Schematy w fotografii pejzażowej są proste i stałe. Jednak czy to czyni z tej fotografii coś gorszego od np. fotografii ulicznej? Nie wydaje mi się. W muzyce też mamy określoną ilość nut, ich długości i opisane rodzaje gam, a jednak nie przeszkadza to tworzyć coraz to nowych kompozycji z tych samych składników. Przecież właśnie o te składowe chodzi. Na ostatnim spotkaniu fotografów w Toruniu, jeden z “ulicznych kotleciarzy”, krótko podsumował fotografię pejzażową – jest ona o niczym. W tym miejscu nie za bardzo jest pole do dyskusji, bo jak dyskutować z taką tezą? Zastanawiałem się wielokrotnie, co nakręca mnie aby kolejny raz pojechać w to samo, dobrze znane miejsce i po raz kolejny szukać układów linii, chmur, różnych kolorów wody itd.. Co kusi mnie jeszcze po tylu latach fotografii, dotknięciu różnych jej dziedzin, że akurat teraz w pejzażu znajduje sens trzymania w torbie nadal aparatu, a nie jakiś tam innych zabawek wieku średniego.
Nie mam w sumie odpowiedzi na własne wątpliwości. Przecież te same zwątpienia w dalszy sens fotografowania w XXI wieku ma wielu moich kolegów i to nie tylko z obszaru pejzażu. Przede wszystkim właśnie w powątpiewanie wpadają streetowcy, dla których wyzwaniem jest w chwili obecnej zrobienie czegoś, co nie zostało już nagrane komórką lub nie cyknięte wcześniej telefonem przez innego “streetowca”. Ilość powtórzeń kadrów, schematów, kalek w fotografii pejzażowej jest tak samo nieskończona, jak w fotografii ulicznej, czy nawet reporterskiej. Wykorzystujemy elementy, które układamy na nowo w nowy kadr. Co w tym złego? Co złego jest w kolejnym zdjęciu z Mierzei Wiślanej, z Piasków? Co złego jest w kolejnym czerwonym parasolu na tle ciemniej lub (jeszcze lepiej) białej ściany? Opowiadam – nic!
Mam olbrzymi szacunek dla moich fotograficznych kolegów z każdego obszaru i apeluje do Was – nie popadajcie w tak modny i popularny ostatnio trend – wszystko już było! Bo po pierwsze, to nie prawda, a po drugie – jeśli ktoś z Was, fotografów robi zdjęcia tylko po to by być pierwszym i jedynym w tym konkretnym kadrze, w tej konkretnej mieścinie lub na tej konkretnie górze – to przegra! Kompletnie nie o to chodzi w fotografii. Wyścigi są dobre dla pierwszych dwóch lat fotografowania, potem liczy się wyłącznie to jak składacie Wasze utwory z nut, które macie do dyspozycji. Jak komponujecie i jak wczuwacie się w światło, które stanowi o fotografii. Aż tyle i tylko tyle.
Fotografia nadal jest najbardziej banalną ze sztuk. Wystarczy do jej uprawiania pudełko, z którym nastawia się czas i przysłonę. Nic więcej!
I tak jak na pasie startowym, światło pilota z napisem “follow me” prowadzi samolot po zakamarkach lotniska, tak w przypadku fotografii także musicie podążać za światłem. Nie oglądajcie się na mądrali spod znaku: “łeee to już było”, ale przyjcie swoją drogą. Nie zawiedziecie się. Nie ma znaczenia czy to pejzaż, portret, reportaż czy street. Po prostu… follow me, follow you!“Follow me”, z serii Miejsca Dobrze Znane
“Słupki”
świetny tekst, z nutka optymizmu na dodatek
Landscape photography is the supreme test of the photographer – and often the supreme disappointment. Powiedział to niejaki Adams. Ansel Adams. Dla mnie fotografia krajobrazu to królowa fotografii. Jeżeli bowiem przyjąć, że celem każdej fotografii jest opowiedzieć jakąś historię, to jakże trudno jest ją opowiedzieć w aspekcie tego, co na co dzień nas otacza. Acz oczywiście nie deprecjonuję innych form fotografii :-).
BTW, wydaj album ze swoimi tekstami i zdjęciami. Będę pierwszy który zakupi edycję kolekcjonerską.
ja za Łukaszem, już się zapisuję na listę do albumu:)
Supcio. Też czekam na album ;) Dzięki za ten tekst …
:) Dziekuje Wam za wpisy. Z tym albumem to jest poważny problem. Ja nie uważam, by zdjęcia moje były warte albumu. I mówię to bez krygowania się. Są lepsi! Niech oni wydają.
To ja napiszę inaczej. Zrób to dla siebie, a ja i zapewne wielu innych pozwolić ci pokryć koszty. Bo jak w końcu Słońce wyślę w końcu ten impuls elektromagnetyczny, w końcu to wszystko zniknie i p…nie i zostanie tylko to co na papierze. A album ma być z tekstami bo to doskonałe uzupełnienie.
@Łukasz – argument “dla siebie” warto grzechu.
Hej z tym albumem z tekstami to świetny pomysł. Wrazie czego jest coś takiego jak druk na żądanie i nie trzeba robić dużych nakładów finansowych by np wydrukować 100 książek. Wystarczy złorzyć pdfa i kto chce zamówi sobie wydruk.
Z tego co piszesz iczku wynika, że w środowisku fotograficznym dzieje się coś złego. Jakieś frustracje, załamania, dekadencja? Przynajmniej ja tak to odczuwam.
” Na ostatnim spotkaniu fotografów w Toruniu, jeden z „ulicznych kotleciarzy”, krótko podsumował fotografię pejzażową – jest ona o niczym.”
A o czym jest właściwie fotografia uliczna? Ktoś się przewrócił na tle efektownego światłocienia. O czym to jest? O banalnym wydarzeniu, czyli o niczym.
Ktoś sfotografował ptaszka, ptaszków są miliony. O czym jest fotografia przyrodnicza? O niczym. Tylko jeśli to wszystko jest o niczym, to skąd się biorą zapaleńcy, którzy nieraz narażają swoje życie (np śp. Artur Tabor) i zdrowie żeby tego ptaszka uwiecznić? Jacyś nawiedzeni, odchyłka od normy?
Moim zdaniem to są właśnie ludzie normalni, którzy w tym co robią widzą głęboki sens. Nie frustrują się jałowymi dociekaniami, analizami. Realizują swoje zainteresowania i tyle.
No właśnie. ZAINTERESOWANIA. Z tego wszystkiego wynika, że fotograf zadowolony z tego co robi, ma jeszcze jakieś zainteresowania niefotograficzne. One go pobudzają do działania, fotografia jest tylko narzędziem. Nigdy celem samym w sobie. Fotografia umożliwia realizację pasji, nie jest tylko bezdusznym wpisywaniem obiektu w trójkąt linii, światłocień itp. To powinno być odruchem, ale nigdy celem. Jak staje się celem to niestety prowadzi do frustracji. W końcu ilość figur geometrycznych jest ograniczona. Wszystko już było, stara śpiewka. Czym tu się jeszcze wyróżnić? Smutne.
Środki techniczne dające coraz większe możliwości, czasem wręcz możliwości absurdalne i takie jakieś załamania twórcze.
Mnie się wydaje, że tę uwagę streetowca należało rozumieć inaczej (oczywiście nie znam całego kontekstu, więc mogę się mylić). Interpretowałbym to raczej w ten sposób: My, streetowcy, robimy fotografię, która coś mówi o człowieku, a wy, pejzażyści, “idziecie” w estetykę i wasze zdjęcia nie mają żadnego wymiaru społecznego, czyli są o niczym :-).
Ty odczytałeś ten komentarz bardziej jako próbę podziału na tych, którzy robią foto wtórne i na tych, którzy szukają czegoś niepowtarzalnego. Przyznam, że nie lubię takich dyskusji bez odniesień do konkretnych przykładów. Zbyt ogólnikowe to wg mnie.
@Darek. Dobrze odczytałeś kontekst. Dokładnie taka była wymowa tej „uwagi”. My społeczni fotografowie pokazujemy rzeczy ważne w kontekście spolecznym, ludzkim. To ważne. A wy, pejzażyści cykacie fotki gór o wschodzie. One, te zdjecia nic nie wnoszą w jakość odbioru. To landszafty.
@Piryt. Środowisko fotograficzne, jak każde inne środowisko twórcze to zbiór zazdrości, kompleksów, wyzwań, rywalizacji i niespełnionych talentów :)
A to czyni zeń doskonałą mieszankę wybuchową dla złośliwości i przycinków. Wszystko to podlane sosem pewności siebie każdego autora i wyższości jednej dziedziny nad drugą. Tak jest wszędzie, To zresztą ma dwa skutki: napędza rozwój na zasadzie prostej rywalizacji oraz napędza wzajemne animozje. I chyba tak to już jest :)
Darku, oczywiście że w dyskusji należy się posługiwać konkretnymi przykładami. Wydaje mi się też, że każda dyskusja powinna się kończyć jakimś podsumowaniem i wyciągnięciem wniosków.
Niestety jest to raczej nieosiągalny ideał. Z mojego doświadczenia wynika, że dyskusja z autorem zdjęcia prowadzi bardzo szybko do jego reakcji “alergicznych” i w wersji łagodnej kończy się jego szybkim wycofaniem się.
Dyskusja bardziej ogólna daje przynajmniej jakieś szanse na kontynuację.
Iczku, to wszystko o czym piszesz jest dość normalne i zrozumiałe. Niektóre srodowiska są na to bardziej podatne, inne mniej.
Jak to natomiast wygląda od strony odbiorcy? Sądzę że niestety nie najlepiej. Ta cała “społeczność fotografii” idzie w kierunku szukania sensacji, epatowania okrucieństwem itp. Odbiorca jest znużony, znieczula się i obojętnieje. Efekt jest negatywny.
Natomiast pokazywanie piękna tego świata może dać efekt pozytywny. Uwrażliwia ludzi, poziom kultury ogólnej podnosi się. W dłuższej perspektywie daje to same zyski.
A piękno tego świata to między innymi fotografia pejzażowa, przyrodnicza itp. Dająca ludziom odprężenie, dobry nastrój, łagodząca obyczaje.
No ale jest jak jest i jeszcze długo pewnie tak będzie.
Dziękuję Piotrze za wspaniały wpis, który bez wątpienia jest w pewnym sensie motywacja dla mnie. Aż mi się zachciało otworzyć stare szuflady dziś ;) pozdrawiam .
No to na koniec jeszcze komentarz Piotra Dębka
https://www.ewaipiotr.pl/estetyka/sens-fotografii-estetyka/#more-12184
Kurcze, a już myślałem, że jestem sam, kiedy niedawno stwierdziłem, że fotografia jaką uprawiam nie jest i nie ma szans być doceniona. Byle jakie zdjęcie, do którego dorobi się jakąś wydumaną ideologię, albo zdjęcie wtórne do bólu, ale wpisujące się w stylistykę street, ma większe szanse na uznanie i wystawy.
Dzięki!
Hola hola, nowi topografowie też robią landscape i wymiar społeczny ich fotografii jest dziesiątki razy większy od streeta :-D :-D :-D ;-) ;-) ;-)
A poważnie… większość z nas jest jedynie amatorami, nigdy nie wejdzie do panteonu światowych, czy nawet polskich fotografów, liczy się dobra zabawa, a to czy pstrykasz ludzi na ulicy, morze, kwiatki, ptaszki, gołe baby jest drugorzędne.
I to jest właśnie zdrowe podejście do fotografii: fotografia jest/powinna być rozrywką a nie męczarnią twórczą lub religią. I w dalszym ciągu uważam, że powinna być tylko sposobem na realizację różnych pasji i zainteresowań. Raczej nie pasją samą w sobie.
I jeszcze takie zdanie, które cytowałem już w innym miejscu, dotyczące znanego fotografa śp. Krzysztofa Millera:
“Krzysztof Miller nie wymyślał zdjęć, był uważnym obserwatorem, lubił i szanował ludzi”