Wschody słońca są jednak fajne. Nie będę jakoś wybitnie się tutaj uzewnętrzniał, po prostu warto czasami ruszyć cztery litery, zabrać aparat i, szczególnie na jesieni, wybrać się na wschód. Mam to szczęście, że mieszkam nad morzem. To otwiera wiele możliwości niedostępnych dla innych. Potrafi jednak także doprowadzić do powielania się w kółko tego samego. Ta sama rozmyta woda na długim czasie, z kamieniem w pierwszym planie lub pomostem sopockim pustym o 5.00 rano. Ileż można tego robić…?
I tutaj kłania się ponownie kwestia sprzętu fotograficznego. Jak doskonale wiecie świat fotografów podzielony jest na dwa obozy. Ci, którzy uważają, że sprzęt nie ma znaczenia, i barykada po drugiej mańce – tych zafascynowanych sprzętem. Pewnie to się już nie zmieni, a jak zwykle prawda leży po środku. Warto jednak pamiętać, że posiadanie sprzętu to nie ujma, a jego brak to nie zaleta sama w sobie. Dzięki długiemu obiektywowi i ogniskowej 1920mm można zrobić taki wschód słońca, który jest niemożliwy do sfotografowania iPhonem :) Chociaż ostatnio coś mnie strasznie ubodło, bo znany i ceniony przeze mnie fotograf, zrobił cykl fotek zaćmienia księżyca i… z całkowitą szczerością napisał pod postem w którym dostał ze 100 tys. lajków, ze powiększył księżyc w programie graficznym, co by go było lepiej widać… :(
Zabolało.
Jakoś tak niefajnie w sumie, bo to przecież takie “oszustwo” trochę. Na dodatek autor robi fantastyczne zdjęcia, które teraz za każdym razem będę rozpatrywał w kontekście: “co on tam wkleił, powiększył, ubarwił, wyciął”? Szkoda mi straszne tego. Ja uważam, że szczególnie fotografia pejzażowa, plenerowa wymaga uczciwości od fotografa, bo tutaj wszystko można powtórzyć, zrobić spokojnie i bez sztuczek w PS. Naprawdę można.W tym wypadku sprzęt, a właściwie jego nadmiar w rekach fotografa, sprawił, że łatwo było “oszukać” widza. Siebie chyba trochę też..:(
A gdyby nie miał autor 3, 4 czy 5 obiektywów? Musiałby to samo zrobić jednym szkłem. Ale wówczas nie byłoby pewnie 100k lajków :) I chyba tutaj jest pies pogrzebany czyli: “Da liegt der Hund begraben”, jak mówią sąsiedzi zza Odry. Wygląda na to, że chęć posiadania lajków, chęć zdobycia poklasku, ale i zyskania pewnego prestiżu w czasach fejsowych potrafi szybko nas omamić. Skracamy sobie więc drogę, by ten poklask dostać od razu. W kilka godzin po wykonaniu sklejki wywalamy ją online i voila! Jesteśmy uznanym fotografem. Gazety robią przedruki. Szansa na ew. zlecenie rośnie. Nasze okienko polubień, aż czerwone od cyferek.
I chyba to trochę rozumiem, ale mój czas zachwytów nad “lajkami” innych przypadł na czas, gdy trzeba było zrobić wystawę w domu kultury, zdjęcia wywołać w domy, odbitki sklecić w łazience. Od etapu tworzenia fotki, do jej prezentacji mijał czasami rok, dwa, trzy. Człowiek nie miał ciśnienia na tak szybkie, ale niewiele znaczące w sumie zachwyty. Wolał spotkać 25 osób przy kieliszku wina, niż mignąć na ekranie cyferkę “100k Like”.
Fotografów obecnie bardziej niż ich własne zdjęcia, zachwyca i cieszy ilość lajków pod nimi!
Ale ja nie o tym. Ja o tym, że czasami warto poświęcić nawet posiadaną ilość sprzętu na rzecz pewnej koncepcji wewnętrznej. Pewnego założenia fotograficznego, które każdy z nas powinien sobie zrobić, o ile chce realizować się prawdziwie twórczo. Założenia sobie zrobić, których nie warto przekraczać w pogoni za wirtualnymi przyjaciółmi. I trzymać się tego. Bo tylko wówczas to, co robimy przetrwa dłużej niż 2-3 dni na naszym wallu. Na dodatek, nasze własne foto-sumienie będzie spokojne.
I to akurat w ogóle nie zależy od ilości posiadanego sprzętu! :)Sobieszewo. Wschód słońca. Zdjęcie wykonane obiektywem 600mm z telekonwerterem x2 i cropem wynikającym z aparatu Canon 10D. Łącznie 1920mm. To przykład tego, że BEZ takiego sprzętu, taka fota nie powstanie. Tak na przekór wpisowi :)