fotopropaganda blog o dobrej fotografii

Praktyka widzenia

Oto leży przede mną książka Władysława Strzemińskiego “Teoria widzenia” podarowana mi przez najlepszego fotografa wśród paralotniarzy i najlepszego paralotniarza wśród fotografów – Kacpra Kowalskiego, abym lepiej zrozumiał, co kieruje naszym widzeniem/postrzeganiem.

Książka jest zmarnowana zębem czasu, cała poszarpana, pogięta, miękka obwoluta nie sprzyjała dobremu zachowaniu tego wydania. Jednak nie o okładkę przeca chodzi w książkach, chociaż czasami niektórym się wydaje, że tak. Teoria Widzenia to kultowa pozycja nie tylko dla plastyków, architektów, ale powinna stać na półce każdego fotografa zaraz obok “The Americans” Franka czy “Światło obrazu” Barthesa lub “O fotografii” Sontag.

Praktyka naszego widzenie nie wywodzi się bowiem jedynie z naszych własnych doświadczeń krótkiego życia jednostki. To suma doświadczeń cywilizacyjnych i kulturowych przekazywanych pokoleniami. To stara się opisać Strzemiński i pamiętam, że lektura (niełatwa) tej książki mnie zachwyciłą w kontekście tego… jak kadruję. Jak komponuję. Czemu widzę to, a nie co innego, czemu rytm natury układa mi się tak, a nie inaczej. W olbrzymim stopniu, ta książka zmieniła też moje podejście do ogólnych zasad kompozycji, które wydawały mi się tak oczywiste w zastosowaniu. PRzestałem fiksować się na poprawnym kadrze, bo zaczął on wydawać mi się nudny.

Zróbmy ćwiczenia. Ćwiczenie na naturze.
Oto trzcinniczek. Ptak bardzo powszechnie spotykany w każdym większym skupisku trzcin i wody, które są dla niego naturalnym środowiskiem bytowym. Fotografowanie trzcinniczka nie nastręcza zbyt wielu kłopotów, bo wystarczy trochę cierpliwości i wyszukanie słuchem stanowiska tego ptaka, a potem to już tylko skupić się na zachowaniu i szukanie kadru.

Oto kadr nr 1:

Każdy od razu powie, że to błąd techniczny, a już na pewno kompozycyjny. Ptak patrzy nie w tę stronę kadru, co powinien, a brak zachowania złotego podziału i umieszczenia ptaka w mocnym punkcie dyskwalifikuje to zdjęcie już na samym początku. Czy jednak na pewno? Spójrzcie na to zdjęcie bez nakładki Waszych przyzwyczajeń i z pominięciem siatki podziału kadru, którą wielu z was ma na stałe włączoną w swoich wizjerach.

Zdjęcie jest dobrze zbalansowane, trzcinki domykają kadr z obu stron, mniejszy fragment trzcinki po lewej dopełnia większy i ciemniejszy fragment z ptakiem po prawej stronie. Proporcje odległości między lewą trzcinką a prawą wyrównują złudzenie pochyłości całego kadru. Ptak, pomimo, że patrzy we prawą stronę kadru, który kończy się tuż za jego dziobem, jest w pozycji ukośnej i cała dolna część ładnie wyrównuje środek ciężkości.

Bardzo mi się podoba ten kadr. Mógłbym zrobić to klasycznie, jak jesteśmy przyzwyczajeni, ale czy taka forma nie byłaby dla Was nudna? Zerknijcie na kadr nr 2:

Zdjęcie spełnia wszystkie wymogi klasycznego kadrowania (mocne punkty są zachwiane, bo nie lubię ich!) i klasycznego przedstawiania ptaków środowiska wodno-błotno-trzcinowego. Po prostu klasyka. Jak pan bóg przykazał. Jednak dla mnie to nie jest ani dynamiczne, ani wybitnie interesujące kompozycyjnie. Powiecie, że wymyślam i może tak jest, ale bardzo mnie rażą wszelkie klasyczne kompozycje ostatnimi czasy.

W wypadku tego konkretnego gatunku ptaka i środowiska, w którym żyję, klasycznym zdjęcie jest jego pionowa sylwetka przyczepiona ukośnie mogami do trzciny. Takich zdjęć jest ponad 95%^. Nie ma co się dziwić, bo to jest naturalna pozycja dla tego ptaka. Skoro trzcina rośnie pionowo, to mając dwie nogi, trzeba załapać się trzciny właśnie w ten sposób. Można to z lekka przyrównać do opisanego przez Strzemińskiego widzenia sylwetowego, które znacie chociażby z egipskich malowideł. Jeśli zastanowicie się gdzie najpierw wędruje wasz wzrok gdy patrzycie na kadr 1 i 2, to widzicie jakieś różnice? Zapewne dostrzeżecie, że kontrast odgrywa olbrzymią rolę w “kierowaniu naszym wzrokiem”. W przypadku kadru nr 1, kontrasty na głowie ptaka są zdecydowanie i większe i szybko nasze oczy lądują na głowie ptaka. Kadr nr 2 jest bardzo stonowany w zakresie kontrastów i łapiemy ostre oko ptaka, ale ciut dłużej nam to zajmuje.

Zerknijmy teraz na kadr z tej sesji, który był moim marzeniem od kilku lat. Nie udało mi się wcześniej sfotografować tego gatunku i pokrewnych (“trzcinowców”) w innych pozycjach niż głową w dół lub właśnie klasycznie, jak wyżej. W końcu się udało. Pomogła złamana trzcina. Pomimo, że nie jest to naturalna pozycja trzcinniczka, jednak zainteresowany konkurentem, który śpiewał w rewirze obok, co jakiś czas odbywał kontrolne wycieczki.

I tak oto udało mi się zrealizować kadr, który jest rzadki dla tego gatunku, a jednocześnie jest inny niż większość publikowanych zdjęć trzcinniczka. Przy tym, niestety musiałem poddać się trochę i kadrowanie, na które się finalnie zdecydowałem nie jest raczej rewolucyjne. Powodem tego był prozaiczny fakt techniczny, ptak siadał na gałązce, która znajdowała się na graniczy ostrzenia mojego obiektywu – był po prostu zbyt blisko. Czasami i tak właśnie bywa, że kadrowanie jest uzależnione nie tylko od Waszego pomysłu, ale od sytuacji. Tak jest z fotografią dzikiej przyrody… to nie wy decydujecie jak trzcinniczek usiądzie na gałązce. To on decyduje. Wy tylko możecie postarać się skadrować go w sposób, który nie będzie banalny. Będzie inny.

Skomentuj

fotopropaganda blog o dobrej fotografii