Jest taka niepisana zasada w fotografii plenerowej, której nie stosuję rozmyślnie. A to wielki błąd. Brzmi ona:
Wracaj tam, gdzie zrobiłeś dobre zdjęcie.
Zawsze możesz zrobić lepsze!
Przyznam, że zazwyczaj nie chce mi się jechać w miejsca, które znam. Niestety czas ma to do siebie, że zawsze go brakuje. Z braku więc laku (czyt. czasu) jeżdżę blisko gdzieś domu. No i zazwyczaj trafiam na te same widoczki co zazwyczaj. Nie udaje mi się odkryć wiele nowego, ale w fotografii przyrody to nie fotograf jest twórcą. Nie wiedzieliście tego? My, fotografowie tzw. landscape (swoją drogą jak to słowo pięknie brzmi w języku Shekaspeare’a) mamy gówno do powiedzenia. Za nas bowiem mówi przyroda. Pogoda. Chmury. Słońce i deszcz. A czasami nawet ciemność za nas gada. My tylko musimy znaleźć czas, by się pojawić na tej wyznaczonej randce. I tutaj… liegt der Hund begraben :)
Ja tutaj prawie o powrotach w to samo miejsce, a skąd na to wszystko brać czas. Nie dość, że nie mamy wpływu na słońce, deszcz i mgłę, to w dodatku musimy zrobić wypad po 20-50km po kilka razy, aby upolować aurę. Jednak nie ma innego wyjścia.
Te trzy paliki upatrzyłem sobie już dawno. Wracam tam regularnie, bo blisko :) Woda za każdym razem ma inny stan. Jakiś czas temu paliki zalane po kokardy i wcale ich widać nie było, dzisiaj z kolei, ni stąd ni zowąd, nagle wszystko zwaliło się w jednym momencie. I niebo odbiło swą białość w wodzie i chmury zaczęły tańczyć nad horyzontem i wyszła nawet tęcza, która szybko rozmyła się z braku wilgoci w powietrzu. A jednak. To samo miejsce, ten sam kadr, a randka z naturą jakże inna.
Niesamowite !