Fotografie David’a Eustace polecałem na swoim blogu nie raz. Zawsze jednak dobrze jest wrócić do tego, co sprawdzone i jak się okazuje – nie starzejące się. Uwielbiam portrety i cykle Eustace od samego początku jego kariery. Seria Highway 50 inspiruje mnie niezmiennie od lat. Prostota, która nie wyróżnia się zapewne niczym na tle krzykliwych serii “połamanych portretów współczesnych”, ale za to posiadająca ten ponadczasowy walor rzetelności, jakości i głębi przekazu. To nie są jedynie powierzchowne obrazki, to jest pewna suma zdarzeń fotograficznych.
Jego najbardziej proste z prostych portrety, zawsze mnie fascynowały. I choć fotografowanie ludzi sławnych ma w sobie ten pierwiastek “samo zagra”, to jednak umiejętne i nie wysilone złapanie w kadr znanych ludzi wcale nie jest takie proste. W prostocie siła i wydaje się, że David doskonale potrafi to wykorzystać. Te zdjęcie nie krzyczą do mnie, nie walą mnie na odlew, nie zmuszają do ugięcia nóg, ale nie ujmuje to im siły i charakteru.
Najbardziej urzeka mnie jednak jest seria Friends. Coś niesamowicie intymnego, a jakże ciekawie zaaranżowanego. Te pomysły na kadr, na klatkę, na wypełnienie i zaaranżowanie sceny. Korci mnie w takich sytuacjach, by samemu złapać za aparat i tak prosto zrobić portrety. Ale to nie jest proste. Uwierzcie mi. Nie jest.
Polecam gorąco prace tego artysty, bo umiejętność łączenia czysto komercyjnych fotografii z tymi osobistymi, nie pozbywając się przy tym własnego stylu jest coraz trudniejsza.
David Eustace – portfolio