Trzeci weekend z rzędu poddawałem się. Ciepła poduszka okazywała się zawsze lepsza niż smagane deszczem sobotnie ulice. Nawet jeśli miejsce dobrze mi znane jest tylko o 20 minut jazdy samochodem, to i tak nie dawałem rady. Pewnie to też jakaś wina jesienno-zimowego przesilenia. Każda minuta wydaje się bolesna po całym tygodniu wychodzenia w ciemności i wracania w ciemności. W końcu się zmogłem.
Wszystkie używane przeze mnie aplikacje pogodowe wskazywały, że poranek choć już na minusie, to przyniesie pierwsze oznaki wyżu nadciągającego nad północne części Polski. Podstawa chmur znośna więc jedyną niezaplanowaną rzeczą była, cudownie twarda, zamarznięta wczorajszym deszczem szyba samochodu. Skrobanie zabrało mi kolejne, tak bolesne 15 minut z mojego hipotetycznego snu. Plan był prosty i chyba wcale nie polegał na wykonaniu zdjęcia. Najczęściej bowiem ostatnio jadę po prostu “na plener”. Czyli wyjeżdżam z plecakiem, aparatami, stawem, woderami i całym tym majdanem, ale wcale nie fotografuję. Pewnie po prostu muszę być sam na sam z aparatem lub… samym sobą? Jakaś oznaka starzenia się? Nie, niemożliwe! :)
Wracajmy do planu… miejsce znane każdemu, blisko domu, klasyka. Wschód leniwie miał okazać się pełną tarczą dopiero za godzinę więc dużo czasu na dreptanie w miejscu, bo przy -3 jest co wydreptać na plaży, uwierzcie! Kadr dobrze mi znany i tak banalny, że aż deski pomostu trzeszczały, już i tak zmasakrowane niedawnym sztormem. I to właśnie był cel. Wschód słońca nad morzem z pomostu z powyłamywanymi deskami. Uch… zęby bolą. Już słyszę trzask zamykanej klapy Waszych laptopów i jęk… znowu to samo! Rozmemłana woda na długim czasie i jakiś piep@#@$ pomost i te czerwone niebo. Fotograficzna żenua.
Ale nie tym razem. Tym razem mnie samego tak zabolał ten kadr, że sam trzasnąłem wizjerem aparatu i odwróciłem się placami do tego kadru. I wiecie co, to właśnie jest “bramka nr 2”. Ona zawsze istnieje w fotografii. Każdy z nas ma kilka bramek pewnie podczas fotografowania, ale upraszczając te i tak banalną paralelę…
…wybór “bramki nr 2” może Wam uratować każde ujęcie!
Warto naprawdę kierować obiektyw w miejsca nieoczywiste. I to, nie tylko dlatego, że każdy inny to już ma, ale dla samej wprawy w poszukiwanie. Wiem, że doświadczony fotograf zazwyczaj zaczyna od kadrów nieoczywistych, by potem dostrzelać to, co musi mieć, ale tak robi fotograf doświadczony. A ja rano, ze zziębniętymi stopami, bez kawy, bez bułki, wokół wilki jakieś… więc doświadczenie idzie precz i najpierw zaplanowane rzeczy robię, by potem odkryć, że po drugiej stronie boiska jest bramka nr 2.
W moim wypadku, bramką okazała się pława sygnalizacyjna daleko poza zasięgiem szerokiego obiektywu. Sporadycznie więc używany przeze mnie ostatnio 70-200/4, w końcu musiał wyjść z ciepłego plecaka. Przy okazji okazało się, że używam tego szkła tak rzadko, że w ciągu ostatnich 2 lat chyba zrobiłem nim jakieś 10 zdjęć :)
Bramka nr 2. Prawie zawsze działa.“Niebieskie, żołte, stalowe”, z serii Miejsca Dobrze Znane
Też tak mam. Wychodzę/wyjeżdżam z majdanem zapakowanym w plecak, i wracam bez jednego zdjęcia. Nie muszę zawsze i wszędzie, nieraz po prostu chce mi się wyjść…
Świetnie odrealnione…