Zazwyczaj trzeba wczuć się w rytm oddechu morza. Fale mają swoje cykle, zależnie od wiatru, godziny, nawet temperatury. Ukształtowanie plaży jest sprzymierzeńcem fotografa lubiącego te wszystkie krzywizny, wzniesienia. Próby z czasem wsiąkania piachu i doborem filtra oraz przysłony zajmują mi zazwyczaj jakieś 2 godziny. Nie żebym jakoś się spieszył. Po prostu się relaksuję przy takiej pracy z aparatem. I pomimo, że mam szybki sprzęt 35mm ze wszystkimi udogodnieniami w pracy nad kompozycją, czasami stosuje “techniki” rodem z analoga – wyłączam podgląd. Jasne, nie będę udawał, w takich sytuacjach moja średnia ilości wykonanych kadrów idzie o 100% w górę i potrafię trzasnąć 20 klatek. A bywa, że i 30. Jednak staram się mocno ograniczać, bo potem wybieranie tego i nieudolne obrabianie w LR trwa dłużej niż te dwie godziny. Co jest dla mnie niezmiennie szokiem. Nie mogę tego przeboleć. Straszliwie dużo czasu zajmuje mi zastanawianie się. Nie wiem czy to kwestia wieku, ale jakoś tak deliberuje nad każdym przycięciem, nad cieniami, jasnościami itd.. Nikt tego i tak nie dostrzega poza mną, ale w sumie dlaczego nie mam się sam szanować?:)
W tym wypadku, ustawiałem w ciemno pierwszą klatkę i chcąc złapać różnicę miedzy piaskiem suchym, a tym wysychającym po zalaniu kolejną falą kombinowałem z przysłoną i czasem. Pastwiłem się nad tym krzakiem strasznie. Wiedząc, że będę w tym samym miejscu następnego dnia, zabawiałem się w zgaduj zgadula i nie włączałem podglądu po zrobieniu zdjęcia. Fajna zabawa. Polecam, gdy znajdziecie chwilę między tymi ważnymi tematami. Wyobraźnia i napięcie nieporównywalne z żadnym innym. Analizujecie wszystko nie zdając się na automatyki. Ja pozwoliłem sobie jedynie na pierwsze sczytanie sceny światłomierzem wbudowanym, bo nie mam zewnętrznego. Potem kalkulowanie. Może dlatego to trwało 2 godziny… Czy warto.
Dla mnie tak. Ja to lubię. Odpoczywam przy takiej fotografii. Mózg mi odpoczywa. Zero stresu. Ty, fotografia i czas. No i przysłona. No i filtry. No i…. :)
A jednak coś… wyszło.