Less is more… chyba nie ma bardziej dosadnego zdania, które odnosiłoby się tak doskonale do wszelkich przejawów ludzkiego tworzenia. Stwarzania. Kreowania. Wymyślania.
Wczoraj TVP Kultura uraczyła mnie doskonałym filmem z 1983 roku. Tytuł “Kilka opowieści o człowieku” w reżyserii Bogdana Dziworskiego. Połączenie merytoryki filmu, scenariusza z obrazem to majstersztyk. Tak jak bohater – Jerzy Orłowski – pozbawiony obu rąk artysta potrafi prostymi środkami stwarzać cudowne prace, obrazy, tak Dziworski minimalnymi elementami warsztatu filmowego, w tym oświetleniem, stwarza doskonały dokument.
Tutaj wspomniana, tytułowa zasada jest skumulowana w kilkudziesięciu minutach, podczas których oglądamy nie bitwę z materią sztuki w wykonaniu kalekiego artysty, ale cudowne tworzenie z minimalną potrzebą wykorzystywania dodatkowych “rekwizytów”. Przepiękna praca światłem i scenografią. Doskonałe zbliżenia i zapierające dech w piersiach detale ludzkiego ciała. Scena, w które kamera wędruje pod stół i skupia się na stopach malarza, podczas jego pracy ustami nad obrazem…. dreszcz.Czemu jestem zachwycony? Mam wrażenie, że coraz więcej fotografii, która trafia we mnie (tak to dobre określenie – ona trafia we mnie, nie do mnie) jest wykonywana z nadmiarem środków. Zarówno przy samym procesie tworzenia, jak i podczas jej obróbki. Jest to naturalnie efekt coraz bardziej zaawansowanych programów, ale także coraz dalej idącej ich automatyki. Weźmy na ten przykład nową funkcje Dehaze w Lightroom CC, o której powiedziano już wiele, a która w postaci prostego suwaka załatwia nam co najmniej 5 innych suwaków :) Z byle czego, robi się coś. Zdjęcie zaczyna żyć swoim życiem. Nadmiar efektów czyni je cukierkowym i fajnym… czy to coś złego? Taki oto rodzic, który chce mieć z wakacji zdjęcia piękne, kolorowe i nasycone będzie w pełni zadowolony z takiego podejścia. A zawodowiec chętnie skróci sobie obróbkę 5000 fotek z kolejnego wesela.
A warstwa tworzenia…? Otóż z przerażeniem czasem oglądam wyczyny !) fotograficzne. Typu, byłem najwyżej i zrobiłem fotę, byłem najniżej i zrobiłem fotę, waliły pioruny i ja mam fotę, palił się wokół i ja mam fotę. Użyłem 8 lamp synchronicznie przez chińskie fotocele i … mam fotę. Tymczasem Dziworski w sposób naturalnie prosty pokazuje mi, że less is more. Że widok naprężonych stóp pod stołem i oświetlonych jednym pilotem z softboxa jest 100-krotnie mocniejszy niż 1000 funkcji Dehaze. Że scena ostrzenia ołówka na kawałku papieru ściernego potrafi być tak nabita napięciem jak naboje do starych syfonów dwutlenkiem węgla.Niestety nie umiem znaleźć w sieci nawet urywków tego filmu. Zachęcam Was jednak do śledzenia programów TV, może gdzieś znajdziecie powtórkę. A co do fotografii… jedno źródło światła. Jedno słońce. Jeden scena.
Less is more… :)
Sztuka Dokumentu – Bogdan Dziworski
O filmie “Kilka opowieści o człowieku”