Późne popołudnie. Zimny, zachodni wiatr. Mija już godzina. Na karcie o pojemności 16GB mieści się 600 zdjęć w jakości RAW+fine JPG. Rozkołys zatoki przy tak słabym wietrze jest zdumiewająco wysoki. Co czwarta, piąta fala, czuję wodę w woderach. Jestem o metr za daleko od brzegu. Tutaj jednak jest najlepszy kadr. Tańcuję ze statywem prawie po pas w wodzie. Idzie jak po grudzie. Linie się nie składają. Perspektywa siada. Jedna po drugiej, kasuję naświetlone klatki w aparacie. Zawsze zdumiewało mnie, że praktycznie wszyscy fotografowie zalecają unikać kasowania zdjęć w terenie i robić selekcję w domu. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Dokonuję 99% selekcji moich zdjęć na podglądzie w aparacie. Jak w tym wypadku, stojąc po pas w wodzie. Czasami po ciemku, w słabym świetle. Zazwyczaj kasuję zdjęcia tuż po ich naświetleniu. I nie mylę się. Ja od razu wiem, który kadr jest dobry. Po prostu to widzę. To jedna z cudownych zalet świata cyfrowego, że mogę to od razu zobaczyć.
Wycofuję się, z chlupocącą wodą w każdej nogawce. Zrobiłem 10 naświetleń. Po 3 na każdą z trzech kompozycji. Każda z innym zestawem filtrów i parametrów. Plus ten jeden. Skasowałem 7 od razu. Dowiozłem do domu 3. Selekcje na monitorze 24 cale przeszły dwie klatki. Z tego wybrana jedna.
Jedna klatka.
Ponad 4 godziny w terenie, łącznie z dojazdem. Spalona benzyna za 50zł. Zamoczone spodnie. Statyw wypełniony wodą w każdej sekcji. Jeden upuszczony filtr, ale uratowany. Kanapka w maku.
Jedna klatka.
Kamień.
Woda.
Czas.
Czas, który czyni ze światłem trzeci wymiar.
Ładne, czyste, choć nieco banalne. Ale rozumiem, że bardziej liczy się przeżycie niż rezultat, więc pewnie warto było… ;)
P.S. A co się tyczy metody pracy (wywalanie ujęć in statu nascendi), można tak, można inaczej. Czasami się co jednak przegapi…
coś ;)
Leszku… no banalne, banalne. Jam jest banalny. Ale zobacz, to też niby banalne, ale autor już nie tak banalny :)
http://www.swiatobrazu.pl/zdjecie/artykuly/11644/jan-bulhak–fotografiklafcrfnu.jpg
Metodologia pracy. Każda jest dobra jeśli się wie co robi :) Zdecydowania wolę obejrzeć efekty na czymś więcej niż duże znaczki pocztowe ;) kosztem później poświęconego na to czasu.
A mnie ciekawi, jak udają ci się długie naświetlenia gdy statyw stoi w wodzie.
Błażej. Dwie są metody. Super ciezki statyw na grubych nogach lub lekki na cienkich. Ja uzywam trzeciej metody jednak… sredni statyw i ciezar mojego ciala. Przy duzym rozkołysie, po prostu opieram sie calym ciezarem na statywie. W zaleznosci od gruntu jednak, bo miekki piach sprzyja zapadaniu sie nog pod moim ciezarem. Przy czasie 5 minut rożnica potrafi wyniesc 1-2 cm wbitej nogi w dno :). Trzeba nabrac wyczucia.