Znacie doskonale te klimaty, gdy chcecie wejść czy zrobić coś, co zdaniem innych jest niemożliwe. I chociażby nie istniała żadna racjonalna przesłanka, że Wasze zamiary są szkodliwe lub złe – to nie można i już!
– Panie, niemożliwe! Nie może pan tam wejść i już. Mowy nie ma.
– No, ale to jest 30 metrów. Wejdę, rozstawię statyw i wyjdę.
– Nie ma mowy. Widzisz pan te kamery? Oni tutaj na wszystko patrzą i nie tylko, że ja, ale tam z wieży od razu wysyłają patrol.
Typowy, dorabiający na emeryturze jegomość w mundurze “niewiedziećskąd” przez małe okienko wykrzykuje mi kolejne zdania. Szlaban zagradza wjazd na teren portu. Wokół nikogo, tylko szum morza, śpiewny jazgot mew i tubalne NIE rzucane z wysokości czubka mojej głowy z wnętrza stróżówki.
– Panie! To jest teren strzeżony i zakaz tutaj jest przebywania. Tutaj się gaz przewozi i nie ma żartów. Poza tym, nie ma mowy…
Staram się grzecznie dopytać kto może podjąć decyzję.
– Ja nie wiem.
– No jak Pan nie wie, no ktoś podejmuje decyzje. Pan ma szefa, ja mam szefa. Proszę o jakiś telefon, to będę załatwiał.
– Guzik pan załatwisz, ale jak pan chcesz to pisz pan na zarząd portu. Albo i wyżej. Oni tam decydują.
Zarząd firmy wielkiej ma decydować czy ja mogę wejść na falochron 30 metrów od bramy wjazdowej i zrobić zdjęcie morzu? Jeszcze 5 lat temu każdy mógł chodzić po falochronie bez żadnych ograniczeń, teraz zagrodzili drutem, postawili bramę i wara. Obiekt strategiczny. Poddaję się. Odjeżdżam. Rano wchodzę na stronę, znajduję formularz i piszę do Zarządu: “Szanowny Panie Prezesie, jestem fotografem….”. Kopię listu wysyłam na znaleziony na stronie adres biuroochrony@….
Nie mija pół godziny. Na podany w mailu mój telefon przychodzi SMS. – Wyrażam zgodę na fotografowanie we wskazanym miejscu. Proszę okazać SMS na bramie nr 4.
Morda mi się śmieje. To tyle? Już? Załatwione?
Przyjeżdżam wieczorem. Okazuję SMS. Inna postać nieufnie ogląda statyw. Zerka w monitor. Trwa poszukiwanie maili od Szefa Ochrony. Jest. Luz. Proszę bardzo. Obiekt strategiczny jest mój. Fotografować wolno mi w jednym kierunku. Na morze. I o to chodziło.
Dobrze, że są normalni Szefowie Ochrony.
Dzień później na maila wpada list z Zarządu… – Czy udało się Panu wejść? Nie miał Pan problemów?
Podpisane… asystentka Zarządu.
Szok.“Trap”, z serii To Co Niemożliwe
No i gratulacje. Domyślam się, że satysfakcja ze zdjęcia też odpowiednio wyższa :)
Chcieć to móc :-)
Cieszy, że ludzie odpowiadają na takie zapytania i to jeszcze ekspresowo.
No widzisz iczku jakie to proste, a Ty chciałeś wejść po cichu i “na lewo”. Strażnik zachował się raczej profesjonalnie: jest przepis zabraniający wpuszczania, to nie wpuszcza. Normalne.Jeżeli są kamery, to może zostać skontrolowany i straci pracę.A że nie potrafi wszystkiego dokładnie wytłumaczyć. Co w tym dziwnego, prosty człowiek to nie potrafi. I tyle. Chyba to żadna nowość, że w dużych zakładach jest ochrona. Do głowy by mi nie przyszło załatwiać taką sprawę ze strażnikiem. Bez wysłania meila do sekretariatu albo do szefa ochrony w ogóle bym nie wychodził z domu.
Jak zadziałałeś Kolego profesjonalnie, to i błyskawicznie załatwiłeś :)
Pragnę też zauważyć, że teren portu nie jest przestrzenią publiczną. Jakikolwiek incydent, wypadek np. zlamanie nogi itp rodzi zupełnie inne skutki prawne przed bramą i za bramą. A z tą strefą zagrożoną wybuchem to może być prawda. Ja też bym nie wpuścił.Zakład powinien mieć kontrolę nad tym, kto się kręci po jego terenie.
Dopiero co trafiłem na tę stronę… Dodaję do listy stałych lektur obowiązkowych! :)
Witaj Łukaszu.
I napisz coś czasem. Im więcej piszących tym ciekawiej ;)