fotopropaganda blog o dobrej fotografii

1/60

Kiedyś, za starych dobrych czasów (bo stare czasy zazwyczaj są dobre), istniała taka reguła. Reguła portrecisty. Mówiła ona, że najlepszym czasem do robienia portretów jest 1/60 sekundy. Dlaczego akurat tylko 1/60? Ano wyjaśnienie było dość może dla współczesnych fotografów nielogiczne. Otóż, portret z samego swojego założenia miał oddawać pewne emocje. Pokazać w twarzy modela pewne szczegóły charakterystyczne. Fotografowi nie było wolno “spłaszczyć” obrazu zamrażając go zbyt mocno, fotograf miał wydobyć mimikę twarzy choć odrobinę. Z tą mimiką bowiem łączono plastykę portretu. Jak to osiągnąć? Ano po prostu znajdując optymalny czas, w którym portretowany nie jest poruszony, ale już udaje się swobodnie zatrzymać czas i uniknąć widocznego poruszenia. Uzyskiwany dzięki temu obraz przy czasie 1/60 był pozornie nieruchomy. Jednak dzięki mikro ruchom powietrza, drganiu ręki fotografa, czy po prostu dzięki zwykłemu minimalnemu poruszeniu, portret żył.

Do tego oczywiście dochodził aspekt czysto techniczny. Czułość materiałów była czymś, co warunkowało fotografie na równi z przysłoną i czasem migawki. W dzisiejszych czasach jest kompletnie już pomijane w cyfrowej fotografii, gdzie ISO rzędu 3.280.000 (trzy miliony dwieście osiemdziesiąt tysięcy!) w nowym Nikonie D5 jest do zastosowania – trudno traktować ten parametr jako warunkowa wykonania fotografii. Wówczas była to jednak zmienna poważna. Materiał i brak światła w studio wymagały długich czasów. 1/60 nadawała się idealnie do porteru również z tego powodu. I tak narodziła się magiczna kiedyś zasada, że portretu nie robi się na czasach krótszych niż 1/60, a na tak długich jak uda Ci się nie poruszyć.

Coś w tym jest. Pracując w studio na materiałach ISO50 (Polaroid 55) przy świetle dziennym, uzyskiwałem czasy naświetlania 1/50 – 1/10 sekundy i robiłem portrety. Żaden z nich nie był ostry w ujęciu jakie prezentują nowoczesne programy do obróbki zdjęć. Pomimo to, był ostry :) Ostrością ludzką, nie tą programowalną.

Czas zmienił absolutnie swoje znaczenie i właściwości na przestrzeni ostatnich 20 lat. Ja już absolutnie nie umiem określać czasu. Jeśli wczorajsza aktualizacja iOS na iPhonie, dzisiaj jest już nieaktualna, to o jakim pojęciu czasu w ogóle przyszło nam mówić?:) Ta umowna 1/60 sekundy wydaje się dzisiaj być wiecznością. Czymś, co trwa i trwa… Może czasami warto zapatrzeć się na symbole upływu czasu. By zrozumieć, że każda 60 część sekundy jest równie ważna. Wykorzystajcie fotograficznie te Wasze części. Niekoniecznie na portrety.

3 komentarze

  • Zależało to również od ogniskowej. Ale w czasach o których wspomniano nie zdarzało się krócej niż 35mm, więc 1/60 dawało radę :) Mój najfajniejszy portret w świetle dziennym /pochmurny poranek/ zrobiłem przy 1/15… :)

  • Właśnie. Okolice dziesiatych części sekindy także należą do moich ulubionych :)

  • Od ładnych kilku lat trudno mi się zakuć z naręczny zegarek :) Niemniej naświetlanie przy dłuższych czasach jest mi bliskie i dosyć częste.

fotopropaganda blog o dobrej fotografii