Każda fotografia jest zaświadczeniem obecności.
Te słowa Rolanda Barthesa tkwią mi w głowie od czasu, gdy po raz pierwszy sięgnąłem po jego “Światło obrazu”. W przypadku malarstwa bowiem, obecność przedmiotu malowanego wcale nie była konieczna. Nie musiał przed Tobą siedzieć model, by go namalować, nie musiał stać przed Tobą most, by oddać na płótnie jego kształt. W fotografii jest tak, że fizyczność fotografowanego obiektu jest koniecznością. Fotografia zaświadcza natomiast, ze to coś było w tym miejscu i fotograf to zamknął w kadrze.
Dla fotografa te podstawowe prawdy wydaja się być tak oczywiste, ze nawet ich nie zauważa. Ja mam natomiast coraz większy problem z odróżnieniem fotografii, która to potrafi pokazać, od fotografii bezideowej. Tej bezpłciowej. Zalewającej mnie nie tylko w sieci, ale także w niezliczonej ilości konkursach, kopiujących same siebie. Czasy bezkręgosłupia w fotografii przeżywają bujny rozkwit.
Z tym większym zdumieniem, przeczytałem wypowiedź znanego fotografa w jednym z popularnych magazynów podróżniczo-naukowych, że najnowszy model jakiegoś telefonu z funkcją robienia zdjęć jest w stanie, swoją sztuczną inteligencją, być “jak doświadczony mentor, który pokaże Ci jak uchwycić światło”. Zadrżałem. Zadrżałem, raz z powodu treści tego zdania, a po wtóre z powodu znanego nazwiska wspomnianego fotografa. Skoro bowiem już sami fotografowie pozbawiają się wpływu na fotografię i oddają swoje umiejętności łapania światła w szpony “sztucznej intelygencji” jakiegoś kolejnego smartfona, to w jakich my żyjemy czasach?
W czasach gdzie zrobić fotografię może każdy, każdy może ją ocenić, każdy może na niej zarobić i każdy wywala swoją fotografię w przestrzeń społeczną, kształtując estetyczne gusta ludzi już samą jej ilością. Każdy w końcu może powiedzieć wszystko, nawet jeśli są to kompletne bzdury, jak ten krótki cytat powyżej. Gdy robi to dodatkowo fotograf utytułowany, tracę wiarę w ideowość i sztukę fotografii. Tracę wiarę w umiejętność “zaświadczenia obecności”, którą opisywał Barthes. Skoro bowiem, w opinii fotografów, sztuczna inteligencja (której zresztą w tym telefonie wcale nie ma) pokaże mi jak uchwycić światło, to gdzie tutaj jest miejsce na zaświadczenie obecności wyrażone intelektem fotografa?
Mam wrażenie, że tzw. branża fotograficzna sama się deprecjonuje. Powyższy przykład to tylko kropla. Ostatnio głośno było o nowym konkursie fotograficznym im. Krzysztofa Millera, gdzie z początku regulamin nie był znany nawet członkom jury, a same zapisy prawne przenosiły prawa do zgłoszonych fotografii na prawie wyłączną własność organizatora. Zapisy szybko zmieniono pod wpływem krytyki reporterów, ale niesmak pozostał. I tak brniemy w Polsce w całkowitą beznadzieję i bezkręgosłupie w fotografii.
Nastały ciężkie czasy.
” Skoro bowiem już sami fotografowie pozbawiają się wpływu na fotografię i oddają swoje umiejętności łapania światła w szpony “sztucznej intelygencji” jakiegoś kolejnego smartfona, to w jakich my żyjemy czasach?”
Serio wierzysz, że Lazar wierzy w to, co opowiada, bo jak mu za to opowiadanie zapłacili, to sam w to uwierzył?
Właściwe pytanie o tę sytuację to: czy fotografowie muszą sprzedawać się w reklamach badziewia, żeby przeżyć? Czy z własnej fotografii się nie da wyżyć?
Światło w fotografii jest niepotrzebne, wystarczy Photoshop :-P
Fotografia ewoluuje i tego się nie da zatrzymać. Bo czy jeśli założę okulary z kamerą i będę nagrywał film poklatkowy, a następnie wybiorę jedną klatkę i podrasuję ją (lub nawet nie), to już nie będzie fotografia?
Jakiś czas temu hdr przez wielu był uznawany za robienie z fotografii grafiki, dziś (dla większości) to standard, który nieraz zaimplementowany jest nawet w aparaty fotograficzne.
Jeśli spojrzysz w regulaminy konkursów fotograficznych, wiele z nich dopuszcza tylko “podstawową obróbkę komputerową”, a niektóre nie mają nawet takich obostrzeń. Kiedyś nawet na najprostsze operacje patrzono krzywym okiem.
Biorę do ręki iPhone’a i fotografuję. Już teraz algorytmy decydują za mnie o doborze parametrów, odszumianiu, wykrywanie twarzy to standard, a nawet o tym, czy robić hdr czy nie. Jest także funkcja Live Photos, pozwalająca wybrać inny kadr – chwilę przed lub po pstryknięciu zdjęcia.
Choć słowa Lazara to jest marketingowy bełkot, prawda jest taka, że z każdym nowym aparatem coraz więcej oddajemy pola twórczego algorytmom.
Pytanie komu potrzebna jest sztuczna inteligencja. Prawdopodobnie tym, którzy nie mają wbudowanej własnej.
Oczywiście jest to sformułowanie prowokacyjne, bo każdy jest jakoś tam inteligentny, jeden widzi światło, drugi sytuację, którą sfotografuje, trzeci nastrój. I sztuczna inteligencja, czy szerzej, obróbka graficzna, niwelują deficyty. Jakimś początkiem sztucznej inteligencji był autofocus, a przecież nikt obecnie nie ma nikomu za złe, że go używa. Wiec to jest jakaś tam konsekwencja rozwoju technologii.
Ale przyznaję Ci w jednym rację, nawet najwydajniejsza sztuczna inteligencja nie zastąpi myślenia o tym, co się chce pokazać i jaka temu ma przyświecać idea czy ideologia. Bezmyślny człowiek z “inteligentnym” aparatem niewiele różni się od fotografującej małpy, której może się czasami udać dobry kadr.
Pozdrawiam :).
Ja uważam, że sztuczna inteligencja tylko pomaga forografowi, bo przecież to co chcemy sfotografować wybieramy my, nasze oczy. Najpierw widok podoba nam się na żywo, a później przenosimy to w świat cyfrowy. To nie sztuczna inteligencja wybiera widok czy kadr tylko my, Ci którzy trzymają aparat
Dzień dobry.
Śledzę bloga z zaciekawieniem od jakiegoś czasu i zauważyłem Iczku, że ostatnio patrzysz na świat z jak ja to nazywam depresyjnej płaszczyzny widzenia. Cytat, który podałeś również wydaje mi się bzdurą, ale wcale nie jest powiedziane, że już za chwilę na wyświetlaczu smartfona nie będą pojawiać się wskazówki dot. budowania odpowiedniej kompozycji na podstawie tego co widzimy. Ja bym się tym jednak nie martwił. Wydaje mi się, że dobra fotografia będzie potrafiła się obronić.
W natłoku przeroznych bodźców, którymi jesteśmy atakowani z każdej strony – filmów, fotografii, obrazów itp., ciężko zatrzymać się na chwilę, skupić na tym co widzimy, poczuć. Wydaje mi się, że problem, który opisujesz nie wynika z ewolucji w dziedzinie fotografii, a z pewnego rodzaju kryzysu w dziedzinie odczuwania. Jeżeli tyle bodźców na nas oddziałuje, to kiedy mamy znaleźć czas, żeby je przetrawić, poczuć, spróbować zrozumieć.
Jak dla mnie bycie prawdziwym fotografem to tworzenie czegoś manualnie. Łapanie momentu i miejsca w którym światło pada idealnie. Fotograf wtedy czuje, że jest to ten moment który trzeba uwiecznić. Te czasy miały miejsce jeszcze z 10lat temu, ciekawe co będzie teraz.