Odwiedzam porty, porciki, zatoczki, keje, bosmanaty od dzieciństwa. Urodziłem się tutaj, nad morzem. Znam zapach dorsza i dym wędzenia. Znam widok wracających kutrów, tych dużych i tych małych. Co mnie korci by to nadal fotografować?
Znamy zdjęcia rybaków, tych zatokowych i pełnomorskich z wielu wydań i wielu projektów. Portrety, zdjęcia podczas poławiania, pogłębione dokumenty o życiu Kaszubów itd… Wielokrotnie fotografowałem miejsca, których już nie ma. Zniknęły. Zmodernizowały się, zabudowano je hotelami lub domkami w usłudze AirBnB. Część portów i przystani ocalała. Nadal działają. Ba! Mają się całkiem dobrze, bo ceny ryb w Polsce już dawno dogoniły (czytaj: przegoniły) ceny ryb w Europie. Można powiedzieć, że po latach, zawód rybaka został doceniony przynajmniej na półce w sklepie – mnie już nie stać na jedzenie ryb tych dobrych gatunków, jak dorsz, łosoś, węgorz, sandacz.
Pozostaje robić zdjęcia. I tak przy każdej okazji staram się robić zdjęcia przystani rybackich i portów wokół Zatoki Gdańskiej i Mierzei Wiślanej, czasami portów pełnomorskich. Co mnie nadal w nich interesuje? Cały ten anturaż, backstage, tło. Zawsze jest ono najciekawsze – te sieci, saki, urządzenia pławy, znaki, boje, kotwice… jest to coś niecodziennego dla mieszczucha, a zarazem niezwykle fotogenicznego dla odbiorcy. Kolory, faktury. Gdyby fotografia umiała jeszcze przekazywać zapach, to dopełniłby na pewno odbioru.
Tym razem, zaciekawiła mnie Kuźnica. Port niedaleko Jastarni na Półwyspie Helskim (tak dokładnie to jest to mierzeja, ale zostańmy przy utartej nazwie), jakich wiele w całym ciągu aż do Helu. Byłem tam na tyle późno, by rybacy już wrócili i na tyle wcześnie by nie spotkać nikogo. Wzdłuż falochronu znajdowały się więc całe misternie poukładane, niby w bałaganie, utensylia rybaków. Konstrukcja portu i falochronu zewnętrznego po prostu wymusiła użycie formatu xpan, a że mój aparat daje możliwość kadrowania w tym formacie, to praca taka otwiera całkowicie nowe doznania. Zupełnie inaczej kadruje się bowiem obraz, gdy jedynie w głowie mamy dalsze przycinanie w postprodukcji, a zupełnie inaczej, gdy na LCD masz już podgląd formatu 24×65.
Bardzo rzadko używam panoramicznego spojrzenia, bo wydawało mi się oni samo w sobie czystą formą, która nadaje się do jednego projektu i koniec. Który nudzi się szybko. Być może nie umiałem docenić i nie rozumiem, jak można robić wyłącznie w tym formacie, ale spróbowałem i nie żałuję. Rewelacyjne doznanie, całkowicie inne od klasycznych formatów. Inny oddech, inne silne punkty, inne światło!
Dodatkową ciekawostką techniczną jest fakt, że mój Hasselblad X1D II posiada w swojej linii obiektywów klasyka: XCD 45/3.5 , którego konstrukcja została wprost zaciągnięta z pierwowzoru jakim był obiektyw właśnie serii xpan: 45/4 – uznawany za najlepszy na świecie kiedykolwiek wyprodukowany (tutaj ciekawe porównanie 45mm i 90mm xpan).
Jednak poniższe zdjęcia wykonane zostały innym klasycznym szkłem Hasselblad, którego ogniskowa jest częścią tzw. złotego setu: 30mm, 45mm oraz 90mm rodem z xpan, a dokładnie XCD 30/3,5 (odpowiednik 24 mm w pełnej klatce). To szkło jest wyznacznikiem jakości dla samego siebie, chyba żaden inny obiektyw nie posiada takich wysokich notowań i takich MTF, jak ten obiektyw.