Ci wszyscy, którzy urodzili się gdzieś koło mojej daty urodzenia, a było to dawno temu, na pewno znają film “The Thing” (po naszemu – “Coś”) z roku 1982 z Kurtem Russellem w roli głównej. Dla mnie, tuż obok “Obcy – 8. pasażer ‘Nostromo’ ” to klasyka klasyki. W filmie, tytułowy Coś oczywiście na początku jest nieznany. Jak w klasyce horroru, tak i tutaj – to czego nie widzimy, boimy się najbardziej. Twórcy muszą więc nadążać za widzem i skoro jest już totalnie przerażony nie widząc zła, to odkrycie kart i pokazanie tego Cosia musi być straszne do kwadratu. W “The Thing” jest to straszne. Te ludzkie korpusy chodzące o całej bazie… brrr.
Oczywiście nie zamierzam omawiać filmów. Jednak Coś pasuje mi bardzo do moich ostatnich brzegowych kadrów. Kiedy odwiedzam dobrze mi znane miejsca, zazwyczaj podchodzę do fotografowania już lekko znużony, bo znam okolice. Wiem, co gdzie się znajduje i mam poważny problem, by nie traktować sportowo fotografii. Na zasadzie, cyknę co znam, może światło siądzie inaczej. No i szukam wówczas Cosia. Czyli elementu, dla którego warto rozpakować plecak i wyciągnąć tonę sprzętu. Cosiem może być wszystko. Palik, kamień, drzewo, górka, chmurka itd… niemniej, zawsze korci nas, by w kadrze znalazł się “Obcy”. Ktoś lub coś, na czym zawiśnie na chwilę oko odbiorcy. Coś, co zbuduje nam kadr, poprowadzi wzrok widza i w pewien sposób zaakcentuje kompozycje. Nie mylcie tego z mocnym punktem, bo to trochę co innego. Ogólnie, tutaj chciałbym zrobić małą dygresję… całe te zasady kompozycyjne, złote podziały i mocne punkty należy łamać. Nie myślmy jednak, że łamanie zasad to zasada. Nie! Aby używać twórczo wyjątków, należy dobrze znać przepisy ogólne.
Zasady kompozycji można łamać jedynie w sytuacji, gdy umie się je stosować!
Wracając do Coś, które ma widza zaciekawić. Czy nie macie w sobie czasami potrzeby, by Wasze kadry nie zawierały w sobie nic z podpowiedzi dla widza? Były pewnym eksperymentem kompozycyjnym, może nawet zrozumiałem tylko dla Was? Nie wiem nawet, czy taka fotografia nie jest bardziej pociągająca, bo pozostawia kompletne niedopowiedzenie i staje się kartą do zapisania przez odbiorce. Takie zabiegi muszą wszak spełniać jeden zasadniczy warunek, by w ogóle ktoś na to spojrzał. Muszą być interesujące w warstwie formy.
W fotografii portretu często spotyka się twierdzenie, że np. taka Annie Leibovitz robi karierę, bo fotografuje ludzi znanych, celebrytów, a wówczas 80% sukcesu zdjęcia to formalnie twarz tego kogoś. Nie trzeba za wiele kombinować, gdy przed obiektywem siada Ryan Gosling czy Keira Knightley. Zdjęcia robię się same. Twarz to forma. Wystarczy. I wiecie co! W fotografii plenerowej też tak trochę jest. Czyż zdjęcia wodospadu Seljalandfoss na Islandii, czy Reine w Norwegii to nie takie Ryan’y i Keiry? Oczywiście, że tak.
No to teraz zróbcie sobie ćwiczenie. Sfotografujcie nic! Poważnie. Postarajcie się zrobić fotografie niczego, w dodatku łamiącą zasady kompozycji. Czysta forma. Beztreściowa fotografia przyrodniczo-plenerowa. Da się? Ja nie wiem, nie pytajcie mnie. Czasami lubię sobie stawiać cele i wyzwania (o tym już pisałem), które są nie do zrealizowania lub poza możliwością oceny. Zresztą, ostatni zachód na Bałtykiem doskonale służył do takich ćwiczeń. Kolory jak z pastelowej palety barw. Brak nasycenia i cudownie srebrno-sina powierzchnia wody rozmyta dodatkowo wielominutowym naświetlaniem. Czy udało mi się sprostać wyzwaniu? Które z dwóch zdjęć jest bardziej tajemnicze, jak Coś niedopowiedziany? :)Oba zdjęcia różni kilkanaście minut.
zdecydowanie wolę drugie zdjęcie – cosie tylko psuja nastrój ;)
Cholewcia, nie podejrzewałem Bałtyk o taką impresję.
@Grzegorz. Ja też wolę nr 2. :)
wolę 1, bo 2 można obrócić do góy nogami i niewiele to zmienia ;)
Zdjęcie 2 ma dużą zaletę, jak je obrócimy do góry nogami to się staje takie “delikatnie patriotyczne”.
Są tacy, którzy twierdzą, że zasady nie istnieją. Wydaje mi się to lekkim absurdem, choćby dlatego, że uczy się o nich na poważnych uczelniach, można je znaleźć w podręcznikach itp. Na mój gust zasady istnieją. Przez wieki (a raczej jeszcze dłużej) obserwowano reakcje odbiorców sztuki, stwierdzono że niektóre układy kompozycyjne i kolorystyczne działają na widza silniej, inne słabiej. Potem ubrano to w słowa i stworzono zasady. Niektóre z nich sięgają jeszcze starożytności. Czy one wszystkie jeszcze dziś na nas działają?
Żyjemy w innym świecie, innej kulturze. Powszechna dziś skłonność do łamania zasad każe się nad tym poważnie zastanowić.
Przykładem może być np. zasada związana z kierunkiem ruchu. Ruch od lewej do prawej odczuwamy jako naturalny bo w naszym regionie pisze się właśnie w tym kierunku.
W krajach gdzie się pisze od prawej do lewej ta zasada nie działa. Inna kultura.
A w ogóle, po co właściwie zasady ŁAMAĆ? To brzmi wręcz groźnie, lub może dla niektórych strasznie awangardowo.
Może wystarczy znać zasady, ale wypełniać przestrzeń wg. własnego uznania, czyli po prostu być samodzielnym?
Czy można sfotografować NIC? Można do tego podejść filozoficznie, lub technicznie.
Wydaje mi się, że z technicznego punktu widzenia jest to niemożliwe :-)
Fotografia jest to “malowanie światłem”. Nie ma światła (np dekielek na obiektywie), nie ma fotografii. Jak tylko się pojawia światło, to nie można powiedzieć, że to jest NIC. Światło ma konkretne parametry fizyczne. Nie jest niczym.
Ale domyślam się, że w tym przypadku chodzi raczej o podejście bardziej filozoficzne.
Na mój gust można sfotografować NIC (lub prawie NIC), ale należy to chyba traktować jako eksperyment i nie dążyć do zdobycia w ten sposób popularności.
Dla odbiorcy mogłoby to być “nieco nużące”. Mogłoby też sprowokować takie jednostki jak np. Waldemar Łysiak (którego bardzo cenię i lubię) do napisania jakiegoś ciekawego felietonu na temat np. upadku sztuki, z przykładami z życia współczesnego :-)
Coś takiego jak “Upadek sztuki”, tygodnik “Do Rzeczy” nr 17/2017 (20-26.03.2017).
Zasady istnieją bo zostały opisane, pytanie dla kogo i w jakim celu zostały stworzone. Temat na bardzo długą dyskusję. Choćby wątek twórców ów schematów, na czyją korzyść miały działać? Tłumaczy się że to niejako pomoc dla odbiorców i kompas dla twórców, ale czy na pewno? Logika podpowiada, że to forma usankcjonowania swojego dziedzictwa i jego ochrona poprzez narzucenie granic/schematów/zasad /kanonów itd. przed nieuniknionym czyli buntem młodego pokolenia i burzeniem dotychczasowych ikon . Odbiór jest nierozłączny z odczuwaniem i wrażliwością obserwatora , to kolejny wątek , czyli kto jest odbiorcą . Bo nie dla każdego granice sa w tym samym miejscu . Ad fot. 2 bardziej. Zimą 2016 w Pucku popełniłem identyczną kompozycję :)
Coś mi się wydaje Kolego “Kris”, że zupełnie niepotrzebnie ideologizujesz to wszystko.
Na mój gust zasady nie powstały żeby jakaś grupa miała jakąś korzyść, nie ma w nich żadnego buntu ani burzenia.
Zasady powstawały ewolucyjnie od starożytności. Nie były stworzone w żadnym konkretnym celu, były efektem OBSERWACJI i PRAKTYKI.
Konkretne proporcje w architekturze dawały budowlom odpowiednią wytrzymałość.
Zasady dotyczące estetyki obrazu wynikały z obserwacji zachowań odbiorców. Niektóre formy estetyczne bardziej do ludzi przemawiały, reakcje były silniejsze. Te wszystkie obserwacje sformułowano w postaci zasad. Zasady nie są żadnymi nakazami, są tylko sugestią jakich reakcji odbiorcy należy oczekiwać po zastosowaniu konkretnych środków. Zasady niczego nie nakazują, wynikają raczej z obserwacji i psychologii człowieka. W podstawowych zasadach estetyki nie ma żadnej ideologii, ideologii można się natomiast dopatrzeć w dość popularnej od pewnego czasu akceptacji “łamania” zasad.
Skoro wszystko już było to trzeba się jakoś wyróżnić np. właśnie łamiąc zasady. Ale niestety to też już było. Smutne :-)
————————————————————————————————————————–
Nikt nie jest bardziej konserwatywny niż wyznawca awangardy.
/Georges Braque – razem z Pablem Picassem stworzył kubizm/
Po tym wszystkim utkwiło mi:
“W podstawowych zasadach estetyki nie ma żadnej ideologii, ideologii można się natomiast dopatrzeć w dość popularnej od pewnego czasu akceptacji „łamania” zasad.”
Trafne w punkt. Od zawsze nie podobały mi się zasady i czułem inaczej. Przez to, że fotografie, czy działania oparte na zasadach budziły we mnie pewien ideologiczny bunt, robiłem na przekór. Dopiero niedawno odkryłem, jak ogromną frajdę czerpię właśnie ze stosowania zasad fotograficznych, czy życiowych w moim życiu. Gdy fotografowałem bez zasad, to podobało się tylko mi, z czysto egoistycznej pobudki “nie robię tak jak inni”. Teraz jednak uważam, że kunszt sztuki i estetyki tkwi właśnie w zastosowaniu tych samych zasad, tego samego co wiemy i znamy już od dawna, w nowy i jak najtrafniejszy sposób. Zaczynam rozumieć, że na zasadach trzeba opierać wszystkie swoje działania, wtedy pojawiają się efekty w postaci zadowolonych ludzi.
Piryt, cieszę się, że jesteś i komentujesz, bo niezwykle trafnie uderzasz w mój sposób myślenia. Dzięki! :)
Miło mi Michale, dziękuję :-)
Cieszę się, że tutaj trafiłem. Przemyślenia niezwykle celne, przenikliwe i ciekawe. Co do meritum, czyli powyższych zapisków : dlaczego w ogóle jest coś, a nie nic ? – zapytał filozof…
Mi też dużo bardziej podoba się to drugie. Nic nie rozprasza, a zatrzymuje na dłużej.