No właśnie. Piękne są okolice nadmorskie przed sezonem. Ta pustka poranka, kilku biegaczy miejscowych, cichy szur o piasek na chodniku końcówek kijków do chodzenia starszej pani, jakaś ekipa naprawiająca hamburgerową wiatę przed sezonem i spokój. Dzisiaj w Jelitkowie słońce postanowiło pogrzać trochę jeszcze białe od zimowej soli alejki nadmorskie i pobielić szare ściany kawiarni, jeszcze nieodmalowane na letnie szaleństwo golasów. To najlepszy czas do fotografa. Zdecydowanie. Szczególnie takiego, co to lubi fotografować puste parki, śmietniki, stare grabie czy inne takie tam…
Niska temperatura odstrasza trochę “wyprowadzaczy psów” więc nawet one nie przeszkadzają. Pozostaje tylko aparat i oko. A w aparacie wizjer.
Ciągnięty siłami nieopisanymi, poszwendałem się trochę w porannej bryzie po wymarłym “kurorcie” i porobiłem trochę bezsensownych zdjęć. Bo jak wielu z Was wie, czasami po prostu nacisnąć trzeba! Żeby choć usłyszeć metaliczny dźwięk mechanicznej migawki i móc zakręcić korbką nawijając następną klatkę. Po prostu trzeba nacisnąć i tyle.
Naciskając tak dzisiaj bez większego zaangażowania, zdałem sobie sprawę, że należę do tej kategorii fotografów, co to muszą popatrzeć aby zobaczyć. Ja muszę na wybrany temat spojrzeć przez wizjer. Moja wyobraźnia kończy się w momencie, w którym zbuduje sobie jedynie generalny obraz tego, co mnie interesuje. Innymi słowy, jestem ułomny fotograficznie i nie mam w głowie gotowych kadrów zamkniętych od A do Z. Ja jedynie mam jakiś plan i dopiero przyłożywszy oko do wizjera jestem w stanie określić czy moje pochylenie się nad kominkiem było warte zaangażowania około 34 mięśni w te czynność :)
Zawsze zazdrościłem tym, który uczuleni na światło potrafią w głowie skadrować całą kompozycję. U nich, pochylenie się nad kominkiem to jedynie formalność. Oni wiedzą, co tam zobaczą. Ja nie wiem. Czasami zaskakuje mnie banalność pomysłu i aż odrzuca od wizjera, gdy zobaczę co zamierzałem zrobić, a czasami zachwyca to, czego nawet nie spodziewałem się ujrzeć. Dziwne…
Element zaskoczenia dla mózgu. I tak zacząłem dzisiaj robić ćwiczenie. Wynajdywałem ciekawy temat i starałem się sobie wyobrazić, co zobaczę w wizjerze. Praktycznie za każdym razem wizjer zaskakiwał mnie. Zupełnie co innego układało się między ramkami, niż ja pierwotnie sobie wymyśliłem. Oczywiście, że ma znaczenie i ogniskowa (ja akurat miałem 80 na średnim formacie) i kąt i rodzaj klatki (u mnie kwadrat), ale nadal pozostaje w sferze moich marzeń umiejętność precyzyjnego zdefiniowania obrazu przed skadrowaniem go. Ponoć tym różnią się artyści od rzemieślników :)
Dziwne jest to nasze widzenie… nigdy nie przekonywały mnie teorie, o tym, że 50mm dla małego obrazka jest najbardziej zbliżone do widzenia człowieka. Bzdura. Ja tam widzę całym sobą :), ale już z pewnością nie można porównać tego co rejestrujemy oczami do kadru wizjerze.
Polecam Wam to ćwiczenie. Naprawdę daje popalić, bo okazuje się, że 80% naszych kadrów to…. przypadek !: )
To co chcieliśmy, ma się bowiem nijak do tego co zobaczymy w wizjerze. Poruszamy się na poziomie generalnym. Szczegóły na klatce są kompletnie różne od tego co rejestrujemy oczami.
No to tyle… tak na szybko… jak wywołam wrzucę parę swoich widzeń z formatu, którego nie miałem w rękach dobre 2-3 lata :)
tak… na matówce świat wygląda inaczej :)
A ja mam tak, że jak załapię fazę to świat w wizjerze pokrywa się w ok. 50% z tym co widzę gołym okiem. Pomaga zamykanie jednego przy oglądaniu rzeczywistości. Też fajne ćwiczenie:)
U mnie czasem jest tak, że jak dostanę w łeb meteorytem to moje widzenie pokrywa się z wizjerem, lecz ostatnio trochę rzadko spadają na mnie te magiczne kamienie
A ja uwielbiam wszystko planować w głowie, tylko najczęściej budżet albo sprawy logistyczne mnie przerastają i wychodzi co wychodzi. Raz lepiej raz gorzej, ale cała zabawa warta jest nawet porażki.
no tak… fakt.
mam kilka takich zakomponowanych, gotowych i kompletnych kadrów – jednak budżet, ten budżet…
dlatego ograniczam się ostatnio tylko do pejzaży :)
poza tym mam w zwyczaju nosić ze sobą rameczkę wyciętą z kartonu, którą w każdej chwili mogę wyciągnąć z kieszeni i wykroić z rzeczywistości kawałek światła w kwadratowy kadr ;)
Ramka z kartonu to świetne ćwiczenie, zmuszam do jej używania moich studentów. Oprócz “zobaczenia” kadru pozwala na sprawdzenie ogniskowej i do tego eliminuje patrzenie trójwymiarowe. Mam ramki do wszystkich formatów :-)
Tutaj jest rameczka z kartonu:
http://www.youtube.com/watch?v=JG0pegmmB5A
I nie tylko ;-)
Pozdrawiam
To ja mam coś pomiędzy – kiedy zauważam coś, w głowie, jak pod powiększalnikiem, zaczynają się pojawiać najmocniejsze punkty i mniej więcej zamknięcie kadru oraz mózg ocenia jaką ogniskową winno mieć szkło by nadążyć za tym co mi się właśnie ulęgło w łepetynie więc wizjer najwyżej zmusza mnie do przesunięcia się względem tematu :) Niestety tak miło jest tylko czasem, zdarzają się bolesne rozczarowania na matówce a przecież palec świerzbi by “pstryknąć se” :))
Z tą pięćdziesiątką też uważam że to bzdura kompletna jeśli chodzi o moją własną percepcję, nie wnikam w argumenty naukowo-optyczno-fizyczno-psychiatryczne :)