Nie, to nie będzie wpis o kłamstwie w fotografii, bo o tym już wszyscy pisali. Chyba niejedna osoba doktorat zrobiła z historii fotografii, pisząc o kłamstwie w niej ukrytym od początku istnienia tego medium.
To zdjęcie, to tylko migawka. Coś, co może opowiadać banalną historię, może stać się także przyczynkiem do wielkiej epopei jak nas się oszukuje itd… Czemu je publikuję? Abyśmy nie zapomnieli. Nie zapomnieli, że żyjemy w idiotycznych czasach, gdy słowo oraz obraz są podawane nam zawsze intencjonalnie. Pół biedy, gdyby ta intencja była prosta do weryfikacji i łatwa w rozpoznaniu. Niestety, technika i cywilizacja internetowa doprowadziła nas na skraj wiary w przekaz, w informacje, w obraz, w fotografię! Słyszę, że znane to jest od dawna i nic, poza medium i szybkością przekazu, się nie zmieniło. Że kiedyś fałszowano informacje, ale czas jej dostarczenia i rozchodzenia się był niewspółmierny do obecnych realiów i poprzez to, działania takie wyrządzały dużo, dużo mniej szkody.
No nie wiem. Muszę się Wam przyznać, że mam olbrzymi kryzys informacji. W tym fotografii. Fotografii informacyjnej. Prasowej, streetowej i każdej innej, która nie jest kreacją artystyczną. Zaczynam po prostu doszukiwać się kłamstwa we wszystkim. Doświadczając przenicowania wartości prawdy na każdą możliwą stronę w codziennym przekazie medialnym (obejmuje to wszystkie strony tej zabawy), gubię się sam – czy nadal istnieje coś takiego jak prawda w informacji fotograficznej. Oczywiście, zaraz podrzucicie mi mnóstwo rozpraw na temat obiektywizmu prawdy; jej braku w fotografii. Intencjonalnemu naciskaniu migawki itd… wiem, znam, rozumiem. Nie zmienia to jednak faktu, że przestaję wierzyć w istnienie fotograficznej relacji. Sprawozdania. Czyli po prostu:
Nie wierzę, że istnieje nadal dokument fotograficzny!
Straszne to, wiem. Ale czy dokument nie jest zawsze “jakiś”? Prędzej, czy później wracamy zawsze od pytania o ten cholerny obiektywizm, czyli o prawdę w fotografii. Nie mogę się wyzbyć wrażenia, że im dłużej żyję, im dłużej param się amatorsko fotografią, jej cholerne cechy subiektywizmu denerwują mnie coraz bardziej. Bardzo ceniony przeze mnie Robert Kresa, fotografuje od lat w sposób, który dla mnie zawsze był relacją z prawdy. Relacjonuje stan zastany. Czy zinterpretujemy jego styl jako street, czy jako reportaż, czy może łapanie chwili Bresson’owskie, to zawsze mam wrażenie, że zdjęcia Roberta są uczciwe. Obiektywne. Relacjonują. Są dokumentem. Nie wiem czy on sam to tak odbiera, bo zawsze i wszędzie autor nakłada swoją miarkę do kadru. Niemniej, jako odbiorca, nie mam dyskomfortu braku rzetelnej informacji. Wręcz przeciwnie. Staję w obliczu sprawozdania z faktów. Czasami zamknięte w jeden kadr, czasami jeden kadr jest tylko wyimkiem całej sceny, co zapewne już czyni go subiektywnym :)
Wracając do załączonego zdjęcia. Płot oddzielający najdroższe mieszkania na osiedlu nad Motławą. To świetny przykład prawdy w prawdzie. Wszystko się tutaj zgadza. Deweloper nie oszukał. Nawet szczerze napisał.
/…/ Nie mogę się wyzbyć wrażenia, że im dłużej żyję, im dłużej param się amatorsko fotografią, jej cholerne cechy subiektywizmu denerwują mnie coraz bardziej. /…/
Fotografia takie cechy posiada i tyle. Tak po prostu jest. Czy można się denerwować, że w lecie słońce świeci za mocno, a w zimie za słabo?
Fotografia jest jedną z dziedzin SZTUKI, (choć niektórzy to kwestionują), tak samo jak malarstwo. Różni się od niego tylko środkami technicznymi. Efektem jednego i drugiego zawsze jest po prostu obraz. Fotografia nigdy nie miała być obiektywna, wierna rzeczywistości itp. To są tylko nasze marzenia. Nigdy nie oszukiwała, nie fałszowała rzeczywistości. Stosowanie takich określeń wydaje mi się wysoce niewłaściwe.
Czy dziś ktoś się czepia np. impresjonistów z powodu ich “niewierności” rzeczywistości?
Fotografia tworzyła obrazy i nie miała ambicji być wierną rzeczywistości. Jej wierność od samego początku była mocno wątpliwa. Zdjęcia wojenne, zdjęcia z wielkiego kryzysu w USA były często pozowane, ale i tak odegrały olbrzymią rolę w historii. trochę do prawdy przybliżały. Widać było na nich realia tamtych czasów. Czy bylo to oszukaństwo?
Wszyscy wiemy, że w niektórych krajach jest tragiczny głód, ale czy potrafimy sobie wyobrazić skalę tego zjawiska. Wątpię. Do prawdy może nas przybliżyć zdjęcie zagłodzonego człowieka, który z trudem porusza się na czworakach i ma kończyny jak szkielet. Czy jeżeli to zdjęcie zmanipulujemy likwidując na komputerze całe tło, to znaczy że oszukaliśmy? Jesteśmy nierzetelni, fałszujemy rzeczywistość? Uważam że nie. Pokazaliśmy tylko problem w sposób bardziej symboliczny. Postać człowieka została, rzekoma manipulacja powiększyła tylko siłę przekazu.
Fotografia nawet przetworzona nie oszukuje, oszukują ludzie odpowiednimi komentarzami, półprawdami, nienawiścią itp. Problem leży w kulturze, moralności, obyczajach.
A samej prawdy (tak mi się przynajmniej wydaje) na pewno nie znajdziemy w pokazywanych nam obrazach. Do prawdy możemy się co najwyżej nieco zbliżyć przez wiele lat (a może i dziesięcioleci) obserwując interesujący nas fragment naszej rzeczywistości. Analizując dostępną wiedzę z różnych źródeł, porównując, oceniając, zdobywając doświadczenie.
Obraz nigdy nie da nam rzetelnej wiedzy, niezależnie od tego czy jest to fotografia czy jakiś inny środek przekazu. Natomiast ilość docierających do nas obrazów może tylko doprowadzić do obojętności.
Tak na marginesie…
Czy potrafi ktoś uzasadnić, dlaczego fotografia powinna być wierna rzeczywistości?
Temat pojawia się cyklicznie w różnych miejscach i do tej pory nikt mi jeszcze na to pytanie nie odpowiedział w sposób rzeczowy.
Widzę, że ten temat nikogo nie interesuje, a moim zdaniem jest on bardzo ciekawy, więc jeszcze coś na koniec.
Oglądałem kilka dni temu film “Królestwo”. Film zrobiła ta sama ekipa co “Mikrokosmos” i “Makrokosmos”, a jego tematem jest królestwo dzikich zwierząt od początku swiata.
Każdy ma prawo do swoich prywatnych ocen, ale moim zdaniem film jest wspaniały i właśnie on pokazuje dużą część prawdy o świecie. Prawda to nie tylko to, co się dzieje na naszych ulicach. Street to tylko mizerny fragment tej prawdy. Sądzę, że dziś film przekazuje nam prawdę bez porównania lepiej i sugestywniej niż reportaż fotograficzny, choćby z powodu niesamowitego rozwoju techniki, jaką dysponuje. Fotografia zatrzymała się na klasycznym sprzęcie, który jest wprawdzie coraz doskonalszy, ale to już nie cieszy. Usiłuje się ratować tworząc prezentacje z dodatkiem tekstu, dźwięku itp. ale to wszystko półśrodki, dramatyczna i raczej beznadziejna pogoń za atrakcyjnością filmu.
I do tego chyba trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Pozdrawiam Wszystkich.
Piryt. Interesuje, ale wyczerpujesz temat :)
Ja po prostu zgadzam sie z Tobą w wiekszosci spraw.
Miło mi, ale jeżeli się ze mną zgadzasz to skąd właściwie te załamania, deficyt prawdy itp.
Sentyment?
Jeżeli prawda jest w innej formie, to się tam przenieść i załatwione ;-)