Mam ostatnio awersje do koloru. Na kolor. Przy kolorze. Po kolorze, a nawet w kolorze. Nie jestem w stanie fotografować na kolorowo. Kompletnie mi to nie leży. Zrobiłem nawet sobie pewien brutalnie masochistyczny test. Dwa dni pod rząd wstawałem na wschód słońca. Tylko i wyłącznie po to, aby zrobić kolorowe zdjęcia. Wszak rozmywanie wody o godzinie 5:31 w tych żółto-czerwonych brejach na niebie nie ma sensu, gdy robimy BW więc z gruntu wyłączyłem sobie wszystkie nastawy w aparacie i poleciałem po tym, co mi matryca RGB daje.
I wiecie co. Dupa. Dupa blada. Ooo! Żeby ona chociaż była blada. Ta dupa jest w pełni kolorowa, bo saturacje mam lekko podciągniętą w presecie „landscape” i na wyświetlaczu mam takie cukiereczki, że oj oj. Ale suma summarum wszystkie te zdjęcia są do kosza. Kompletnie nic w nich nie ma. Poza kolorem oczywiście. Stracone poranki, stracony czas i stracone śniadanie. A nawet dwa.
Stwierdzenie, że fotograf zajmujący się od ponad roku praktycznie wyłącznie landscape, nie lubi koloru zakrawa o kpinę lub co najmniej drobną hipochondrię fotograficzną. A jednak to mam. Choć bym nie wiem jak się gimnastykował na pustej plaży, choć bym nie wiem jak się wytężał, to nie skadruje – taki to ciężar. Kolor nie leży, kolor nie styka – żar z rozgrzanej matrycy aż… pyka :) Żenująca grafomania… :)
I wiecie co, oczywiście resztki świadomości podpowiadają mi skąd to się bierze. Ja jestem człowiekiem dość wpływowym; w sensie – łatwo na mnie coś wpływa. Wpływają na mnie obrazy na pewno. Te czarno-białe najbardziej. Jest coś w prostocie skali szarości. Omawiano to setki, tysiące razy. Najlepsze zdjęcia w historii świata są czarno-białe i nie tylko dlatego, że kolor pojawił się później. One po prostu niosą moc. Młot Thora. Proste narzędzie. Bierzesz i rzucasz. W skali szarości jest to samo – masz czerń i biel i coś tam pomiędzy. I walisz.
Mnie ostatnio zniewalają galerie fotografów, dla których pejzaż to wyłącznie BW. Nawet nie dostrzegają kolorów kipiących z morza, drzew, pól. Tak wiem, dla wielu z was to ciągle to samo. Te same rozmyte i rozciapciane wody w głazami, kamieniami, plażą, drzewem, gałęzią… wiem, wiem. A jednak – tchną fotograficzną prostotą. Nie oszukują mnie te zdjęcia kolorowymi chwytami. Tanimi. Trochę czerwieni, trochę żółci, jakaś chmurka ponura i mamy wschód jak się patrzy. Nic nie musimy robić więcej. Kolor załatwia temat. W krajobrazie podanym w skali szarości to nie jest już takie proste. Oj nie jest. I chyba to mnie pociąga. Czy da się wszystkie kolorowe kadry przełożyć na jeszcze lepsze kadry czarno-białe. Czy każda kolorowa kompozycja ma swój równoległy świat kompozycji szarej? Kurcze, chyba za dużo filozofuje. Zdecydowanie za dużo.
No to już tak tytułem podsumowania. Zajmują mnie ostatnio symetrie. Wszelakie. Życiowe. Społeczne. Ludzkie. Przedmiotowe. Kompozycyjne. I odkrywam, że niewiele nadal o nich wiem. Chyba jakieś studia sobie machnę w temacie… coś o kompozycji. To będzie dobre. Na pewno dobre.PS
Chcę tylko wyjaśnić, że mój kolorowstręt nie obejmuje prac Saul Leiter! Zdecydowanie nie :)
Oba zdjęcia zaś umieszczone w tym poście powstały podczas ostatniego ataku tej przypadłości.
Nawet N. Wirth ma galerię, w której posługuje się wyłącznie kolorem. Choć oczywiście to tylko odskocznia od reszty BW prac (swoją drogą nowe wrzuty na FB i drzewa w podczerwieni ogląda się bardzo przyjemnie). Niemniej kolor nie jest zły, byle bez różowego :)
http://nlwirth.com/photography/latest-work-intentional-camera-movement/
Jak to mówią, wszystko jest dla ludzi, tylko z umiarem. Jest czas i miejsce na zdjecia w kolorze jak i na zdjęcia czarno-białe. Ja, nieskromnie pisząc, używam koloru i monochromu na przemian. Wybór jest podyktowany nie kaprysem podczas edycji ale podczas robienia zdjęcia. Tak, nie boję się tego napisać, używam trybów czarno- białych w aparacie ☺ i później tylko lekko poprawiam, to co trzeba. Już tak mam, że większość decyzji zapada na etapie wciśnięcia migawki. Jeśli nie widzę zdjecia w czerni i bieli, to odpuszczam i odwrotnie, jeśli kolor jest integralną częścią zdjecia, to robię w kolorze. Howgh ☺
@Piotr
Nie napisałem, że kolor jest zły :) Po prostu, ja przestaję, co jakis czas, ogarniać zarządzanie kolorem w mojej głowie. Włącza mi się tryb mono i tak zostaje. Niepokojące jest to, że zdarza mi się to coraz częściej i coraz dłużej trwa.
Sam kolor jako taki jest okey. Tylko zapewne trzeba umieć go ogarnąć. Może tytuł wpisu powinien brzmieć: “Nie ogarniam kolorów”. Byłoby precyzyjniej :)
@Łukasz. No workflow mamy podobny. Z tą różnicą, że ja zazwyczaj komponuję wyłącznie w BW. Jeśli korzystam z liveview to zazwyczaj w BW. Inaczej kurcze nie umiem :) Znaczy zdarza się, że przełączam się na jakis preset kolorowy i wówczas też podgląd mam w kolorze, ale 90% zdjęć wykonuję na Monochrome. Potem i tak, ten głupi Lightroom, wyświetla mi wszystko w kolorze :)
@Iczek
Nie doprecyzowałem. Ponieważ mój aparat ma wizjer elektroniczny (Fuji X-E2), to po wybraniu presetu czarno-biały również widzę obraz w kadrze czarno-biały i tak kadruję. Przyzwyczaiłem się już do takiego sposobu robienia zdjęć i jeśli podejmuję decyzję, że robię zdjęcia czarno-białe, to wybieram odpowiedni preset i cyk… Tak samo jeśli chodzi o kolor, również mam podgląd jak zdjęcie będzie wyglądało. Zauważyłem u siebie, że jeśli nie podejmę decyzji na etapie robienia zdjęcia, to później w edycji na kompie, choćby nie wiem co robił, to te zdjęcie nie leży mi już w wersji czarno-białej.
Może niepotrzebnie się tak katuję, ale lubię tak pstrykać i nie dorabiam do tego żadnej filozofii (czytaj: nie uprawiam krucjaty na różnych forach) . Aha, żeby nie było łatwo, to zdjęcia robię od razu jako JPG (akurat silnik JPG, to mocna strona Fuji). Ma się te swoje zasady :-)
Przejdź na Fuji, to będziesz mógł porzucić ten głupi Lightroom :-)
Tu też dość ciekawy sposób pracy z kolorem, zwłaszcza projekt -18Degrees http://www.paulthompsonstudio.com/ , pozdrawiam Maciej Feliks
Dzięki za linkę Maciej. Świetne te prace!
To ciekawe co piszesz, zwłaszcza że ostatnio mam podobnie. Kiedyś wydawało mi się, że robienie zdjęć krajobrazów w czarno-bieli to ciężki grzech. Teraz najbardziej podobają mi się fotografie krajobrazowe wielkich fotografów wlaśnie w czarno-bieli. Jest w nich jednocześnie spokój i wielka moc. Ciężko to opisać ale oddziałują jakoś bardziej, mimo że nie ma w nich kolorów, które (teoretycznie) pobudzają,