Kiedy oglądam te piękne, kolorowe obrazki z Toskanii rozświetlone raz to kwieciem drzew, raz suwakiem w lightroom, przychodzi mi od razu do głowy “moja toskania”: Żuławko-Kociewska. Też potrafi być zielona i posypana żółtymi kawałkami rzepaku, który właśnie zaczyna kwitnąć, ale zazwyczaj jest taka jak na zdjęciu. Szaro-bura, poszarpana budynkami stawianymi gdzie popadnie i chaotyczna. I wiecie co…. uwielbiam ją! Właśnie za to. Za jej niedoskonałą doskonałość. Za jej brzydkość i nieokiełznaność.
Zamiast cyprysów, topole. Swojskie. Strzeliste. Te akurat chronią sad przed zachodnim wiatrem. I to drzewko. Samotne całkowicie. Takie lokalne. Spałowane przez sarny z samego rana. Ale uratowało się. Rolnik nie ściął. Ciekawe dlaczego? Jak okiem sięgnąć pięknie przygotowane pole. I to drzewo.
Nie od dziś wiadomo, że najlepsze zdjecia robi się w pobliżu własnego domu :)
Osobiście staram się nie mieszać ze sobą tego, czy fotografia jest ciekawa tematycznie, czy wizualnie i nie widzę powodu żeby oba te walory szły ze sobą w parze. Twoje drzewko jest ciekawe, bo lokalne, sentymentalne, w dodatku ma dobre światło. A kwestia “twórczej obróbki” to temat-rzeka, wszystko można zochydzić, wszystko można przesłodzić, ale nie warto moim zdaniem iść w drugą stronę i zupełnie pozostawić tę warstwę bez ingerencji. Pozwoliłem sobie zohydzić Twoją Toskanię tym, co najgorsze w zestawie ColorEfexPro, choć pewnie są jeszcze lepsze sposoby na zrobienie na Kociewiu prawdziwej, pastelowej Toskanii.
[img]http://gallery.piotrwyrzykowski.pl/albums/Odbitki/IMG_1852-1920x1276_colorefexpro.jpg[/img]
:)