Próbowałem kilka razy. Starałem się. Zaopatrzyłem się w fajne aparaty i zaplecze do skanowania. Wszystko po to, by wrócić do ukochanej formy ekspresji fotograficznej – analoga. Nie udało się. Poległem.
Nie jestem w stanie wrócić do fotografii analogowej. Próbowałem. Powody są w sumie dość banalne i wydawało mi się, że odpowiednie nastawienie mi to ułatwi, ale nie udało się. Poległem.|
Wymyśliłem sobie, że jest szansa na zapach wywoływacza, dotyk gładkiego celuloidu i zapach bezkwasowych koszulek w segregatorze. Pomyślałem, to ważne dla mnie. To namacalne. Dotykalne. Więcej warte niż moje cyfrowe pliki.
Zastosowałem wobec siebie wszystkie te triki i triggery, które widywałem w sieci publikowane przez analogowych twórców. Zmuszałem się do przestawienia myślenia. Wracałem pamięcią do czasów formatu 4×5 i pracy z wielkimi kamerami. Oszukiwałem się oglądając wspaniałe jutubowe produkcje z podróży z analogiem itd, itp… Cieszyła mnie myśl powrotu do tych doznań, tego czekania, niepewności. A jednak… to już nie dla mnie.
Czy fotografia analogowa jest lepsza niż cyfrowa?
Odpowiedź jest banalnie prosta i chyba tylko na potrzeby tego wpisu wracam do tego tematu, omówionego już setki razy. Nie, fotografia analogowa nie jest lepsza pod żadnym względem od fotografii cyfrowej. Kiedy słyszę te argumenty namacalnego materiału, dotyku “prawdziwej” rzeczy w ręku, archiwalności i jedynego w swoim rodzaju klimatu zdjęć z analog, to sorry, ale uśmiecham się pod nosem. Mam do tego prawo, bo ja wychowałem się na analogu. Pracowałem nim dziesiątki lat. Wiem czym to jest. Nie odczuwam jednak aż takiego sentymentu do niego, aby wmawiać sobie (tak – wmawiać), że zdjęcie wykonane na filmie ma większą wartość niż plik cyfrowy. Nie ma.
Oczywiście, dla kogoś indywidualnie może to być coś o większej wartości sentymentalnej, duchowej czy po prostu finansowej, bo fakt jedyny, z którym trudno polemizować, to koszt finansowy jednej klatki z analogowego filmu 120 – jest nieporównywalnie wyższy od pliku RAW. Nie był to jednak w moim wypadku argument decydujący, ba – to nawet nie było w ogóle rozpatrywane, bo wychodzę z założenia, że każdy świadomie podejmuje decyzje o wyborze rodzaju fotografii i zna ceny i realia.
Nie widzę żadnych większych korzyści z używania aparatów analogowych poza sentymentem i własnym gustem. Dostrzegam za to same wady, które mnie w 2025 roku całkowicie zniechęciły do powrotu do analoga. Mimo starań. Poległem.
W czy mam problem?
Skracając ten wpis, bo zapewne już i tak połowa czytelników zrezygnowała, chcę tylko potwierdzić wszystkie obawy, które miałem z tyłu głowy starając się wrócić do filmów na celuloidzie.
Przede wszystkim – moja niecierpliwość. Sam z siebie jestem ADHD-owcem. Muszę mieć wszystko zaraz teraz i realizuje swoje pomysły od razu. Na miejscu. Z pełnym zaangażowaniem i wchodzę w temat po szyję i czubek głowy. Ostatnie 10-15 lat sprzyjało jak najbardziej mojej naturze. Świat przyspieszył niesamowicie, co dla mnie było błogosławieństwem. Nie tylko w obszarze fotografii, ale tutaj zwłaszcza. Fotografia cyfrowa-natychmiastowa była dla mnie zbawieniem dla mojej niecierpliwości – może dlatego uwielbiałem mokry kolodion i polaroid, który dawał mi prawie natychmiastowe rezultaty. Era cyfrowa była ukłonem w moją stronę. Wsiąkłem.
Wydawało mi się jednak, że po tych 10 latach będę potrafił zwolnić, umieć wyczekać efektów. Dać sobie czas od momenty wykonania zdjęcia, do zobaczenia rezultatów. Nie umiem. Sprawdziłem. Zrobiłem kilka rolek 120mm. Jedna do dzisiaj tkwi w aparacie. Samo zdecydowanie się i zorganizowanie czasu na wołanie było niewykonalne. Do tego ta łazienka, ciemnia, koreksy, chemia, zakupy online, pyłki na negatywie, brak opcji wołania C-41… dramat. Skorzystałem więc z usług labów. Przyspiesza to trochę czas, ale niewystarczająco. Marnuje czas na dojazd, na wysyłki. Ciśnienie opada i chęć zobaczenia własnych prac z każdym dniem spada. Nie mogłem czekać. Poległem.
Proces obróbki – tutaj musiałem przebadać cały obecny rynek “digitalizacji analoga” – czujecie absurd sytuacji? Finalnie i tak moje “wspaniałe” prace analogowe kończą jako pliki 1000px oglądane na ekranie 600px. Samo w sobie mieszanie procesów w pewnym momencie staje się przynajmniej dziwne…
Idźmy dalej. Coraz więcej ostatnio pojawia się metod fotografowania filmów, a nie skanowania. Do tego potrzeba jednak zaplecza sprzętowego. Holdery, stojaki, aparaty cyfrowe, obiektywy makro, podświetlarki z konkretnym rodzajem barwy światła… czas! Pomyślałem jednak, dam radę. Przecież to robiłem, miałem skanery. Oprogramowanie SilverFast mam do dzisiaj. W czym problem…! Ano okazuje się, że we mnie, po raz kolejny. Zakup tych zabawek nie był problemem żadnym, ale już jego rozstawianie, organizowanie miejsca i znajdowanie czasu.. to był koszmar. Potem okazało się, że barwy uzyskane z fotografowania negatywów trzeba umieć ogarnąć podczas konwersji. Nie wspomnę o nauce całego procesu i samych umiejętnościach zarządzania kolorem itd… nie jestem w tym orłem. Po wielu próbach, ponownie zwróciłem się w stronę gotowych usług skanowanie na dobrych skanerach, nawet bębnowych. Tutaj pojawiła się jednak kwestia ekonomiczna. Całe przedsięwzięcia powrotu do analoga zaczynało niebezpiecznie wpływać na stan finansów przeznaczonych na fotografię w budżecie. Nie dałem rady. Policzyłem. Nie stać mnie. Poległem.
Efekty
No to dochodzimy do sedna. Nie mam 15 lat lat i wiem, że samo używanie aparatu analogowego nie poprawi jakości zdjęć. Pomimo, że mam wrażenie panuje taka aura wokół analoga. Że jak coś ma ziarno i jest wybladłe jak stare Kodaki, to jest od razu dobre. Nie, nie jest dobre samo z siebie. Treść fotografii nie ma nic wspólnego z medium, którego użyjesz pomimo, że producenci tak Wam to przedstawiają, a fotografowie robiący rolki na Insta są co do tego w 100% przekonani. Oszukują Was.
A jednak… mimo wieku dałem się trochę w to wkręcić. Obserwując analogowych guru na Insta, ilość obserwujących te profile, zachwyty i peany nad efektami uzyskanymi z Pentaxów 67 czy Hasseli 500, podświadomie liczyłem na to samo. Co za bzdura! Jak dziecko ufałem swoim talentom i temu, że założenie filmu rozwiąże moje problemy z tym jak robię, co robię i po cholerę w ogóle podnoszę aparat do oka. To tak nie działa! Postanowiłem trochę bardziej “naukowo” podejść do tematu i zadałem sobie trud przeszukania portali zbierających portfolia fotografów, i przejrzeć analogowe zdjęcia. Ludzie… to jest gorsze niż cyfrowe pstryki! Większośc z tego zalewu “analogowego piękna” to nic nie warte pstryki tylko na filmie. Uważam, że cała to retro-rewolucja w kwestii powrotu do filmów zjada własny ogon. Ważne, aby mieć analoga, pochwalić się tym na Insta, wrzucić kilka fot z iPhona, jak sam robisz na analogu i mamy sukces.
Największą popularnością nie cieszą się same zdjęcia analogowe, ale filmy i zdjęcia wykonane na cyfrze, dokumentujące wykonywanie zdjęć na analogu.
Proces więcej wart niż efekty.
Także tutaj musiałem uznać swoją małość, bo zdjęcia na analogu nie były w żaden sposób lepsze od tych, które wykonałem cyfrą. Nie miało to żadnego znaczenia. Używania analoga nie zmienił mojego sposobu kadrowania czy postrzegania sceny, nawet gdy sobie to wmawiałem. Nawet gdy kupiłem zewnętrzny światłomierz (zajebisty retro) i pieprzyłem się z wykonaniem zdjęcia przez 15 minut. Nic z tego. Na dodatek, aby mieć pewność, że będę miał to, co chciałem – dublowałem prace i ten sam kadr robiłem też na cyfrze. Cały proces stawał się koszmarny. Denerwujący i irytujący. Poległem.
Czy warto abyście sami spróbowali?
Oczywiście, że warto. Nie żebym czuł satysfakcję, bo w 90% przypadków skończycie jak ja, ale zawsze warto czegoś próbować. Chociaż trochę satysfakcji miał będę, nie ukrywam :)
Analogowa fotografia będzie z nami zawsze, nie mam żadnej wątpliwości. Będzie istniała falami, raz bardziej, raz mniej popularna. Zależnie od mody, które obecnie zmienia się już nie co dekady, ale co kwartały. Dzięki socialom, wystarczy czasami jeden post o globalnym zasięgu, aby moda na polaroid, aparaty 35mm, czy średnie format wróciła na jakiś czas.
Nie bierzcie do siebie tego, co napisałem. Nie musi z Wami być tak samo. Na pewno większość z Was jest bardziej ogarnięta niż ja w zakresie podejmowania decyzji sprzętowo-technologicznych i koncepcji swojego rozwoju fotograficznego.
Ja poległem.

Chcesz skomentować? Zapraszam do dyskusji na facebook.

