminne piłkarskie pola bitew są bardziej realne niż stadiony, które oglądamy podczas relacji ze spotkań najbogatszych drużyn świata. Tam jest to tak odległe, tak poza zasięgiem, że sprawa wrażenie innego świata. W dodatku, transmisja z lotu ptaka powoduje, że zawodnicy i murawa, i wszystko wokół jest jakieś odrealnione. Sztuczne. Kolorowe.
Tutaj mamy kretowiska, które bardziej dosłowne być nie mogą. Mamy krajobraz i przestrzeń, której nie ograniczają trybuny i dach. Tutaj biega się inaczej. Tutaj kibicuje się inaczej. I tylko zasady są te same.
To tylko kilka przykładów z okolic Żuław Wiślanych. Prawdziwe do bólu, niestrojne w kolory – boiska do trenowania, ciule!