“Pogoda dla fotografa pejzażu jest kluczowa do wykonania dobrego zdjęcia.”
Takie zdanie usłyszałem dawno temu od członka nobliwego gremium ZPAF w Gdańsku. Przyczepiłem się tej mądrości bardzo mocno i przez wiele lat młodzieńczej fascynacji, czekałem tylko na słoneczne dni, kolorowe wschody słońca i wystawałem godzinami przed zachodem i po zachodzie w oczekiwaniu na golden hour. Tak wówczas pojmowałem “dobrą pogodę” dla fotografa landscape. Latka minęły i dopiero po wystrzeleniu setek klisz i zapisaniu dziesiątek tysięcy cyfrowych plików, zrozumiałem, o co chodziło nestorowi ze ZPAF.
Na pewno nie miał na myśli słonecznych dni i pięknych kolorów. Na pewno też, nie chodziło o świty w czerwieniach i zachody w różach. Zupełnie co innego decyduje o tym, że pejzażysta zachwyci się swoją pracą, a odbiorca zrozumie intencje autora. Dobre zdjęcie to zrozumienie, jak dana scena, dany obszar fotograficzny współgra z pogodą. Co sprawia, że patrząc na zdjęcie rozumiemy klimat miejsca, jego specyfikę i budujemy klimat i atmosferę (dobre słowo!) naszej fotografii, która staje się spójna z miejscem.
Żuławy Wiślane
Moje tereny od samego początku przygody z aparatem. Uwielbiam tutaj oddychać płaskimi przestrzeniami i moczyć nogi w niezliczonych kanałach melioracyjnych. Skakać przez rowy, obchodzić je kilometrami, by zaraz musieć wrócić tą samą drogą zagubioną w plątaninie wodnych połączeń. Jedne z niewielu już obszarów, na których nie uświadczysz linii energetycznych na pierwszym planie, a najbliższe zabudowania giną w perspektywie szerokokątnych obiektów, gdzieś na dalekim horyzoncie. Przed Tobą tylko pola i… szarość.
Bo to właśnie szarość jest kolorem dominującym na Żuławach. Sina szarość, czasami przedzielona brunatnymi skibami grząskiego, nieodczepiającego się od kaloszy gliniastego błocka. Wiele lat fotografowałem Żuławy w kolorze. Filmy analogowe, przyznam otwarcie, doskonale oddawały klimat miejsca, bo sprana kolorystyka Kodaka balansowała między kolorami zbyt nasyconymi. Jednak dopiero czarno-białe filmy i szarości niskokontrastowych wołań, oddawały w moim odczuciu największy skarb regionu – szara szarość zatopioną w szarości. Tylko wtedy wszystkiego na zdjęciu jest po równo: szarego nieba, szarej ziemi, szarych liści i ciemnych plam wywróconych skib.
Żuławy prawie jak Islandia :)