Wielokrotnie już pisałem, że poszukiwania w fotografii pozwalają nam rozwijać wyobraźnię i kształtują nasz styl fotograficzny. Oddanie w kadrze tylko tego, co widzimy przestaje nam wystarczać, chcemy dodać pierwiastek artystyczny.
Jak bardzo nie lubię słowa artysta, to pasuje ono w wielu sytuacjach idealnie. Zwłaszcza w procesie tworzenia finalnego obrazu, mamy teraz mnóstwo ułatwiaczy, oczyszczaczy, odszumiaczy, usuwaczy itd… Wystarczy kliknąć, przesunąć suwak i mamy “art”. Też poddaje się tym ułatwieniom, aby jednak po jakimś czasie wrócić do tych samych zdjęć i zacząć odkręcać całe to artystyczne zakręcenie. I wtedy odkrywam, że zdjęcie wykonane na 6400ISO, prawie po ciemku, poruszone, zamglone nosi większy ładunek piękna niż wymuskane, gładkie, plastykowe, lukrowane pliki 100mpx.

To zdjęcie powstało tuż przed wschodem słońca podczas totalnego zachmurzenia. Długa ogniskowa (600mm) nawet na statywie nie pozwalała zejść z czasem za mocno. Chciałem zachować sylwetkę ptaka jak najmniej poruszoną. Mam ograniczenie w Canon R3 na najwyższą czułość na 6400, bo nie uznaję wyższych wartości będąc wychowanym na filmie :)
Czas 1/15 sekundy przy przysłonie f/4. Zestaw na mocnym statywie, który zakopał się głęboko w mule prawie 1 metr w wodzie. Głowica gimbalowa dodała trochę stabilizacji do mechanizmu wbudowanego w obiektyw i sam aparat. Użycie zdjęć seryjnych, przy tym czasie nie ma żadnego sensu, a jednak udało się złapać ptaka z otwartym dziobem, bo w sumie czyni tę fotę jakąś.
Dość rzadki gatunek łabędzia czarnodziobego na terenie Pomorza sprawia, że wartość fotografii rośnie, a brak detali, które pozwoliłyby odróżnić go od krzykliwego pobratymcy nadaje smaczku niewiadomej.