Te same ulice, te same wytarte chodniki, a spojrzenie inne. Chadzam po Głównego Miasta uliczkach jak ponad 25 lat temu, gdy szczeniakiem będąc latałem po mieście z pierwszym aparatem DRUH. Nie umiem już jednak zrobić takiego samego prostego zdjęcia jak wtedy. Doświadczenie zabija prostotę fotografii we mnie. Ten cholerny bagaż kalek, wykonanych zdjęć i poczucie banalności tamtych kompozycji. Czy na pewno jednak one były banalne? Oczywiście wówczas były to dzieła na miarę niewykształconego pojęcia estetyki i mieszanka zachwytu oraz podniecenia samym, prostym faktem fotografowania. Nabrzeże z dźwigami, a w tle Żuraw był na ten czas dziełem. Dzisiaj jedno spojrzenie i krzywię się w sobie. Odchodzę. Utraciłem z biegiem czasu radość z prostoty fotografowania. Poszukuje jej i zaczynam pomału odnajdywać zachwyt w najprostszym z możliwych podejściu do tego cudownego wynalazku.
Największą radością w fotografii jest prostota jej wykonywania.
Czy nasze doświadczenie, poparte tysiącami przeglądniętych albumów, setkami odwiedzonych wystaw, czy milionami przeklikanych stron www jest dla nas zbawienne? Może zabójcze? Szukając odpowiedzi przychodzi mi do głowy jeszcze jeden aspekt. Konkurowanie. Wyścig. Pogoń za uznaniem.
Świat technologii zafundował nam przez ostatnie lata udział w największej galerii obrazów w tej części galaktyki Drogi Mlecznej.
Nikt nie pytał czy chcemy. Ot, pewnego dnia otworzyliśmy komputer i tam jest wszystko. Każdy jest wystawcą, widzem, a przede wszystkim artystą. Co za tym idzie, każdy chce być najlepszy. Najpiękniejsze zdjęcia chce pokazać, aby uzyskać jak największe uznanie innych. Lajk. Lajk. Lajk. I to sprawia, że proste rzeczy stają się skomplikowane. Widz żąda coraz więcej. Bardziej skomplikowanie. Nie wystarczy już sfotografować Żurawia o zachodzie. Teraz trzeba to zrobić z drona. Albo z dwóch naraz. Nie wspomnę o wspomagaczach softowych. Te zabiły nasze pojmowanie prostoty w sposób ostateczny. Prostota bowiem nie rodzi się już w trakcie tworzenia fotografii, ale po jej stworzeniu. I o ile, samo kończenie finalne odbitki według szkoły Ansela Adamsa jest mi bliskie, o tyle zakres jaki obecnie jest stosowany, jest mi daleki.
A wy macie w sobie jeszcze prostą radość z robienia zdjęć? Czy też za każdym razem od razu myślicie ileż to lajków zbierze Wasza wspaniała fotka przycięta do kwadratu i wrzucona na Instagrama. Czy nie staliście się zakładnikami “polubień”? Czy nie zabiliście w sobie radochy jaką jest naciskanie spustu migawki bez konsekwencji w postaci traumy niepolubienia Waszego zdjęcia?
Obarczeni własnym poznaniem, przygnieceni chęcią bycia nieustannie ocenianymi na naszych własnych ‘łolach’ i kanałach social, nie jesteśmy już sobą. Jesteśmy trybikiem w tym cholernym byciu dla kogoś. Nasza fotografia nie jest już prosta i nie jest już dłużej nasza. Jest na pokaz. Tak myślę.
Cześć! Napiszę w skrócie – tęskno było mi do takiego miejsca jak Twoje w sieci. Cieszę się, że piszesz i dla mnie to świetna odskocznia od codziennej pracy fotograficznej. Na pewno zostaję stałym czytelnikiem! :)
Witaj i milo mi Michale. Zapraszam.
Napisałeś to, co od dawna kołacze mi się w głowie, odkąd facebook zdominował wszystkie inne kanały komunikacji, czy prezentacji zdjęć.
Ja się obawiam czegoś gorszego – że zdjęcia, które nie są “na pokaz”, oczojebne i szybko dostępne nie mają już racji bytu w czasach internetowych clickbaitów, lajków i dyktatury ładnych zdjęć.
Andy, Niestety tak jest… pozostaje nam cierpliwie robić swoje.
Jest znacznie bardziej absurdalnie. Pogoń za lajkami jest passe, teraz się lajki i fanów pozyskuje za pomocą botów (już nawet nie kupuje – kupowanie też jest passe):
http://andyhutchinson.com.au/the-real-reason-you-suck-on-photo-sharing-sites-the-bots-are-beating-you/
Pogoń za popularnością jest pusta, ale zrozumiała, ale kupowanie popularności…
Piotr. Dzieki za wpis. To jest niestety szokujące. Przerażające, bo brakuje nam odniesień do prawdziwej realnosci. Prawdziwa realnosć – co za absurd.:(
Kurcze… robię głównie kwadratowe zdjęcia, ale nie dlatego, że je przycinam, tylko to wina średniego formatu jaki pokochałem lata temu.
Lubię publikować zdjęcia, lubię kiedy są lajki czyli praca się podoba, ale nie po to je robię. Robię bo uwielbiam te chwile kiedy patrząc przez kominek naciskam spust. Uwielbiam potem patrzeć na tą jedną jedyną zatrzymaną chwilę. A fotografując od wielu lat na swoich zdjęciach mam ludzi i miejsca których już dawno nie ma.
To jest magia.
@madcoy
I właśnie to jest najlepsze w fotografii. Dziekuje za Twój komentarz. Tylko w nowych czasach zdajemy sie o tych prostych sprawach zapominać. Szkoda.
Absolutnie z tym się zgadam – owo tzw. dopieszczanie po wykonaniu to także świetna zabawa, ale prawdziwa radość to ta chwila uchwycenia jej w obiektywie – nieważne jakim… upamiętnienie po prostu… a tak wiele wielu nie dostrzega piękna w tym co naturalne i wokół nas.
Robert. Dokladnie tak. I czasami wystarcza na tydzien :)
Może nie umiesz już zrobić tak prostego zdjęcia jak kiedyś, bo….po prostu dojrzewasz, doroślejesz, zmieniasz się, chcesz próbować czegoś nowego, rozwijać się…Twoje wnętrze jest już inne niż 25 lat temu, Twoje myśli są inne, a zatem oczy już trochę inaczej postrzegają. Tak na dobrą sprawę, gdybyś ciągle robił takie same zdjęcia, oznaczałoby to, że stoisz w miejscu, że nie rozwijasz się…Oczywiście można być wiernym swojemu stylowi nawet całe lata, ale wcześniej, czy później człowiek dojrzewa do tego, żeby zmierzyć się z czymś nowym. Człowiek przede wszystkim powinien żyć w zgodzie z sobą. Kiedyś pewien mądry fotograf powiedział, że ludzie instynktownie czują, jeśli zdjęcia nie są “nasze”, jeśli autor niejako nie “sprzedaje” w nich siebie, swoich emocji, odczuć, tylko gra pod publikę. Że jeśli w zdjęciach nie ma szczerości, to one nie zapadają w pamięć. Czy prawda to, czy nie…muszę kiedyś to prześledzić ;-) Ja nie mam obsesji lajków; nie mam parcia, by się wszystkim podobać…Działam odwrotnie – jeśli się komuś spodobam, to ten ktoś do mnie trafi, właśnie dlatego, że mu się spodobałam ;-)
Zobaczyłem zdjęcia i spodziewałem się ciekawego tekstu. Niestety, skończyło się na populistycznym, hipsterskim psioczeniu na obróbkę i lajkomanię…
Szkoda, że poza hejtem na tandetę nie ma nic, wyciszenia, pochwały prostoty, tego jak dochodzi się do takich zdjęć, że czasem wolno zwolnić, odstawić gadżety…
“Przerażające, bo brakuje nam odniesień do prawdziwej realnosci. Prawdziwa realnosć – co za absurd.:(”
Internet służy do tworzenia własnych realności. “W tej galerii jestem mistrzem fotografii, a na tym forum Macchiavellim polityki”. Owszem, przerażające, gdy okazuje się, że ta kreacja jest całkiem świadoma, robiona z użyciem botów, które mają upewnić w przekonaniu, że jest się naj i super.
Dzięki Zibi za analizę. Obawiam sie, ze z hipsterką to ja mam tyle wspólnego, co Ty oglądając Twoje zdjęcia.